Coś niedobrego dzieje się z działaczami ekologicznymi, którzy tak dzielnie potrafili bronić lasów pierwotnych przed wycinką.
O dłuższego czasu obserwujemy tłumy drwali wynajętych przez rząd Białorusi, którzy rozbili sobie obozowiska na terenach przyległych do obszarów ścisłej ochrony Puszczy Białowieskiej. Drwale ci za nic mają podstawowe prawa drzew i zwierząt. Drzewa ścinają, a zwierzęta płoszą.
Mało tego w licznych ogniskach palą cenną dla ekosystemu biomasę i uwalniają do atmosfery jakże szkodliwe CO2.
Produkują też olbrzymie ilości śmieci, które na wieki pozostaną w środowisku.
Takie rzeczy dzieją się na naszych oczach i oczach ekologów.
A tymczasem nasi ekolodzy jakby zapadli się pod ziemię.
Nie protestują pod ambasadą Białorusi. Nie przypinają się do drzew w strefie zagrożonej...
Nabrali nagle wody w usta... Jak po awarii kolektora ściekowego w Warszawie.
Tylko w sprawie płotu na granicy przez chwilę coś się pojawiło.
Że będzie blokował swobodne szlaki migracyjne dla zwierząt.
Ale przecież chyba nie o taką zwierzynę ekologom chodziło?