Rolex Rolex
3813
BLOG

Zasady egzaminów ustnych

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 47

 

 

Jutro czeka mnie drugi z najważniejszych jak do tej pory egzaminów lingwistycznych, tym razem pisemny. Właśnie jutro, w godzinach popołudniowych, zakończy się kolejny etap mojej nauki – pozostanie tylko czekać na wyniki, a to – bagatela – zajmie dwanaście tygodni, bo procedury sztywne jak drut. Ale skoro przy egzaminie, to chciałem Państwu oświadczyć, że padłem ofiarą afery podsłuchowej.

Lepiej się przyznać teraz, bo kiedyś mogą mnie szantażować. Otóż podczas egzaminu ustnego, składającego się z czterech części, już na wstępie Pan egzaminator sięgnął po urządzenie z kasetką w środku i wycelował we mnie mikrofonik wysokiej czułości. ‘Najpierw ocenimy pana my’ oświadczył ‘a potem ktoś, kto nigdy nie widział pana na oczy nie widział na podstawie nagrań’. Dodam jeszcze, że podawania jakichkolwiek danych dotyczących własnej tożsamości na każdym z etapów egzaminowania zabraniano po groźbą natychmiastowego wyekstrahowania za drzwi. Ktoś na bardzo niskim poziomie szkolenia przypisał mnie do pewnego kodu i przez cały proces egzaminacyjny będę tylko kodem; dopiero przy dokonaniu ostatecznej oceny moich umiejętności w trójszczeblowym procesie dokonywania oceny, moje nagrania zostaną ze mną ponownie związane...

Proces, w którym przez dwie godziny mówimy naprzemiennie dwoma językami, a egzaminujący wcale nie chcą mówić aż tak głośno i tak wolno, jakbyśmy sobie życzyli, a ponadto zmieniają tempo i techniki dokonywania przekładu (z konsekutywnego na symultaniczne) jest tym rodzajem doświadczenia, po odbyciu którego każdy może sobie zaśpiewać psalm: ‘Dzięki Ci Panie Boże za to żeśmy bałwany’.

Morza Czerwonego suchą przeszli nogą’ można sobie spokojnie nie dośpiewywać. Nie ma rady nie popełnić jakiegoś błędu; ważne, żeby nie był to błąd na tyle duży, że całkowicie zniekształciłby przekaz; wprowadził w błąd co do faktów, pominął coś istotnego, bądź – co gorsza – dodał.

Jak się z radością dowiedziałem nie tylko ja miałem egzaminy, ale cała polska klasa polityczna. I teraz właśnie podają wyniki z ustnego. Tak... Moje wrażenie są następujące:

Nie jest prawdą, że ludzie wychowani w normalnych środowiskach i wykształceni w normalnych rodzinach potrafią rozmawiać w miarę poprawną polszczyzną jedynie w oku kamery bądź przed mikrofonem, a i to nie za długo, bo to męczy. Prymitywność języka świadczy o prymitywności osobowości i braku wykształcenia. Naturalnym językiem prymitywa jest prymitywny język, a to oznacza, że na kluczowych stanowiskach w Państwie Polskim ulokowaliśmy sobie prymitywów. Proponuje, by nie powtarzać tego błędu w przyszłości.

Bycie prymitywem jest nie zawsze zawinione, zawsze jednak ma skutek w postaci niemożliwości ogarnięcia bardziej skomplikowanych zdarzeń oraz uzyskania kompetencji najwyższego rzędu (a zarządzanie trzydziestosześciomilionowym państwem takich kompetencji wymaga). Język świadczy również o obyczaju. Jeśli kogoś z Państwa bawią dowcipy polskiego ministra spraw zagranicznych i byłego polskiego ministra finansów, to dzielicie Państwo z ministrami pewnego typu obyczajowość. Ja się, przyznam, nie ubawiłem, niemniej jest prawdopodobne, że grupa niewykwalifikowanych robotników fizycznych pracujących w ciężkich warunkach mogłaby, choć i to nie zawsze się sprawdza.

Pewien mój znajomy zwrócił mi uwagę, że pracował kiedyś w wielkiej korporacyjnej firmie handlowej i tam też się mówiło właśnie takim językiem i panowała tam podobna obyczajowość. Odpowiedziałem, że to się zgadza ponieważ pracownik wielkiej, korporacyjnej firmie handlowej jest zazwyczaj niewykwalifikowanym robotnikiem fizycznym pracującym w ciężkich warunkach, a garnitur niewiele tu zmienia, bo ciężko nazwać jego pracę ‘pracą umysłową’.

Przejdźmy jednak od językowej do politycznej strony ciągu wydarzeń, które będą się rozwijać, bo nie wątpię, że są one zaplanowane, a najlepsze jeszcze przed nami. Państwo usiłowało co prawda wkroczyć i przerwać cały spektakl zanim się na dobre rozpoczął, ale miał być ryk, a wyszedł pisk. Sytuacja, w której prokurator generalny oświadcza, że nieskuteczne czynności były zgodne z prawem, ale nie jest w stanie wymusić ich skutecznego powtórzenia jest sytuacją, w której co prawda jeszcze, formalnie działa rząd, ale faktycznie władzę przejął ktoś inny.

Moim skromnym zdaniem na Donaldzie Tusku mści się koncepcja ‘rządzenia bez rządzenia’ i abdykacji państwa z objęcia bezpośrednim wpływem jego służb. W ten sposób rząd Donalda Tuska stał się zakładnikiem służb; kiedy te zaczęły realizować swoje interesy wbrew interesom rzekomo rządzącej partii było już za późno, a o kompetencjach ministra Sienkiewicza było w akapicie o języku i obyczaju. Zdania, że ‘państwo istnieje tylko teoretycznie’ oraz że ‘kamieni kupa’ są zdaniami prawdziwymi. Nasze służby, wobec zmieniającej się sytuacji geopolitycznej, zaproponowały zwyczajnie usługi komu innemu, a że nowy zagraniczny pracodawca ma interesy sprzeczne z interesami partii rzekomo rządzącej, doszło do wszczęcia procedury ‘wymiany grupy rzekomo rządzącej w drodze nieformalnej’ na nową, zapewne też ‘rzekomo rządzącą’, ale bardziej obyczajną i sprawniejszą intelektualnie, by mogła sprostać zadaniem nałożonym przez centralę.

No dobrze, zapytacie Państwo, ale gdzie jest centrala?

Wyjaśnił nam to minister spraw zagranicznych ujawniając geopolityczne preferencje środowiska partii rzekomo rządzącej. I zrobił to lapidarnie: nie USA, ale tandem Niemcy-Rosja. Tyle, że tandem Niemcy-Rosja, który wystartował gdzieś w okolicach połowy lat dziewięćdziesiątych i skutecznie realizował ewolucję w kierunku Eurazji znajduje się dzisiaj w głębokiej defensywie. Na Ukrainie nie obowiązuje już Ugoda Perejasławska, a to przecież kupa lat! Ostatecznym ciosem dla tej koncepcji byłoby wrogie przejęcie stacji przeładunkowej pomiędzy Berlinem i Moskwą. I takie wrogie przejęcia ma moim zdaniem miejsce. Na stacji przeładunkowej Warszawa.

Któryś z komentatorów zwrócił uwagę, że nawet jeśli dokonuje się zmiana władzy na rzecz nowego geopolitycznego suwerena (to jest USA), to ten nowy suweren musi zapewnić sobie przewidywalność, więc jest wielce prawdopodobne, że ma nie sześć ale fonotekę składającą się z sześciuset godzin kluczowych nagrań z ostatnich dwudziestu lat; bardzo możliwe że ma też dodatkowo i bibliotekę i wideotekę z klipami dotyczącymi tego okresu. Ja nie twierdzę, że to wywiad USA sporządził te ‘Polskie Nagrania’. Nie, sporządziły je nasze służby, żeby zapewnić trwanie status quo, którego warunki zostały ustalone przy okrągłym stole. Tyle, że zaproponowano im taką cenę, a z drugiej strony zaprezentowano jakiś aż tak bolesny scenariusz w przypadku nie przyjęcia oferty, że najbardziej opłacało się jednak odsprzedać. Co to oznacza? To oznacza, że drogę do odzyskania pełnej suwerenności jest długa i wyboista. Czy to źle, że jest wielce prawdopodobne, że Polska znajdzie się w zupełnie innym geopolitycznym położeniu? Moim zdaniem dobrze, ale nie ma co popadać w euforię. Droga do odzyskania suwerenności prowadzi wyłącznie przez wyleczenie się z bierności i zdobyciu się na odwagę odbudowania wspólnoty, a to wiedzie tylko przez odbudowę silnych wspólnot lokalnych. Jedną z inicjatyw, która temu służy jest Projekt Polacy. Zapraszamy do współuczestnictwa w dziele odbudowy. Gorąco polecam nasze rekwizyty. Ich nabycie wesprze Fundację w jej dziełach.

Serdecznie pozdrawiam

 

http://www.projektpolacy.ec24h.pl/


Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka