Politycy z różnych partii prześcigają się w pomysłach jak ulżyć Polakom, którzy zaciągnęli kredyty we frankach szwajcarskich. Nie da się ukryć, że ostatnie wzrosty kursu tej waluty (oststnio3,52) są bardzo bolesne dla kredytobiorców, a ponoć to nie jest koniec. Kłopoty w strefie euro, kryzys w gospodarce USA czy ciągły problem (po trzęsieniu ziemi i tsunami) w Japonii powodują, że frank szwajcarski wydaje się najbardziej solidna walutą i całkiem naturalne jest, że jego wartość rośnie.
Trzeba sobie jednak uzmysłowić, że podjęcie decyzji o zaciągnięciu kredytu na wiele lat (kredyty we frankach są to głownie kredyty hipoteczne, czyli na lat przynajmniej kilkanaście, a nierzadko nawet na 40) i potencjalna zmiana kursu w trakcie jego spłaty powinna być jedną z podstawowych analizowanych możliwości podczas oceny naszej zdolności kredytowej. Kredyty te cieszyły się dużym powodzeniem gdyż były sporo tańsze niż te w innych walutach czy w złotówkach. Do tej pory kredytobiorcy „zarabiali” w stosunku do tych płacących raty w złotówkach, teraz sytuacja się odwróciła, jednak nikt nie wzywał do wyrównywania różnic w ratach spłacanych przez osoby mające kredyt w naszej rodzimej walucie, to przez lata one płaciły (przy tej samej kwocie kredytu) więcej niż ci, którzy zaufali walucie Szwajcarii. Teraz sytuacja się odwróciła.
Nie jestem pewien czy pomysły polityków wynikają z chęci ulżenia kredytobiorcom czy też są efektem nadchodzących wyborów, jednak bez względu na powód pomysły te są szkodliwe. W gospodarce rynkowej jakiekolwiek manipulacje przy kursach walut są bardzo ryzykowne i wpływają negatywnie na rynek walutowy, a co za tym idzie na nasz eksport i import. Osławione spready są niejednokrotnie wręcz „bandyckie” jednak należy uwzględnić fakt, że bank nie jest instytucją charytatywną i musi zarabiać, całość działa jak naczynia połączone, na jednym zarobi więcej aby móc np. zaoferować darmowe konta, nie pobierze prowizji od kredytu ale ma np. duże spready – nie jest to wszystko takie jednoznaczne. W końcu pomysł aby móc spłacać kredyt gotówką, kupiwszy wcześniej franki. Wydaje się najbardziej sensowny, niestety tylko się wydaje, po pierwsze banki nie zarobią na spreadach, co (jak pisałem wcześniej) będzie rzutować na ich wynikach, a po drugie – ostatecznie nie musimy współczuć bankom, jeżeli kilkaset tysięcy osób (zakładam, że większość dostrzeże korzyści wynikające z możliwości gotówkowej spłaty kredytu) rzuci się do kantorów aby kupić franki szwajcarskie, natychmiast cena tej waluty podskoczy, a przy potencjalnym – comiesięcznym, zapotrzebowaniu bez wątpienia będzie to podwyżka znacząca, która szybko zniweluje potencjalne zyski kredytobiorców. Oprócz tego kupując gotówkę, kredytuje się kraj z którego to waluta pochodzi, nie widzę zbytniego powodu aby Polacy mieli udzielać co miesięcznego kredytu bogatej Szwajcarii.
I na koniec jeszcze jedno, jeżeli państwo polskie (poprzez działania polityków) pomoże jednej grupie kredytobiorców, która akurat wpadła w kłopoty, dlaczego nie miałoby pomóc innym, którym zabrakło na spłatę rat, bądź zmieniły się ich warunki pracy i płacy lub zmieniła się stawka procentowa itd.
Interwencja państwa w gospodarkę nie jest całkowicie wykluczona, są sytuacje gdzie w imię „wyższego dobra” należy ingerować. Jednak powinno to być robione jak tylko można najrzadziej i z ogromna ostrożnością, tylko wówczas gdy takowe działanie jest już absolutnie niezbędne i gdy jego brak może spowodować bardzo duże koszty społeczne, gospodarcze czy też polityczne (to dotyczy polityki międzynarodowej). Nadchodzące wybory, bądź wpółczujące , miękkie serca polityków nie są wystarczającą przesłanką do interwencjonizmu. I niech zawsze pamiętają, że ingerując w jedną, nawet fragmentaryczną część gospodarki mogą spowodować ruszenie lawiny, której siły i kierunku nie sposób często na początku ocenić.
Inne tematy w dziale Polityka