Nie podlega dyskusji, że po upadku komuny, jedna połowa Okrągłego Stołu przyczyniła się do bankructw polskich firm narodowych, aby za bezcen mogły wykupić rodziny lub znajomi znajomych i albo dochrapać się milionów na działalności, albo zlikwidować konkurencję dla swoich firm macierzystych.
Odnoszę wrażenie, że to samo robi teraz druga połowa Okrągłego Stołu.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego w obliczu rzekomo rozprzestrzeniającej się nowej odmiany koronawirusa, o 70 % bardziej zakaźnej, tłoczenie dzieci w szkołach stanowi znikome ryzyko napędzenia trzeciej fali epidemii w Polsce - jak tłumaczył wczoraj Niedzielski, a te same dzieci na wolnym powietrzu, rozparcelowane na stokach, w hotelach, kwaterach prywatnych - to zagrożenie jak jasny gwint i trzeba zamknąć branżę turystyczno-gastronomiczną.
Nie mogę zrozumieć przy założeniu, że rządzący troszczą się o naród i działają dla dobra obywateli.
Natomiast przy założeniu, że rządzą nami nowi grabieżcy - jest dla mnie wszystko jasne.
Doprowadzić do fali bankructw, a potem rodziny, znajomi znajomych, którzy już odłożyli nieco kasy ssąc od kilku lat koryta, przejmą za 10 % na licytacjach hotele, restauracje, firmy transportrowe i inne obiekty/firmy, które obecnie plajtują.
Wrześniowy powrót dzieci do szkół skutkował ruszeniem zatrważającej fali zakażeń w październiku i listopadzie. Bo oczywiście lawina nie rusza z dnia na dzień, lecz dopiero po 3-4 tygodniach by osiągnąć zawrotne tempo po 1,5 miesiąca.
Mamy jedną z największych umieralności na Covid i inne choroby w Europie.
Cały czas odnoszę wrażenie, że jednymi posunięciami napędza się celowo epidemię, a drugimi doprowadza do ruiny polską przedsiębiorczość.
I nie daję rady uwierzyć, że robią to bezmyślne trepy, tępe półgłówki. Coraz bardziej nabieram przekonania, że robią to cwane, zmyślne, przebiegłe i wyzute z wszelkich uczuć patriotycznych pasibrzuchy / psychopaci, dla których liczy się tylko własny, napchany kałdun. A za nasze - podatników 500 + zł hodują sobie tanią siłę roboczą do przejętych majątków.
I coraz bardziej pragnę u władzy partii, która skutecznie wprowadzi program... SZAFOT +.
Aktualizacja:
Pod notkami mało kto z Czytelników żąda, abym uzasadniła swoje stanowisko. Mało kto dopytuje o szczegóły, gdy pewne cząstkowe wątki poruszam ogólnikowo. W ogóle mało kto prowadzi dyskusję.
Poczułam potrzebę uzasadnienia, dlaczego gastronomia - tak, a szkoły - nie.
Otóż gdy człowiek idzie jeść do restauracji, nie idzie na kanapki, czy zupę mleczną. Ludzie w zdecydowanej większości zamawiają potrawy mocno przyprawione. A przyprawy natychmiast dezynfekują gardziel - jak pieprz, czy papryka. W sytuacji, gdy obowiązywałby dystans w lokalach, a do czasu podania potrawy - maseczki, ryzyko złapania czy rozsiania wirusa jest niewielkie. Mniejsze niż w komunikacji miejskiej w tłoku.
Natomiast dzieci, choć mają zdecydowanie mniej receptorów w tkankach (lub wcale) wychwytujących sars-cov-2 i chorują w ułamku procenta, to większość wydziela więcej śluzu w drogach oddechowych niż dorośli z powodu innych drobnoustrojów (tzw. dziecięcych) i chadzają z katarem lub kaszlą przez większą liczbę dni w roku. W takiej "pożywce" łatwiej przenieść sars-cov-2 na kolegów, a potem w domu na rodziców i dziadków, niż w restauracji z dorosłego na dorosłego. W dodatku dzieci nie potrafią utrzymać dystansu ani higieny rąk, a na przerwach w szkołach latają i wentylują płucami jak opętane.