Czym rożni się przeciętne dziecko sześcioletnie od przeciętnego dziecka siedmioletniego? – zasadniczo niczym oprócz daty urodzenia. Zdolności poznawcze, możliwości przyswajania wiedzy, sprawność ruchową maja na tym samym poziomie, umiejętność pracy w grupie czy też wytrzymania określonej ilości czasu w skupieniu i bez chodzenia po klasie również są podobne. O co więc te całe larum, po co ponad 300 tysięcy podpisów zaniepokojonych rodziców, czemu chcą odebrać swoim pociechom możliwość wcześniejszego przyswojenia wiedzy? W wielu krajach rozwiniętych cywilizacyjnie dzieci do szkół trafiają wcześniej niż w Polsce, najwcześniej edukacja zaczyna się już w wieku lat czterech i jakoś nie ma z tym nikt problemu, czemu więc u nas te protesty, stowarzyszenie „Ratujmy nasze dzieci” itd.?
Powodów może być kilka ale dwa są chyba podstawowe, pierwszy to brak wiedzy, druki natomiast to tej wiedzy nadmiar. Brak wiedzy związany z nadopiekuńczością powoduje, że rodzice nie dopuszczają myśli, iż malutkie (w ich mniemaniu) dzieci miałyby trafić do takiej „dorosłej” instytucji jaka jest szkoła, że wcześniej rozpoczęta edukacja skraca szczęśliwe dzieciństwo itd. Argumenty całkiem nieprawdziwe ale również całkowicie subiektywne i jako takie nie mogą podlegać ocenie ogólnej gdyż świadczą nie o realiach, a o odczuciach rodziców.
Zupełnie czym innym jest natomiast podany przez mnie powód drugi. Świadomy rodzic zainteresuje się gdzie ma trafić jego pociecha, czasem ma już w szkole dzieci starsze i dzięki temu jest doskonale zorientowany jak działa placówka do której ma potencjalnie trafić sześciolatek. A tu zaczynają się schody, szkoły w naszym kraju to większości molochy, łączące w sobie podstawówkę z gimnazjum (a nierzadko) również liceum. W takich szkołach opieka nad małymi dziećmi jest (nawet uwzględniając dobrą wolę kadry pedagogicznej) iluzoryczna i nie gwarantuje zarówno pełni bezpieczeństwa jak i odpowiedniej edukacji. Jednoczesne umieszczenie obok siebie sześcio i siedmiolatków spowoduje zbyt duże zagęszczenie dzieci, którym potrzebna jest szczególna uwaga, jednocześnie większość szkół nie ma warunków na przyjęcie dodatkowej grupy małych dzieci gdyż nie dysponują odpowiednimi warunkami lokalowymi, co wiąże się z przerabianiem bibliotek czy świetlic na sale dla dzieci co obniża jakość szkoły i warunki dla wszystkich jej uczniów. I wreszcie świetlice, w przedszkolu dziecko może być do 17-tej (w niektórych nawet dłużej) świetlice czynne są do 16-tej, większość rodziców pracuje, a ponieważ zmieniły się od czasów PRL-u zasady pracy, godziny również i obecnie najpopularniejsza jest praca do 16-tej lub 17-tej. I co mają rodzice zrobić z maluchami, nie słyszałem aby gdzieś proponowano wydłużyć działanie świetlic. Trzeba będzie albo urywać się z pracy albo kombinować z babciami czy znajomymi. Na plus należy zapisać koszty, zdecydowanie tańsza jest szkoła (teoretycznie darmowa + obiady ok. 60 zł/miesięcznie) niż przedszkole (z wyżywieniem około 300 zł/miesięcznie)
Ogólnie jestem za wczesną edukacją dzieci, uważam, że im szybciej zaczną się uczyć tym lepiej dla nich, a argumenty o utraconym dzieciństwie są całkiem bezzasadne, ostatecznie to właśnie przebywanie w grupach rówieśniczych, daje największą frajdę dzieciakom i tworzy odpowiednie interakcje między nimi. Tyle tylko, że polskie szkoły (z niewielkimi wyjątkami) są całkowicie do tego nie przygotowane. I teraz należy rozważyć co lepsze - szybka edukacja w kiepskich szkołach czy późniejsza – we wcale nie lepszych?
Inne tematy w dziale Polityka