Każdy kto zarządza jakimkolwiek budżetem (od domowego do krajowego) powinien brać pod uwagę wszystkie aspekty podejmowanych przez siebie decyzji. Często po dokonaniu szczegółowej analizy okazuje się, że decyzja na pozór słuszna, przynosząca finansowe korzyści, tak naprawdę przynosi straty i generuje koszty w innej części budżetu, koszty które mogą okazać się większe niż planowane zyski. O ile przy budżetach domowych gdzie decydentów jest co najwyżej kilkoro, łatwo ocenić zyski i straty oraz podjąć właściwe decyzje, o tyle przy budżetach firm czy kraju te decyzje nie są już takie proste gdyż wymagają współpracy wielu osób, mających często sprzeczne interesy i chcących dla swojego resortu „ugrać” jak najwięcej. I znów gdy mamy do czynienia z budżetem firmy podejmowane decyzje są uwarunkowane rachunkiem ekonomicznym (nawet kwestie wizerunkowe przekładają się na potencjalne zyski).
Wydaje się to łatwe do zrozumienia nawet dla osoby, która z ekonomią zbyt wiele wspólnego nie ma. Jednak gdy przychodzi do analogicznych sytuacji na poziomie kraju okazuje się, że zaczyna obowiązywać zupełnie inna kalkulacja, a poszczególne działy gospodarki działają jakby niezależnie od siebie, nie dbając o ogólny interes państwa lecz tylko o swoje „słupki”.
Doskonałymi przykładami na powyższy sposób postępowania są decyzje podejmowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia oraz Urzędy i Izby Skarbowe. O NFZ-ecie pisałem już nie raz dlatego teraz skupię się na kilku decyzjach skarbówki.
Ostatnio pojawiła się interpretacja dotycząca stawki vat, płaconej przez firmy zajmujące się obsługą techniczną torów wodnych w portach – tak na marginesie niedawno zakończyła się batalia toczona w identycznej sprawie przez spółki portowe, z pozytywnym dla nich wynikiem. Do tej pory firmy za swoje usługi naliczały zerową stawkę podatku vat (tą stawka objęte są ogólnie usługi portowe) lecz nagle urzędy skarbowe stwierdziły, że należy płacić 23% i to za kilka lat wstecz. Dla firm oznacza to konieczność uiszczenia zaległych podatków rzędu kilkudziesięciu milionów złotych. Ponieważ zleceniodawcami są Urzędy Morskie, a więc instytucje budżetowe, to do nich (w razie utrzymania się interpretacji) przedsiębiorstwa zwrócą się o zapłatę nie naliczonego wcześniej podatku. Budżet oczywiście powie, że nie ma pieniędzy co skończy się koniecznością zapłaty ze środków własnych, a dla firm taki wydatek to praktycznie postawienie w stan upadłości.
I teraz zajmijmy się ekonomią, a nie rachunkowością danego przypadku. Na bruku ląduje około 3 tysięcy ludzi (pracownicy plus firmy kooperujące). Niech połowa z nich (lekko licząc ale załóżmy) ma problemy ze znalezieniem nowej pracy i w związku z tym uda się na zasiłek. Mamy 1500 osób pobierających co miesiąc kilkaset złotych zasiłku, za których z budżetu jest opłacana składka na ZUS. Jednocześnie te osoby nie odprowadzają podatku do budżetu (1500 osób x 19%), spada ich siła nabywcza, czyli tracą wszyscy ci, którzy do tej pory dostarczali jakiekolwiek dobra tym osobom (sklepy, kina, kawiarnie itd.), a zatem spada wartość odprowadzanego przez nich podatku dochodowego oraz vat. Jednocześnie upadła firma nie płaci również podatków co jest dla budżetu niewątpliwą stratą. O kosztach społecznych (które również da się przeliczyć na pieniądze ale to byłaby analiza już zbyt skomplikowana jak na potrzeby niniejszej notki) już nie wspomnę.
Dla skarbówki wszystko się zgadza, firma nie płaci, niech wchodzi komornik i ściągnie co się da, minister finansów również będzie mógł po stroni przychodów zaksięgować sobie uzyskaną kwotę. Kto jednak zaksięguje kwoty stracone? Kto porówna zyski i straty? Kto oceni likwidację dorobku i pozycji likwidowanego przedsiębiorstwa?
Dowolność interpretacji przepisów (wynikająca z ich niskiej jakości) jest jedną z podstawowych bolączek naszej gospodarki. Nie wysokość podatków, nawet nie obciążenia na obowiązkowe ubezpieczenie – choć te są koszmarne, a właśnie niepewność, to co było dobre przez kilka lat jutro może okazać się przestępstwem skarbowym.
To oczywiście tylko jeden przykład, przytoczony na potrzeby notki ukazującej zjawisko, jednak przykład bardzo charakterystyczny, pokazujący jak bardzo zarządzanie państwem różni się od zarządzania firmą – i nie chodzi o zasady lecz o całkowicie inne sposoby działania i cele. Nie bez powodu powszechna w biznesie jest opinia, iż gdyby manager kierował przedsiębiorstwem tak jak rząd państwem (nie dotyczy to akurat tylko naszego kraju, ale w Polsce jest dużo pod tym względem do zrobienia), to doprowadziłby firmę na skraj bankructwa, i bardzo szybko przegnałby się z pracą.
Zakończył się konkurs na dziennikarza obywatelskiego za rok 2010, moja notka"Proszę więc o dokument, że jestem Polakiem" znalazła się w pierwszj dziesiące. Nie jest to podium ale i tak dla debiutanta takiego jak ja to całkiem nie najgorzej. Dziękuję wszystkim, którzy oddali na mnie swój głos.
Inne tematy w dziale Polityka