Na niedzielę i poniedziałek zaplanowana jest wizyta Eriki Steinbach w naszym kraju. Ma być na Pomorzu gdzie urodziła się (w Rumii koło Gdyni) w 1943 roku. Przewodnicząca Niemieckiego Związku Wypędzonych nie jest, jak twierdzą niektórzy politycy i komentatorzy, postacią marginalna niemieckiej polityki, jest wiceprzewodniczącą rządzącej CDU, łączą ją również bliskie kontakty z kanclerz Merkel. Nie jest ona również jednak postacią pierwszoplanową, nadającą ton niemieckiej polityce. Nie należy Eriki Steinbach niedoceniać ale i nadawanie jej nadmiernego znaczenia jest błędem.
W związku z jej wizytą nasuwają się dwa pytania – czy wizyta jest oficjalna (choć poza protokołem) czy też prywatna? Do tej pory nie ma potwierdzonych informacji na ten temat, a te które docierają więcej zamieszania wprowadzają niż wyjaśniają. W zależności od tego należy potraktować panią Steinbach w odpowiedni sposób. Jeżeli przyjeżdża do Polski jako oficjalny przedstawiciel Bundestagu trzeba jasno wyrazić stanowisko polskiego rządu i (jeżeli się uda) zapobiec tej wizycie, jeżeli będzie to niemożliwe wówczas, oprawa powinna być na najniższym możliwym szczeblu, a oficjalne spotkania niech odbywają się z politykami regionalnym jak najniższej rangi. Natomiast bez wątpienia w stronę Niemiec powinien pójść jasny i czytelny sygnał, że politycy tacy jak szefowa Związku Wypędzonych nie są mile widziani w naszym kraju.
Jeżeli wizyta jest prywatna, wówczas najlepszym możliwym działaniem byłoby zignorowanie „gościa”, brak jakichkolwiek komentarzy, spotkań, protestów i zainteresowania byłby idealnym rozwiązaniem. Wizyta bez echa nie istnieje, problemu nie ma, a i ewentualnych korzyści politycznych (w postaci zdjęć protestujących Polaków) dla pani Steinbach nie będzie.
Istnieje również możliwość, że wizyta jest elementem polityki Niemiec (dająca się łatwo przewidzieć wrogość Polaków, możliwe demonstracje itd.) w związku ze stanowiskiem strony polskiej w rozmowach o mniejszości polskiej w Niemczech. Nieprzychylne potraktowanie ważnego (choć nie czołowego) polityka dałoby argumenty stronie niemieckiej do podtrzymywania swojego stanowiska w sprawie Polaków mieszkających w ich kraju. Wówczas należałoby zwiększyć wysiłki naszej dyplomacji, tak aby zdeprecjonować wizytę Eriki Steinbach w Polsce, a przy okazji najlepiej ja ignorować.
Przedstawiciele PiS-u wyrażając swoje – słuszne zresztą oburzenie, robią jednak pani Steinbach przysługę, im więcej szumu wokół jej wizyty, tym dla niej lepiej. Niech zamiast protestów, pójdą sobie na spacer, a w mediach niech króluje tekst „a kto to jest pani Steinbach ?” i mamy z głowy problem. Bez względu jaki jest cel wizyty, przy takim podejściu nie zostanie osiągnięty, polityk bez mediów, publiczności i rozgłosu jest co najwyżej żałosnym politykiem, również (a może przede wszystkim) jeżeli działa na zlecenie władz to nic nie osiągnie i cały propagandowy efekt wizyty diabli wezmą.
Niech wszyscy zignorują pania Erikę Steinbach, a problemu nie będzie, czasem milczenie jest najpotężniejszą bronią.
Zapraszam wszystkich do głosowania na mój wpis "Proszę więc o dokument, że jestem Polakiem" , który został zgłoszony w kategorii polityka do konkursu na dziennikarza obywatelskiego 2010.
Inne tematy w dziale Polityka