Nie od dziś wiadomo, że biurokracja dzieli się na dwie kategorie – tę dobrą, tworzącą kościec każdego państwa, oraz tę złą, dbająca głownie o swoje interesy i zachowanie „stołków”. Niestety również nie od dziś wiadomo, że tę dobrą biurokrację trudno utrzymać gdyż osoby kompetentne, mające wizję i nie bojące się podejmowania trudnych decyzji szybko wykruszają się w starciu z przedstawicielami tej drugiej, biurokratycznej opcji.
Każdy kto miał cokolwiek wspólnego z przetargami doskonale zdaje sobie sprawę jak łatwo z jednej strony taki „ustawić”, a z drugiej strony jak trudno stworzyć takie warunki (tzw. SIWZ) , które zabezpieczą interesy strony zamawiającej. I tu mamy doskonały przykład na funkcjonowanie wyżej wymienionych, dwóch biurokracji – przedstawiciele tej dobrej tak przygotują dokumentację przetargową aby oprócz dobrej ceny uzyskać również odpowiedni czas wykonania, jakość, zapisane będą odpowiednie zabezpieczenia interesów zamawiającego. Czyli produkt finalny będzie maksymalnie zbliżony do oczekiwań, a proponowana przez wykonawcę cena, będzie najniższa z możliwych do uzyskania przy uwzględnieniu wszystkich warunków. Oznacza to, że tzw. „kryterium najniższej ceny” będzie jednym i wcale nie najważniejszym z kryteriów jakie będą brane pod uwagę przy rozstrzyganiu przetargu.
Druga – ta zła biurokracja, tak opracuje dokumentację przetargową aby w razie kontroli nikt nic nie mógł im zarzucić, a w szczególności tego, że zapłacili choć złotówkę więcej niż można było. I nie ma znaczenia, że oferta tańsza w zakupie może być droższa w eksploatacja, mieć gorszą jakość czy sto tysięcy różnych powodów dla których nie powinna być wybrana. To nie jest istotne, ważne, że w razie kontroli osoba odpowiedzialna za przetarg może wykazać się porównaniem cen, co według kontrolujących (zgodnie z obowiązującą od lat polityka gospodarczą) stanowi o prawidłowości przetargu. To nie ma znaczenia – grunt, że organizator przetargu jest „czysty”.
Stosując kryterium „najniższej ceny” bardzo często skazujemy się na zakupy „drugiej świeżości”, sprzęt gorszy, wykonania słabszej jakości itd.
Wypowiedzi fachowców od drogownictwa nie pozostawiają suchej nitki na ministrze Grabarczyku, który był odpowiedzialny za wybranie w przetargu na budową części autostrady A2 chińskiego konsorcjum. Przecież byli najtańsi. Obecnie mamy rozgrzebana budową, zero szans na jej dokończenie przed Euro 2012 (a jeżeli już to cena będzie kosmiczna), kilkadziesiąt milionów zaległości wobec polskich podwykonawców oraz ponad 700 milionów złotych odszkodowania w perspektywie, perspektywie która ciągnąć się będzie latami i nie gwarantuje uzyskania takiej kwoty (coś na pewno dostaniemy ale ile to nie wiadomo).
Ale minister Grabarczyk jest bez winy, on dbając o interes Polski wybrał najtańszych wykonawców, działał w dobrej wierze i w przekonaniu o słuszności swojego postępowania. I co z tego, że autostrady nie ma i długo nie będzie, grunt że procedury zostały zachowane.
I pewnie „niewinność” ministra nie ma nic wspólnego z faktem, że trzyma on w swoim ręku jedną z największych „spółdzielni” w Platformie Obywatelskiej i w znacznej mierze decyduje o obsadzie list wyborczych.
Inne tematy w dziale Polityka