Jako oficer prowadzoncy niejednego rozprowadzonego, pojawił siem u mnie wczora z wieczora pewien niemieckobrzmioncy polityk polskojęzyczny z ogólnem zapytaniem, czy nie pomógbym mu dorwać siem do koryta.
- Oczywizda - świsnąłłem przez zemby i zaprosiłłem do salonu, gdzie już stała przygotowana butelka z koniakiem. - Napije siem - rzuciłłem grzecznie suwając szarmancko szklankom po plexiglasowej nakładce na blat z dęba (co by mnie chamstwo kółek na politurze nie narobiłło).
- A dziękkuję - odpowiedział kandydat na miejsce przy korytku, chlapnął zdrowy haust napoju pierwszych sekretarzy i zaczął w ten deseń, mniej wiency:
- Bo ta - zmrużył świnskie oczka - wiadomo, że każden chce siem nachapać.
- Natura lucka - podpowiedziałem uprzejmie.
- No, ale czeba tyż zachować demokrancję, znaczy, ludzie muszom wybrać w akcie głosowania delikwenta.
- Można podsondażować - nalałłem i ja sobie złocisty napój ambasadorów Socjalistycznej Republiki Wietnamu do kieliszka.
- No niby można, ale podsondażować da siem na pinć procent?
- Na dziesinć - odparłem ostrożżnie, jako że nie lubiem oddawać głowy za oficerów pracujoncych na innych odcinkach ideologicznego frontu. - Ale - ciongłem - można uwielbić i szanować dziennikarzynami rozprowadzonymi, a nierozprowadzonych pszyprawić o kłopoty z autem, prawem bonć rodzinom...
- No ta - gość wyraźnie siem rozwyluzował na moim pluszowym fotelu w czerwonom kratem - to bendzie ze skolejne dwadzieścia procent zwycięztwa demokrancji, ale - tu łypnął ku mnie zaskakujonco bystrze, jak na polityczne ścierwo, którym w istocie swojej najgłembszej był - jak by pan generał potrafił podać taki przepis na stuprocentowe zwycienstwo wolności, prawdy i sprawiedliwości...
- Ła! - odszepłem głośno - ale to bendzie kosztowało...
- Piniondz nie łolet, wienc nasze zaplecze biznesowo-kryminalne może wysupłać za stuprocentową pewność dostempu do korytka!
- Dobra, dobra - bo wicie, że jak nie zapłacicie, to wyciongnę z fonoteki takie przeboje...
- Nie, nie, nie!!! - zawył trafiony celnie. - Wiecie, generale, że my wrażliwi na myzykę!
- Nu - nastroszłem siem trochem - Podejdzie - rzuciłłem i wysuwłłem sygnet do pocałłowania. A kiedy pocałłował to siem nachyliłłem i szepłem mu na ucho stuprocentowy sposób na zostanie premierrem.
- Naprawdę? - zdziwił się - ja myślałłem, żeby najcwańszego! Albo największe skurwysyniontko! Albo takiego, co by siem chciał najszypciej nachapać!
- Eee - otparłłem wyniośle patrząc z pobłaż-żaniem - najcwańszego dajcie do reformy finansów, żebu tak reformował, coby nic nie zmienić w temacie dojenia frajerów, skurwysyniontków szukać nie musita, przyjdźta do mnie, to wam oddelegujem służbowo, tego, co siem chce nachapać to zakopcie, bo rzecz nie w tem, coby szybko, ale by konsekwentnie i długoterminowo...
- Wienc - podrapał siem grubemi palcyma w łyse czoło - mówicie, że...
- O! - Zamachłem siem potakujonco - ZDROWIE! ZDROWIE GŁUPKU! Ważne, coby zdrowy był i rumiany. By długo ciągł! I takiego ludzie kupiom!
Inne tematy w dziale Polityka