Jacek Fedorowicz jeszcze w 1981 roku powiedział, że ilekroć oglądał transmisje z konferencji prasowych rzecznika rządu PRL, Urbana i słyszał jego odpowiedzi, to dochodził do wniosku, że nie zrozumiał pytania. (Tym, którzy nie zrozumieli powyższego stwierdzenia - mogę wyjaśnić osobiście, gdy do mnie napiszą, piotrjaskiernia@wp.pl ) Ja mam wrażenie, że niektórzy z moich czytelników z kolei nie rozumieją zupełnie tego, co ja tutaj z mozołem, kosztem potrzebnego wypoczynku, wypisuję.
Oczywiście nie porównuję się tutaj do "Goebbelsa stanu wojennego", choć po moich ostatnich dwóch notkach niektórzy zaczęli mnie uważać za co najmniej równego mu szkodnika. Dlatego, pozwólcie, wyjaśnię jeszcze raz dla "inteligentnych inaczej", w punktach i w bardzo prostych słowach to, co chciałem powiedzieć w moich dwóch ostatnich felietonikach.
1. W notce zatytułowanej "Michnik i chrześcijanie. What would Jesus Do?" sam Michnik był zaledwie pretekstem do krytyki postawy osób, uważających się za katolików, za chrześcijan, które zamiast dążyć do tego, by wyrwać złemu jak najwięcej owieczek, same swą nienawiścią przyczyniają się do wspomagania kudłatego. Michnik oczywiście był tam zaledwie pretekstem, katalizatorem. Albo precyzyjniej nie tyle sam Michnik, co jego oświadczenie, zapowiedź, że po katastrofie pod Smoleńskiem i śmierci pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, będzie musiał zrobić rachunek sumienia.
Zamiast tego pretekstu mogłem użyć jakiegokolwiek innego. Albo pani sędziny skazującej księdza Gancarczyka i "Gościa Niedzielnego", albo pani Alicji Tysiąc, sądzącej się na lewo i prawo (a zwłaszcza na lewo), albo w ogóle kogokolwiek, kto nie jest "jednym z nas", a o kim Fronda zamieszcza jakąkolwiek notatkę. Bo tu nawet nie chodzi o to, że Adam Michnik okazał coś w rodzaju skruchy, czy też jej zapowiedzi. To tylko uwypukliło problem, jakim jest brak naszej bezwarunkowej miłości do każdego człowieka.
2. W notce zatytułowanej "Adam Michnik. Patriota czy zdrajca?" nie robiłem jakiejś analizy, oceny, czy syntezy jego działalności, czy też poglądów. Nie starałem się też odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule, które było pytaniem retorycznym. Pytaniem być może mylącym w tym kontekście. Był to w jakimś sensie tani chwyt mający na celu zachęcenie do przeczytania reszty notki. Na to się zgadzam i za to przepraszam. Jednak sama notka, jak to wynika jednoznacznie z pierwszych paragrafów tekstu jest po prostu odpowiedzią na zadane mi pytanie. Pytanie brzmiące tak: "A co takiego dobrego [Michnik] zrobił dla Polski? Konkretnie?"
Ponieważ moja odpowiedź została zrozumiana zupełnie opacznie i wielu ją uznało za gloryfikację nie tylko całokształtu działalności Michnika, ale także za aprobację jego poglądów, jego ideologii, jestem zmuszony wyjaśnić tutaj raz jeszcze co w tamtej notce chciałem przekazać. I żeby znowu "inteligentni inaczej" nie mieli problemu ze zrozumieniem tego, co piszę, pozwólcie, że znowu będzie w punktach:
a) Odpowiadając na powyższe pytanie (to z akapitu z numerkiem 1 ) napisałem, że Adam Michnik swą działalnością w okresie PRZED rokiem 1989 przyczynił się do upadku realnego socjalizmu, do upadku PRL-u, co umożliwiło zmiany ustrojowe w Polsce, dzięki czemu mamy teraz demokratyczne formy rządów. A to, wyjaśniam, jest "good thing" ;-)
b) Uważam, że poglądy Adama Michnika, które zresztą nie zmieniły się wcale, albo zmieniły się bardzo niewiele od czasów jego młodości, są niezwykle niebezpieczne, szkodliwe i u osób wrażliwych mogą powodować odruchy wymiotne. U mnie z pewnością takie odruchy powodują. Michnik jest sierotą po Oświeceniu i Rewolucji Francuskiej i usiłuje wprowadzić utopię polegającą na stworzeniu "nowego, wspaniałego świata" bez Boga, gdzie największym autorytetem miały by być "elity intelektualistów" wiedzące lepiej od ciemnych i zacofanych prostaczków, takich jak ja, co jest dobrem, a co nim nie jest.
c) Wyjaśniając to chciałbym równocześnie powtórzyć (choć z dotychczasowych słów chyba wynika to jednoznacznie), że to nie Adam Michnik jest moim wrogiem, ale jest nim kudłaty. Zły. Upadły anioł. Szatan.
Adam Michnik jest moim bratem, za którego modlę się każdego dnia. Rozumiem, że parę innych osób – czytelników mojego bloga także go swą modlitwą ogarnęło. Nie pragnę jego upadku, lecz nawrócenia. Ma on spory wpływ na kształtowanie opinii i poglądów wielu ludzi w Polsce, zatem uważam, że byłoby wspaniale, gdyby zaczął myśleć tak, jak ja. Jednak jeszcze bardziej niż na kształtowaniu opinii, zależy mi na jego zbawieniu. Po prostu po ludzku, po bratersku martwię się o niego.
Jak zwykł mawiać ojciec Corapi w swych homiliach: "Nawróćcie się, bo koniec jest bliski! I nie mówię o końcu świata, nic na ten temat nie wiem. Mówię o waszym końcu i o swoim, bo zostało nam niewiele lat". Życzę panu Michnikowi wiele lat życia, ale fakt pozostaje faktem: Panie Adamie – koniec jest bliski. Nawet, gdy nastąpi za pięćdziesiąt lat.
Na zakończenie chciałbym niektórym z moich czytelników zadedykować pewną piosenkę Jacka Kaczmarskiego z roku 1980. Z czasów, gdzie było bardzo trudno powstrzymać się od nienawiści. Gdzie emocje często brały górę nad rozwagą. Jednak nasz naród, w tamtym bardzo trudnym okresie zdał egzamin. Poza naprawdę sporadycznymi przypadkami potrafił kierować się przykazaniem miłości. Potrafił odróżnić zło od jego ofiar.
Niedawno przypomniał mi ktoś słowa księdza Jerzego Popiełuszki, który na pytanie o prześladujących go SB-ków odpowiedział: "Ja nie walczę z ofiarami zła, tylko ze złem". Jak święty Szczepan, który do końca modlił się za swych oprawców. Nawet w momencie gdy pozbawiali go życia.
Niestety niektóre osoby, sądząc po komentarzach do mojej ostatniej notki, osoby, które darzę wielkim szacunkiem i które, myślałem, mają poglądy na wiele spraw bardzo do moich zbliżone, nie mogły ze mną zgodzić. Mam nadzieję, że to tylko dlatego, że mnie po prostu nie zrozumiały. Zresztą nasza dyskusja, początkowo niezwykle gorąca, stała się znacznie bardziej stonowana, w miarę gdy emocje stygły i dochodziły do głosu argumenty. Pod koniec wręcz zapanował Wersal. Co nie zmienia w niczym faktu, że i takie listy otrzymałem jak ten cytowany poniżej.
Ukryję imię nadawcy tego maila, cytowanego w całości i bez cenzury, by damy tej, dość aktywnej na Frondzie, nie kompromitować do końca:
Hiobie, twoja pycha siegnela zenitu. Zastanow sie w koncu nad soba, nawet Twoj nick i zdjecie mowia same za siebie, a raczej za Ciebie. Wkladasz w kij w mrowisko i liczysz z satysfakcja mrowki, ktore go oblazly. Jak smiesz z wysokosci swojego tronu / a raczej siedzenia w tracku/ wypisywac tak permanentne bzdury o Michniku i draznic spolecznosc chrzescijanska na Frondzie, ktora i tak juz jest podzielona, do czego w niemalym stopniu sie przyczyniles. Spojrz na siebie krytycznie, uderz sie w piersi i przestan bruzdzic. Nie masz do tego prawa!!!! Dawno odwrociles sie od Ojczyzny i jej problemow, wiec zamilknij lub zajmij sie Obama i jego dworem. Twoje wpisy religijne tez przepelnione sa pycha jak Ty sam – oceniam, tak, bo nie jestem "swieta' i mam do tego prawo, takie sa odczucia wielu frondowiczow. Masz za duzo czasu i dlatego wymyslasz androny, ktore do niczego nie prowadza. Zamiast po chrzescijansku integrowac – dzielisz!!!! Przestan sluchac "kudlateg', ktory inspiruje Twoje wpisy i nie podpieraj sie Panem Bogiem. Pan Jezus dal nam przyklad, jak postepowac z kupczacymi w swiatyni, a ty kupczysz swoimi wpisami i liczysz komentarze na swoim blogu. Pycha, pycha , pycha i jeszcze raz pycha. Gdybys mial chociaz odrobine pokory, to bys sie dawno wycofal, bo robisz wiecej zlego niz dobrego swoimi wykalkulowanymi wpisami. SHAME ON YOU !!!!!!
Spojrzałem więc na siebie krytycznie i wyjaśniłem wszystko raz jeszcze. Nie chciałbym już nas dzielić i myślę, że teraz moje zdanie na temat pana Michnika i jego poglądów nie tylko jest jasne, ale możliwe do zaakceptowania także przez tych, którzy bardzo ostro atakowali to, co napisałem w poprzedniej notce. A zatem już naprawdę na koniec zapowiadana piosenka Jacka Kaczmarskiego:
PS. I jeszcze jedno. Skoro zgadzamy się, że mamy problem, to potrzebne jest rozwiązanie. I ja wiem, jakie rozwiązanie jest skuteczne. Pisałem o tym niejeden raz. Nie jest nim likwidacja GW, zakaz publikacji przez Adama Michnika, czy Jerzego Urbana. Jak nie będzie ich, będą inni. Są oni wyznawcami pewnej religii, pewnej ideologii, która będzie się miała bardzo dobrze także bez nich. Oni są symptomami choroby, jej skutkami, nie źródłem.
Chorobę można zwalczyć tylko poprzez nasze nawrócenie. Poprzez wybranie drogi świętości. Poprzez modlitwę, posty, życie sakramentalne, w stanie łaski bożej i zgodnie z moralną nauką Kościoła. W Stanach mamy aż zbyt wielu "Michników", "Urbanów" i "Tusków". Przy amerykańskim mediach TVN i GW mogły by ujść za bastiony konserwatyzmu, a przy Obamie Tusk za świętego. I jedyną grupą społeczną w USA, która a sposób zdecydowany nie poparła Obamy i Partii Demokratycznej w ostatnich wyborach byli jedyni chrześcijanie, którzy na serio, jako całość, podchodzą do swej wiary. Mówię tu o "Evangelical Christians".
Dopóki katolicy nie staną się tacy jak "Evangelical Christians", nie doktrynalnie, w tej dziedzinie protestanci popełniają całą masę błędów, ale w swej gorliwości i w podchodzeniu serio do wiary, to Michniki, Urbany i Tuski będą miały rząd dusz w Polsce. Ale to nie od nich, Michników, zależy, czy im się uda, ale od nas. Od każdego z nas. Bo naprawdę jest to niezwykle proste: Wystarczy się nawrócić. Dziś. Jutro. Pojutrze. I każdego następnego dnia. Do końca naszej ziemskiej pielgrzymki.
Be a saint. What else is there? God loves you.
Inne tematy w dziale Rozmaitości