Człowiek to również zwierze ekonomiczne. To znaczy, liczyć umie. I kalkulować. Arystoteles, który wprowadził do powszechnego obiegu pojecie ekonomii, wywiódł je z zarządzania gospodarstwem domowym (oikos nomos) i słusznie, bo w gospodarstwo domowe jest podstawą nauki ekonomii, a gospodarstwa wiekszych niż domownicy zbiorowości są dla tej podstawowej jednostki ekonomicznej pochodne. Jak się ktoś zadłuża w gospodarstwie domowym, zadłuży gminę, województwo i całe państwo, bo nieumiejetność radzenia sobie w mikroskali skutkuje nieuchronnoscią porażki w jakiejkolwiek większej (skali).
Osobiście sądzę, że podobnie jest z władzą. Jesli do polityki dostaje się rodzinny frustrat, to znaczy ktoś, kto nie poradził sobie z rolą w swojej własnej rodzinie, polityka państwowa bedzie wyglądała podobnie frustrująco. I dlatego polska polityka pozbawiona jest, poza bardzo nielicznymi wyjatkami, meżów stanu. Znakomita wiekszość to frustraci, których rozgrywają ludzie interesu ku chwale i dla wzrostu aktywów swojego (często szemranego) środowiska.
Ale to tylko wstepne dygresje. Przejdźmy do sedna. Otóż polski rząd ogłosił, że pozbawi duże grono byłych pracowników PRL-owskich służb specjalnych przywilejów emerytalnych. Czy były pracownik tych służb jest, podobnie jak każdy inny człowiek, zwierzęciem ekonomicznym? Zapewne tak. I jest nim chyba z wiekszym powodzeniem niż nasi politycy, bo swoim zyciem udowodnił, że nie cofnie się przed niczym, byle mieć spokojną miskę na starosć, wikt i opierunek.
A jesli zwierzęciem ekonomicznym jest, to szybko przekalkuluje, że pięciokrotne, średnio, zmalenie dopływu gotówki do karmanki postawi go w bardzo niezręcznej sytuacji. Pomijam fakt, że nabył pewne uprawnienia, III RP je potwierdziła, i w oparciu o te uprawnienia pozaciagał np. zobowiązania kredytowe. Spłaca autko, lodóweczkę, mieszkanko dla latorośli, stać go na śledzika, wódeczkę i telewizor plazmowy, w którym ogląda sobie kolegów i byłych podwładnych w TVN-ie.
Jesli miałby gwałtownie zubożeć, to znajdzie się w sytuacji... nazwijmy ją: gardłową. Do roboty nie pójdzie, bo niby gdzie?
Czy jednak rzeczywiście jest bez szans? Otóż, jak zapewne wszyscy wiemy, archiwa PRL-owskich służb specjalnych zostały zniszczone. Jest to wiedza straszliwa i oparta na fałszywych przesłankach, ergo: nieprawdziwa. Spaliły to się conajwyżej ryzy białego papieru bądź kopie. Oryginały dokumentów zachowały się w 99,9%. Tylko kretyn, albo człowiek pozbawiony śladu zmysłu ekonomicznego pali papiery wartościowe. W sytuacji niepewności jutra dodajmy.
To nie braterstwo Kiszczaka z Michnikiem nadało byłym ubekom wysokie uposażenia, ale wiedza i strach. Wiedza aparatu i strach "etosu".
Dlatego twierdzę, że po wniesieniu projektu ustawy, o ile do takiego wniesienia pod sejmowe deliberacje dojdzie, projekt upadnie.
Cóż bowiem robi rozsądny człowiek, kiedy topnieje stałe źródło dochodu? Sięga do rezerw. A w tym przypadku sięgnięcie do rezerw oznaczałoby albo wykorzystanie papierów dla pozyskania rekompensujących środków od osób, których papier wartościowy dotyczy, pod groźbą odsprzedania ich jakiejś zamożnej redakcji.
Albo osobie, która z takich aktywów zrobi lepszy użytek. Papiery wartościowe środowiska sędziowskiego zapewne chętnie odkupi jakiś gang. Papiery prokuratorskie będą zapewne w niższej cenie, adwokackie w jeszcze niższej, ale koniec końców, kto nie życzyłby sobie mieć zdolnego papugę po swojej stronie za darmo, jakby co?
Wysoką wartość uzyskałyby zapewne dokumenty środowiska naukowego. Można, dzięki tego typu papierom wartościowym zrównoważyć stratę emerytalną wysyłając syna w Wolszczany. Polska nauka zyskałaby niezłą pulę genów!
A taki zdolny dziennikarz, powiedzmy gwiazda tabloidów? Mozna nim zniszczyć dowolnego konkurenta w biznesie, można z niezdolnego dziecka zrobić gwiazdę tańca na wodzie!
Pewnie wypłynięcie papierów, które przynosiły dotychczas dywidendę w postaci emerytury na wolny rynek ubarwiłoby nasze zycie polityczne ponad wyjatkową wybujałość barw, jaka je i tak charakteryzuje. Być może osobowości o cechach psychopatycznych, które mogą z uwielbieniem słuchać Palikota dostałyby nową dawkę ulubionych emocji, ja jednak w wolny rynek w Polsce nie wierze.
W każdym razie losy ustawy bedą niezmiernie interesujące. Dzieki samej groźbie jej uchwalenia już pojawiły się, dzisiaj jeszcze niesmiałe, głosy wystawców weksli. Wraz z postepującą procedurą głosów bedzie przybywać. I telefonów włascieli papierów do wystawców (żyrantów raczej) z uprzejmym zapytaniem: "Co wy tam, k... robicie, nie tak się umawialismy."
A czy samo podjecie ustawy, oprócz kolejnej piarowskiej wrzutki pod tytułem: chcieliśmy, ale się nie udało, bo Trybunał, ecie, pecie, może mieć jeszcze jakiś inny, uspokajający skutek?
Może podziałać trzeźwiącą na tych z byłych funkcjonariuszy, którym było mało. I którzy zamiast cieszyć się ośmioma tysiączkami miesiąc w miesiąc, chcieli sobie dorobić "na boku".
"Nie fikajcie, to i my fikać nie będziemy" powiedziałby nasz wysoce utytułowany tuz nowoczesnej ubolszczyzny, pardon: polszczyzny.
Nie pofikają.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka