hildegarda hildegarda
954
BLOG

Parę słów o dyni

hildegarda hildegarda Kultura Obserwuj notkę 15

 

Do mojej koleżanki przyjechała jej inna koleżanka, wprowadzając w poukładany minimalistyczny świat sporo radosnego zamieszania. Po pierwsze dlatego, że w ogóle się zjawiła, tak kompletnie, kompletnie niezapowiedziana, po drugie dlatego, że swoją swobodą bycia wykracza poza dość sztywne reguły międzyludzkich interakcji, po trzecie – bo ma czworo dzieci i dwie kury. Męża też ma, ale on w tej historii się nie liczy. Siedzi sobie w jakimś Sakcziendsakczi i zarabia, żeby żona z kurami i dziećmi mogła siedzieć przed domem i gapić się na drzewo, z którego zwisa dynia. I zastanawiać: spadnie czy jeszcze nie?
 
Z kurami było tak (podobno, bo ja to tylko ze słyszenia wiem; nawet nie znam tej koleżanki), że jechali sobie przez Polskę i nagle ich uwagę przykuł napis: oddam kury w dobre ręce darmo. I wtedy zaświtała im taka myśl, że może by tak jedną…? -Ale jedna to samotna będzie – powiedziała Dobra Pani od Kur (DPK). – Trzy najlepiej! Krakowskim targiem stanęło na dwóch. Z tymi kurami (maleńkimi i bardzo kolorowymi) wrócili do domu pod Warszawę i zajęli się ich pielęgnacją. Są to po dziś dzień najbardziej dopieszczone kury w kosmosie. Państwo pozwalają im przychodzić do kuchni, bo w kuchni kury osobliwie lubią znosić jajka. Swoją drogą, to bardzo praktyczne rozwiązanie. Przed domem też chodzą i wygrzebują dziury w rabatach, podkopują korzonki i niweczą dalie i irysy oraz inne takie.
 
Któregoś dnia ptactwo łaziło sobie i grzebało na podwórku. Niestety, napatoczyła się jakaś kuna czy lis i stan posiadania w temacie kury zmniejszył się koleżance koleżanki o pięćdziesiąt procent. Bogu dzięki, nie było wtedy dzieci, bo to by dopiero była tragedia. Sprytni rodzice czym prędzej popędzili (gdzie dokładnie, tego nie wiem) i nabyli kurę dokładnie taką, jak zaginiona. Ale nie udało się im oszukać maluchów, bo ta nowa miała zupełnie inną osobowość. Była jakaś taka bardziej introwertyczna. Chociaż wygrzebuje dziury tak samo intensywnie jak poprzednia.
 
Z tym grzebaniem to skaranie boskie. Bo kury podziobują rośliny od korzeni i te rośliny następnie usychają. A w ogrodzie koleżanki koleżanki rosną przepiękne dynie. Żarłoczne i bezwzględne (w końcu szatańskie znamiona). Pędy mają grube jak krowie ogony, a liście wielkie jak uszy słonia. Te ich wijące się łodygi rozlazły się po całym terenie i jedna z nich nawet wdrapała się na drzewo, a następnie na gałęzi uwiła dynię. Która, niebożątko, ma na oko (podobno, bo ja tego nie widziałam) ze 25 kg żywej wagi! No więc oni tam siedzą i z niepokojem obserwują kury, czy aby nie dziobią tej dyni, która wlazła na drzewo, bo jak pęd dyniowy uschnie, to warzywo z drzewa spadnie i nieszczęście gotowe.
Tyle o dyniach. Dzisiaj jeszcze raz poszliśmy na cmentarz. Tłumy takie, że przecisnąć się trudno. Jak zawsze pięknie to wygląda – ocean migoczących płomyków. Naprawdę, nie widziałam grobu, który byłby pusty i to jest fajne: ludzie idą i stawiają lampki wszędzie, nie tylko u swoich. No bo w tym roku, tradycyjnie, stawiane są jeszcze światełka, nie dynie. I nie sądzę, żeby się cokolwiek w tej kwestii zmieniło.
 
Wrzucę jeszcze przepis na pańską skórkę. Ukradziony z Internetu, ale może ktoś zechce zrobić i powie, czy to tak samo ohydne jak oryginał.
Składniki
52,5 dag cukru
6 białek
1 łyżka syropu różanego
10 dag przecieru z truskawek
1 łyżka konfitury z róży
4 łyżki maki ziemniaczanej
6 dag żelatyny
 
150 ml wody zagotować z 50 g cukru dodać konfiturę i syrop różany, zamieszać, garnek zdjąć z ognia, ubić białka na pianę sztywną jak to tylko możliwe, dodać resztę cukru. Cienkim strumieniem, bardzo powoli wlać gorący syrop, dodać przecier truskawowy, zamieszać. Tak przygotowaną mieszankę wylać na blachę wyłożona pregaminem i wysypaną mąką ziemniaczaną, odstawić na jakieś 2 godziny. Przy pomocy noża zanurzonego w gorącej wodzie, a potem osuszonego kroić w prostokąty.
 
 
 
hildegarda
O mnie hildegarda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura