Rolex Rolex
96
BLOG

TURAŃSKI PERSONEL, BRAK DIAGNOZY, BOLSZEWICY, FASZYŚCI I METABZD

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 54

Natrafiłem w Salonie na tekst Gniewomira, wszystkim nam znanego admina, w którym skarży się na trudności, jakie napotyka na drodze dalszego doskonalenia się w autidentyfikacji politycznej. Słusznie zauważa wzrost agresji w debacie publicznej, niesłusznie nazywa debatę publiczną polityczną, bo o ile w Polsce uprawia się publicystykę polityczną (niezłą), teoretyzuje się politycznie (średnio), to polityki samej w sobie nie prowadzi się wcale.

Do prowadzenia polityki potrzebny jest naród polityczny, a istnienie takiego jest możliwe przy założeniu pewnego Corpus wspólnego rozumienia spraw zasadniczych oraz elementów zbiorowej pamięci, jako że nie można tworzyć nic świadomie działajacego w czasie, jesli się cierpi na amnezję.

W Polsce są tacy przykładowo, którzy uważają, że w drugiej połowie lat czterdziestych toczyła się w Polsce wojna domowa, co spotyka się z protestem innych, którzy twierdzą, że w owym czasie hordy azjatów tropiły i tepiły przy pomocy swoich polskojezycznych przewodników i najmitów resztki armii pokonanego państwa polskiego. Nie mogę nie udawać, że ten drugi opis mnie osobiście wydaje się trafniej oddającym rzeczywistośc, bo do istnienia wojny domowej potrzebni są domownicy, a w akcji pacyfikacyjnej nie widzę domowników po stronie pacyfikującej, niemniej nie o moja opinię tu chodzi, ale o wykazanie faktu nieporozumienia co do rzeczy podstawowych.

Ten brak zdarza się czasami zakrywać sloganem o pluralizmie poglądów, ale to zabieg nieskuteczny, a własciwie utrwalający chaos, bo wyobraźmy sobie podobną niezborność poglądów w jakiejś innej społeczności. Gdyby wiekszość mieszkańców Kraju Związkowego Bawarii uważała, że od lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku żyje pod butem pruskiej okupacji, to być może istniałyby Niemcy w dzisiejszych granicach, ale nie byałaby to zdecydowanie republika, i raczej nie federalna. Gdyby wiekszość obywateli NRD uważała wkroczenie Armii Czerwonej za wyzwolenie z łap nazistów i z kapitalistycznego wyzysku, a wycofanie Armii Czerwonej za groźbę powrótu w łapy i ponownego popadnięcia w wyzysk, istniałyby dwa państwa niemieckie.

I jesli odrzucałbym tezę o wojnie domowej toczonej w Polsce w drugiej połowie lat czterdziestych, to podjąłbym się obrony tezy, że toczy się ona dzisiaj. Dzisiaj mamy "w domu" conajmniej dwa narody polityczne. To że nie toczy się ona na polach bitew, zawdzięczamy wyrżnięciu elit wojskowych jednej wspólnoty i pozbawieniu siły wojskowej drugiej wspólnoty w drodze opuszczenia eszelonami w kierunku: Moskwa. Wobec zamarłej tradycji z jednej strony i fizycznego braku bagnetów z drugiej, wojna przyjeła charakter wojny maglanej, pojedynku eunuchów z całym arsenałem plwań, przekleństw, płaczu, dąsów i co tam się jeszcze może zdarzyć. Temu wszystkiemu towarzyszy niezrozumienie celu, a całość sprowadza się do zażartej bitwy o własny życiorys (nie donosiłem, donosiłem, ale nie szkodziłem, jeśli szkodziłem , to nieświadomie, a jesli świadomie, to nie za pieniądze, a jesli za pieniądze, to takie były realia, a poza tym to była moja forma walki).

"Społeczność to kosmion rozświetlony od wewnątrz znaczeniami" pisał poetycko Eric Voegelin. Coś co bryzga hasłami, które zdają się nie mieć nawet desygnatów, to już nie kosmion, ale magiel właśnie.

Ale co z tą polityką, której nie ma? zapyta ktoś przytomnie. Ano nie ma, wobec braku narodu politycznego. A co jest? Jest dynamiczny etap dążenia do ustanowienia oligarchii zawłaszczającej magiel, przy czym nie jest jeszcze przesądzone, której z grup dane będzie cel osiągnąć.

Grupy oligarchiczne nie uprawiają polityki w sensie klasycznym (rozumna troska o dobro wspólne). Grupy oligarchiczne walczą o własny, możliwy do osiągnięcia interes. W ich mentalnej perspektywie (to wynika z pochodzenia i doświadczeń historycznych) nie mieści się, by można było uprawiać walkę o władzę bez oparcia się o czynnik zewnetrzny. Z dwóch powodów. "Azjaci" nigdy nie mieli doświadczenia sprawowania władzy suwerennej, a jedynie wykonywanie namiestnictwa, ethosowcy (że tak ich nazwę) żyją w cieniu hekatomby Września, Powstania Warszawskiego, stalinizmu. To ludzie naznaczeni klęską. Potrafią trwać, aż do śmierci w okopach spraw przegranych; nie potrafią zwyciężać.

Mamy w Polsce współczesnej partie dwie. Pierwsza to partia, którą nazwałem azjatycką, ale precyzyjniej warto by ją być może nazwać partią surowcową. To partia realizująca swoje partykularne interesy w oparciu o realny byt polityczny - Rosję Putina i - w dalszej perspektywie - antyamerykański projekt europejski.

Druga partia to partia CIA - realizująca swoją wizję równowagi pomiędzy Niemcami a Rosją dzieki sojuszowi ze Stanami Zjednoczonymi, wychodząc ze słusznego skądinnąd wniosku, że sojusze z ciocią Andzią i ciocią Franią mają niewielki sens militarno-polityczny.

W tym momencie rozważań najczęściej pojawiają się głosy krytyczne, a linię tej krytyki można by przedstwaić w skrócie tak: wszystko to przebrzmiałe myślenie dziewiętnastowiecznej polityki, w czasach globalizacji myśli się zupełnie inaczej.

Otóż, dawno polityka nie przypominała bardziej tej przed-dziewiętnastowiecznej, jak to jest dzisiaj; to dziewiętnastowieczna była bardziej globalna niż dzisiejsza.

W XIX wieku CAŁY glob został podbity bądź uzależniony od kilku kultur cywilizacji europejskiej, która narzuciła swój język, naukę, religię, system szkolnictwa, medycynę, sztukę i coca colę w dalszej kolejności. Świat XIX wieku był światem najbardziej jednolitym w dziejach! Przestał być jednolity, kiedy na arenie dziejów pojawiła się Sowiecka Rosja - turański, azjatycki twór powstały na gruzach powierzchownie zokcydentalizowanej Rosji. W wyniku wielkiego starcia i wzajemnego osłabienia, a wieksze części głobu usamodzielniły się odtwarzając obaszary bądź plemiennego chaosu bądź tworząc nowe europejskie (w formie) potegi.

Dzisiaj liczące się kraje podejmują NA NOWO proces kolonizacji. Niemcy kolonizują Bałkany i Europę Środkowo-Wschodnią pod sztandarem Unii Europejskiej, Amerykanie przejmują schedę po Brytyjczykach na Bliskim Wschodzie, Rosjanie planują tym razem skuteczny desant na Europę przy pomocy gazu, ropy, a ostatnio żywności, a my...

No własnie. My siedzimy w maglu.

A każda z grup, niezdolna do fizycznego wyeliminowania przeciwnika, stara się uchwycić przyczółki i dotrwać do rozstrzygnięć, które zapadną w walcę pomiędzy prawdziwymi graczami. Każda liczy na taką odmianę światowej koniunktury, która przyniesie zwycięstwo koniowi, na którego postawiła i poddaństwo właścicielowi konia.

To prawda, uważam rząd Kaczyńskiego za jeden z pierwszych, który podjął się wyartykułowania tez, innych niż mniejszy lub większy stopień klientelizmu wobec tandemu Rosja - Niemcy. Za cenę klientelizmu wobec Ameryki. W oparciu o tę relację starał się zbudować antyrosyjski (i antyniemiecki) wał ochronny stworzony z państwa małych i średnich, bliższych i dalszych.

Tyle, że NIC z tego nie wyszło.

Więc pozostaje nam czekać na zmienne obroty kół fortuny.

 

Rzecz jasna, do uczestnictwa w debacie publicznej potrzebne są dwie rzeczy: świadomość i właściwe rozpoznanie, co się dzieje oraz:

dokonanie wyboru w ramach alternatywy, która jest dana.

Z punktu widzenia czystego biznesu wieksze szanse ma partia gazpromu. Niemniej, nie samych chlebem, a zwycięstwo tej partii niesie ze sobą zagrożenia cywilizacyjne.

Sprowadzając rzecz do obrazka, wybieramy pomiedzy walonkami, wódką w szklankach, słoniną i tłuczeniem po mordzie, a coca colą, hamburgerem, hollywoodem i protekcjonalnym poklepywaniem po plecach.

 

Pozdro

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (54)

Inne tematy w dziale Polityka