Henryk P Henryk P
586
BLOG

O historii IV RP

Henryk P Henryk P Polityka Obserwuj notkę 23

 

Po przemianach 1989 r. Polska weszła na drogę demokracji i gospodarki wolnorynkowej, zgłosiła również akces do Wspólnot Europejskich (później Unii Europejskiej), Rady Europy i Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO), potwierdzając tym swoje zakorzenienie w cywilizacji zachodniej i przywiązanie do wyznawanych na Zachodzie wartości: praw człowieka, demokracji, wolności, rządów prawa, wolnego rynku itp. Mimo licznych błędów popełnianych przez ekipy rządzące po 1989 r., kierunek ten nie był poważnie kwestionowany.
Słusznie widziano w nim szansę na szybką modernizację Polski i wydobycie naszego kraju z wielowiekowego zacofania gospodarczego, cywilizacyjnego, ale także mentalnego. Szansę pierwszą od kilku stuleci.
 
Zastój gospodarczy i olbrzymie bezrobocie odziedziczone po rządach AWS-UW (spadek wzrostu gospodarczego z 6 w 1997 do blisko 0% w 2000 r., i wzrost liczby bezrobotnych w tym samym okresie o ponad milion osób), a następnie znaczone aferami rządy postkomunistycznej lewicy, doprowadziły do radykalizacji nastrojów społecznych. Jak to zwykle bywa, znalazła się grupa ludzi, która potrafiła znakomicie wygrać te nastroje i  głosząc hasła populistyczne i nacjonalistyczne oraz korzystając obficie z narzędzi nowoczesnego marketingu politycznego - sięgnęła po władzę.
 
 Było to o tyle ułatwione, że w polskiej młodej demokracji niemal zupełnie zapomniano o edukacji obywatelskiej z prawdziwego zdarzenia, a system oświaty i media znajdowały się pod silnym wpływem Kościoła, z definicji zwalczającego wszelką samodzielną i krytyczną postawę. W takich warunkach społeczeństwo obywatelskie nie miało nawet szansy się narodzić. O wiele bardziej pociągająca okazał się perspektywa „ucieczki od wolności".
 
Podwójna wygrana jesienią 2005 r., w wyborach parlamentarnych i prezydenckich, sił specyficznie pojmujących demokrację i silnie antyeuropejskich postawiła Polskę w zupełnie nowej sytuacji. Europa przecierała oczy ze zdumienia, widząc jak kraj będący dotąd symbolem walki o wolność i demokratycznych przemian osuwa się w kierunku nacjonalizmu, ksenofobii i fundamentalizmu religijnego.
 
 Nowa władza odrzuciła wartości Europy Zachodniej i zajęła się pieczołowitym odkurzaniem dziedzictwa endeckiego, czy nawet sarmackiego. Rządzącym towarzyszył przy tym jakobiński zapał i takież przekonanie o własnej doskonałości moralnej, co wróży zawsze i wszędzie jak najgorzej. Nie przez przypadek naczelnym hasłem Prawa i Sprawiedliwości, głównego filaru rządzącej koalicji, stała się rewolucja moralna.
 
Rządzący nie ukrywają swojej niechęci dla wielu demokratycznych standardów współczesnego świata. Prezes PiS-u wprost wystąpił przeciwko społeczeństwu obywatelskiemu, które uznał za pustą i szkodliwą konstrukcję. Jest to wystąpienie w demokratycznych państwach niespotykane, więcej, często nawet w reżimach autorytarnych przywódcy nie zdobywają się na tak otwarte wyrażanie swoich poglądów na rolę obywatela w swoim państwie.
 
W koncepcji nacjonalistycznej jednak to nie państwo jest dla obywateli, ale obywatele dla państwa. W demokracji liberalnej zadaniem polityków jest rozwiązywanie problemów obywateli, w systemach autorytarnych natomiast to obywatele (lub raczej poddani) wypełniają wolę rządzących. Społeczeństwo aktywne i zorganizowane jest przeszkodą we wcielaniu w życie rozmaitych ideologii, w tym nacjonalistycznej.
 
W IV RP to państwo będzie wiedzieć lepiej, a obywatele będą mieli prawo siedzieć cicho, intensywnie się rozmnażać i chodzić do kościoła.
 
Zamiast społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka, państwo ma się oprzeć na mglistej koncepcji prawa naturalnego, do którego jedynie słusznej interpretacji zgłasza pretensje Kościół katolicki, instytucja w IV RP wszechmocna. Kwestia rozdziału państwa i Kościołów, standard świata demokratycznego, to w polskich warunkach zupełna abstrakcja. Rządzący nie uznają rozróżnienia między Kościołem, czyli wspólnotą wiernych, a Państwem, a więc wspólnotą obywateli, zarzekając się jednocześnie, że są przeciwni państwu wyznaniowemu. Hipokryzja czy schizofrenia?
 
 W Polsce ścisłe sprzężenie Państwa i Kościoła, a raczej podporządkowanie Państwa Kościołowi uważa się niestety za oczywistość. Kościół katolicki przedstawiany jest jako ostoja Narodu i strażnik społecznej moralności. Nie zauważa się w ogóle, że Kościół ten od czasów Kontrreformacji stoi dzielnie na straży zacofania cywilizacyjnego Polski, a tym samym przyczynia się znacząco do jej nieszczęść. Interes kleru był zawsze nadrzędny nad interesem Narodu. Trafnie streszcza to hasło:
 
 „Nieważne, czy Polska będzie bogata, czy biedna - ważne, żeby była katolicka".
 
Panująca klerykalno-narodowa ideologia potrzebuje oczywiście dyżurnego wroga. Pełni on kilka istotnych funkcji: można zrzucić na niego odpowiedzialność za wszelkie niepowodzenia, usprawiedliwić radykalne kroki zagrożeniem, jakie on stwarza, czy wreszcie zacieśnić więzi narodowe, ukazując wspólne niebezpieczeństwo. Wrogiem takim w IV RP jest głównie mityczny Układ, nieprzepuszczający żadnej okazji do zaszkodzenia Polsce. Wystarczy napisanie choćby jednego niepochlebnego słowa o rządzących, by stać się podejrzanym o przynależność do owego tajemniczego Układu. Paranoja ta znana jest z systemów totalitarnych.
 
Eurosceptycyzm, podważanie europejskich wartości, histeryczne reakcje na krytykę ze strony Parlamentu Europejskiego i wolnych mediów powoduje, iż wokół Polski robi się w Europie pusto. W Europie nie lubią pieniaczy i nacjonalistów, a krzyki i groźby nie wywołają tam strachu, a co najwyżej politowanie. Tym bardziej, że te bogoojczyźniane wrzaski przykrywają często brak kompetencji i zrozumienia współczesnego świata.
 
Polska znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Gdy cała Europa i świat rozwija się w zawrotnym tempie patrząc daleko w XXI w., w Polsce objęli władzę specjaliści od polityki historycznej. Postanowili odwrócić się do współczesności plecami i odgrzewać XIX-wieczne koncepcje państwa i narodu.
Do tego dochodzi negowanie podstawowych wartości demokracji i państwa prawa. Dla naszego kraju może to oznaczać przegapienie niespotykanej szansy dziejowej na szybką modernizację i skok cywilizacyjny.
 
Pocieszające jest to, iż opcja klerykalno-nacjonalistyczna doszła do władzy dopiero teraz, gdy Polska znajduje się już w strukturach Unii Europejskiej i NATO. Stwarza to pewne ograniczenia we wprowadzaniu szaleńczych koncepcji, mających uczynić z naszego kraju katolicko-narodowy skansen, chociaż rządzący zdają się wykazywać w tym względzie wyjątkowa determinację.
Waldemar Marciniak(Publikacja: 25-07-2006 )

 

 

Henryk P
O mnie Henryk P

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka