Jozef- Londyn Jozef- Londyn
327
BLOG

Donaldzie Tusk - to nie nasza wojna!!!

Jozef- Londyn Jozef- Londyn Polityka Obserwuj notkę 5
Lewicowi "przywódcy" kontynentu wzywają do zdefiniowania konfliktu w kategoriach .....moralności. Ale wojny to nie moralitety. Wojny to walka o władzę i interesy

Dla globalistycznych, koczowniczych elit, wychowanych przez machinę władzy UE i rządzących większością europejskich narodów, taki strach może być do zniesienia. W razie katastrofy mentalność „lewackiego obywatela świata” nakazuje im po prostu wyjechać i osiedlić się gdzie indziej.

image

Europa stoi w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa. W ciągu kilku dni cztery incydenty rozwiały złudzenia, że ​​wojnę na Ukrainie można powstrzymać lub „zlokalizować” bez dalszych konsekwencji dla stabilności i spokoju kontynentu. Rosyjskie drony wdarły się w polską przestrzeń powietrzną jako pierwsze, 9 września. Jeden z nich został odnaleziony ponad 200 kilometrów od wschodniej granicy Polski, po bezproblemowym przebyciu tej dużej odległości. Następnie, 13 września, rumuńskie myśliwce poderwały się do walki z dronem kamikaze nad Morzem Czarnym. Wreszcie, 19 września, 3 rosyjskie myśliwce przechwytujące MiG-31 przebiły Estonię, przekraczając granicę NATO i przelatując zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od stolicy NATO. Moskwa prowadzi śledztwo, to pewne. Najprawdopodobniej będzie je prowadzić dalej – i śmielej – w nadchodzących tygodniach i miesiącach.

Każdy z tych epizodów można by z łatwością skreślić sam w sobie. Na szczęście jak dotąd nie było ofiar, nad którymi można by ubolewać. A jednak historia nie toczy się w oderwanych od siebie epizodach; ona się kumuluje. Iskra tu, błąd tam – i kontynent może łatwo stanąć w płomieniach. Sarajewo 1914 było, na pierwszy rzut oka, drobnym incydentem na Bałkanach. Karabiny, które nastąpiły później, spustoszyły całe pokolenie.

Dziś szanse są niepomiernie większe – Rosja jest czołową potęgą nuklearną na świecie. Podczas gdy nieudolna i historycznie nieuczona lewicowa klasa polityczna Europy może głośno mówić o pozbawianiu kłów rosyjskiemu niedźwiedziowi, myśl o potyczce powietrznej w Estonii, która zapoczątkuje efekt domina, wiodący Europę na drogę wojny nuklearnej, powinna przerażać każdego rozsądnego człowieka.

Pokazuje to również, po raz kolejny, dlaczego prezydent USA Donald Trump i premier Węgier Viktor Orbán mają rację, domagając się negocjowanego zakończenia konfliktu na Ukrainie.

Powołanie się Polski, a teraz Estonii, na Artykuł 4 pokazuje, jak bardzo zawężony stał się margines błędu. Postanowienie to nie wymaga wojny. Pokazuje jedynie powagę intencji. W Rumunii Morze Czarne, które przez długi czas było jedynie kwestią geopolityczną, stało się teatrem działań wojennych, na którego niebie rosyjskie i zachodnie samoloty ścigają się codziennie. W Estonii rosyjscy piloci zatrzymali się na tyle długo, by przypomnieć nam, że granice NATO również mogą zostać naruszone. To nie są zdarzenia arbitralne. To trend.

Schemat jest niepodważalny: granice między pokojem a wojną szybko się zacierają. Przy rozległej granicy NATO-Rosja beczka prochu, rozbity dron, nerwowy pilot czy awaria transmisji – wszystko to może doprowadzić do europejskiej apokalipsy. Dla globalistycznych, koczowniczych elit, wychowanych przez machinę władzy UE i rządzących większością europejskich narodów, taki strach może być do zniesienia. W razie katastrofy mentalność „obywatela świata” nakazuje po prostu wyjechać i osiedlić się gdzie indziej. Jednak dla patriotycznego przywództwa najważniejsza jest ojczyzna. Naród jest niezastąpiony. Dlatego od czasu inwazji Rosji na Ukrainę trzy lata temu, ci, którzy opowiadają się za negocjacjami, w przeważającej mierze opowiadają się po patriotycznej prawicy. Nie dlatego, że konserwatyści są naiwni, pacyfistyczni czy rusofilscy, ale dlatego, że rozumieją, o co toczy się gra.

W Brukseli jednak język pozostaje maksymalistyczny.Lewicowy  Mandarynat wciąż żyje w swojej własnej krainie czarów. Eskalacja, a nie negocjacje. Sankcje i broń, nawet jeśli sankcje ewidentnie nie działają, a broń może jedynie przedłużyć walkę, zabijając i okaleczając setki tysięcy młodych Europejczyków, nie robiąc nic, aby poprawić pozycję Kijowa. Przywódcy kontynentu wzywają do zdefiniowania konfliktu w kategoriach moralności – nowej krucjaty, manichejskiej walki dobra ze złem.


Ale wojny nie są moralitetami. Wojny to zmagania o władzę i interesy. Albo posiadasz obiektywne, materialne zasoby, aby zwyciężyć na polu bitwy, albo nie. W takim razie lepiej rozmawiać, póki jest jeszcze czas na dyplomację. To właśnie powinny robić Kijów i Bruksela – a nie próbować przekonać Trumpa do powrotu do prowojennej, neobidenowskiej polityki zagranicznej, mimo że zagrożenia dla całej Europy wciąż narastają.

Od początku wojny, w 2022 roku, to Węgry należą do nielicznych państw, które mają odwagę mówić prawdę. Rząd Orbána jest wyśmiewany jako pacyfista i odrzucany jako defetystyczny. Ale każdy niepokorny dron, który zabłąkał się na peryferie NATO, i każdy rosyjski myśliwiec, który przeleciał nad bałtyckim niebem, uzasadniają pragmatyzm Budapesztu. Nie można pozwolić, by 2500-kilometrowa granica NATO-Rosja stała się stałym punktem tarcia. Europejczycy nie powinni żyć w ciągłym strachu, że jakiś drobny incydent na Wschodzie może doprowadzić do zagłady kontynentu. A ponieważ Rosja nigdzie się nie wybiera w najbliższym czasie, jedynym sposobem na osiągnięcie tego celu jest dyplomatyczne zaangażowanie się w sprawy Rosji. To nie tchórzostwo. To racjonalna sztuka rządzenia.

Czas na wzajemną deeskalację nadszedł. Niebezpieczeństwo, z którym się mierzymy, jest po prostu zbyt duże, by je tolerować. Wyobraźmy sobie, że jeden z rosyjskich dronów spadł na polską wieś. Wyobraźmy sobie, że prawdopodobnie przypadkowo trafił w dom rodzinny. Czy Warszawa mogłaby uniknąć odwetu? Czy jej rząd przetrwałby presję społeczną? Co by było, gdyby myśliwiec NATO zestrzelił rosyjski samolot? Czy Moskwa po prostu przyjęłaby przeprosiny? Odwet mógłby prowadzić do odwetu aż do uruchomienia Artykułu 5, a wojna zastępcza tocząca się obecnie na Ukrainie stałaby się wówczas pełnoprawną wojną, w której walczą ze sobą giganty nuklearne. Dla Europy taka wojna mogłaby zblednąć w porównaniu z II wojną światową.

Poważne negocjacje pokojowe są zatem pilne. Europa musi na nowo nauczyć się ostrożności Bismarcka, de Gaulle'a czy Powella, którzy rozumieli, że stabilność kontynentu nie zależy od pozostawienia Rosji na pastwę losu, lecz od zakotwiczenia jej we wspólnym porozumieniu. Oczywiście, dyplomacja często bywa chaotyczna; niezależnie od tego, jakie porozumienie zostanie ostatecznie osiągnięte, żadna ze stron nigdy nie uzna go za idealne. Rozgniewa to Kijów i jego europejskich sponsorów, którzy będą ubolewać nad oddaniem terytoriów Moskwie; prawdopodobnie rozgniewa to również najbardziej wojowniczych i nieugiętych polityków w Rosji, którzy niewątpliwie chcieliby zmusić Zachód do większych ustępstw. Jednak sztuka rządzenia, jak głosi przysłowie, jest sztuką tego, co możliwe. Bardziej niż kiedykolwiek nasz cierpiący kontynent potrzebuje polityków z dojrzałością, którzy to dostrzegą. 


w tym samym temacie

https://www.salon24.pl/u/hardy/1465943,tusk-gra-w-niebezpieczna-gre

Dziadek 6 -ga wnuczat

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka