Czas jakiś temu w telewizji występowali w jednym programie Wojciech Cejrowski i Karolina Korwin-Piotrowska. Rzecz tyczyła się feminizmu i pani Karolina zapytała czy nie ma jakiejś płaszczyzny, punktu wspólnego, z który W. Cejrowski mógłby się zgodzić (chodzi oczywiście o hasła głoszone przez feministki). Jaka była odpowiedź - otóż W.C. przyznał, że takowe istnieją, natomiast nie ma możliwości aby uznał ich racje, ponieważ jako katolik stawiający życie na pierwszym miejscu i uznający, że te liczy się od momentu poczęcia nie może dyskutować nad "pakietem" postulatów w skład którego wchodzi aborcja - nawet jeżeli inne są słuszne. Argumentacja logiczna i sensowna, a z punktu widzenia katolicyzmu - jedyna możliwa.
Oboje występujący w programie to dziennikarze - publicyści, mogą bez prawnych konsekwencji wypowiadać swoje zdanie. Co najwyżej ktoś ich za to polubi albo wręcz przeciwnie.
Co w takiej sytuacji mają zrobić politycy? ich zdanie i decyzje maja wpływ na życie każdego z nas. Jeżeliby trzymali się swoich przekonań (mowa oczywiście o katolikach) to stanowienie prawa zgodnego z nauką kościoła byłoby wręcz ideologiczną dyktaturą. Stanowienie prawa zgodnego z zapotrzebowaniem społecznym powinno w niektórych przypadkach (np. aborcji) skutkować ekskomuniką. Jak pogodzić ogień i wodę. Jeżeliby trzymać się wszystkiego literalnie to jedynymi osobami mogącym bezpiecznie uprawiać politykę są ateiści pełni tolerancji i dbający o interesy osób wierzących. Absurd - tak ale prawdziwy. Jak rządzić blisko 40-sto milionowym narodem, uwzględniając interesy wszystkich i nie popaść w schizofrenię.
To pewne uproszczenie ale osoby takie mogą (a wręcz powinny) stanąć przed dylematem - Albo służba publiczna albo zbawienie. I co dalej?
Oczywiście przyjmujemy założenie, że politycy są prawi i starają się wypełnić swoje obowiązki zgodnie z sumieniem i interesem społecznym, nie tworząc nowej inkwizycji, dbając o interes całego kraju, a nie tylko poszczególnych grup społecznych.
Inne tematy w dziale Polityka