Homocon Homocon
302
BLOG

(Przed)ostatnia wojna Putina

Homocon Homocon Polityka Obserwuj notkę 2

Rosja od przeszło 20 lat, gdy Władimir #Putin przed wojną z Gruzją wybrał kurs antyzachodni, w tamtych latach prezentowany jeszcze w zawałowanej formie,  jest państwem dążącym do zakwestionowania ładu międzynarodowego ustanowionego przez Zachód. Choćby z tej racji, że w jego ustanawianiu nie brała udziału. 

Ludzie tacy jak Radosław Sikorski 12 lat temu proponowali przyłączenie Rosji do NATO. W sumie nie był to pomysł tak niedorzeczny jak wielu uważało. Problem, że był on spóźniony już wtedy o jakieś 10 lat. 

Rosja nie ma dziś jako swojego celu ustanawiać żadnego nowego imperium, czy jakiejś strefy rosyjskiego "internacjonalizmu". Moskwa nie posiada takich planów, bo na Kremlu są świadomi na tyle, aby rozumieć, że proces usamodzielniania się dawnych postsowieckich krajów, także ideologiczny, poszedł już za daleko. 

Lecz dla Moskwy istotne, że  wciąż kraje w regionie postsowieckim są w jakiś stopniu zależne, lub bardziej determinowane w swojej polityce przez nią. Co najważniejsze na własne życzenie. 

Jeśli wziąć pod uwagę np. Armenię, to jej więź z Rosją ma charakter klasycznej relacji: protektor-protektorat. Zmiana władzy w 2018 r. nie była w stanie przesunąć geopolitycznie Armenii. Wiedząc to, Kreml nie obawiał się demokratyzacji kraju. Rząd w Erewaniu nawet zdecydował się wesprzeć interwencję rosyjską w Kazachstanie w styczniu tego roku. Uzależnienie od Kremla jest wypadkową, jak wskazywał Lev-Petrosjan (pierwszy prezydent niepodległej Armenii), nieunormowane relacje z Azerbejdżanem i Turcją. 

Tak też było przez lata z Ukrainą, która dopiero od 2014, starała się realnie wyzwolić od toksycznych relacji z Kremlem. Jednak Moskwa, przewidując to, podjęła kroki celem zabezpieczenia swoich wpływów. Wtedy były to zabór Krymu i separatyzm na wschodzie. Podobnie jest lub było z nierozwiązanymi sprawami Naddniestrza, Abchazji, Osetii. Rosja może interweniować w Azji Centralnej, wykorzystując ciągłe napięcia między leżącymi tam państwami, które przez 30 lat nie potrafiły rozwiązać nawet tak podstawowej rzeczy jak, drobne w sumie, przesunięcia graniczne. 

Interwencje te w sumie się integrują, choć na różne sposoby uzależniają, postsowieckie kraje z Moskwą. Rosji nie zależy więc na posiadaniu prorosyjskich, w sumie, reżimów wokół siebie. Nie są prorosyjskie ani Gruzja, ani Azerbejdżan; dla Moskwy jest ważne tylko to, że rządy obu krajów są w pełni świadome, na co mogą sobie, a na co nie pozwolić. Nawet na własnym terytorium.

Tworzone przez Kreml międzynarodowe inicjatywy (jak Euroazjatycka Unia Gospodarcza) są funkcją takiej polityki, a nie narzędziem budowania jakieś "Eurazji". Rosja nie buduje żadnego ładu, żadnego alternatywnej względem Zachodu wspólnoty. 

Rosja przygotowuje się tylko na upadek Zachodu. Na radykalną globalną zmianę w globalnym porządku geopolitycznym. To przede wszystkim wzrost Chin (i ewentualnie Indii),  kolejny kryzys w świecie islamu, który zaowocuje większym niż w 2010 r. chaosem (przypominam, tamten zrodził takie zjawiska jak masowa migracja czy Państwo Islamskie), który uderzy na Europę. Ponadto kolejne przesunięcia Ameryki Łacińskiej w stronę socjalizmu (czyli antyamerykańską). 

Dla Rosji oznacza to dwie rzeczy. Skoro Zachód jest za słaby, aby te procesy powstrzymać i w sumie wszystkie one przede wszystkim uderzą w niego, to "przyłączanie się" do Zachodu nie ma sensu. Rosja w pierwszej kolejności obawia się przetrwania siebie. A jednakowo procesy demograficzne, społeczne, cywilizacyjne, które zachodzą w niej samej, działają na jej niekorzyść. Stąd też, aby przetrwać, Moskwa musi zbudować zaporę, także w sensie czysto geograficznym. 

Rosyjska propaganda przekazuje od zawsze, czyniono tak już w czasie ZSRR, że Rosja się wyłącznie broni, jest ofiarą cudzej agresji, lub też idzie z pomocą tym, którzy zostali zaatakowani. Paradoksalnie jest w tym dużo prawdy. Tylko że prawdy subiektywnej, odczucia i postrzegania świata. 

Spójrzmy na mapę. Wielki teren. Cała północ Azji i potężny skrawek Europy. Tereny de facto nieintegrowane, zamieszkane niby to przez jedną nację, prócz mnogości innych. Dla Kremla jedynym sposobem zawsze (i tu sięgamy Iwanów i Wasylów, carów i wielkich książąt), było "zbieranie" wszystkiego przez Moskwę i centralne zarządzanie. Stąd Rosjanie żyjący we Władywostoku i ci w Petersburgu, na pewno w optyce Kremla, są taką samą figurą. Muszą być. Wszelki lokalizm, naturalne odmienności muszą być zniesione. 

Ale czynnikiem kierującym, napędzającym to, jest obawa. Lęk przed rozpadem. Polityka wyrosła z lęku jest dużo bardziej niebezpieczne niż wyrosła z ambicji (nawet nadmiernych). Szczególnie dla sąsiadów. 

Gdy ująć to geopolitycznie (i militarnie) Rosja buduje wokół siebie strefę wyłączenia. W doktrynie militarnej to obszar, na który nie może wkroczyć wojsko przeciwnika. Ten obszar musi sięgać daleko poza granicami. Jak Hannibal stoi u bram, to jest już ciut za późno. Oczywiste jest, że dla Rosji obszarem wyłączenia od zachodu jest linia biegnąca od Kaliningradu po Krym. To, co na wschód od tej linii musi być kontrolowane przez Rosję. 

Oczywiście różne kraje bardzo różnie podchodzą do takich stref. A ma je każdy kraj, a czym większy, czym bardziej imperialny, tym bardziej o nie dba i jest ich świadom. To już jednak od "kultury" danego kraju zależy, w jaki sposób podchodzi on do narodów, które mają (nie)szczęście się w obrębie takich sfer znajdować.

Np. doktryna Giedroycia to nic innego jak sformułowanie polskiej doktryny wyłączenia. Odpowiedź na pytanie: gdzie wróg może stacjonować, by Polska mogła się czuć (od wschodu) bezpieczna. 

Kreml mógłby równie dobrze w zupełnie inny sposób traktować Białoruś i Ukrainę. Inwestować tam, integrować je ze sobą na różnych płaszczyznach itp. Ale jak już wspomniałem z racji tej, że nie planuje on nowego "internacjonalizmu" podchodzi do nich tak, a nie inaczej. 

Wszystkie te rozważania pozwalają odpowiedzieć na pytanie, jakie cele ma, jawne a jakie nieoczywiste, Rosja na Ukrainie. Zabór terytorialny na chwilę obecną jest sprawą drugo- czy nawet trzeciorzędna. Tylko ewentualne przyłączenie terenów nad Morzem Azowskich do Krymu (i Rosji) jest prawdopodobne. Jako autentyczne należy traktować żądanie "neutralności", oczywiście jest to taka neutralność, jaką cieszy się Białoruś. Skoro dość oczywiste jest, że obecne elity ukraińskie na to nie pójdą, to należy je zmienić. Skupienie się na zdobyciu Kijowa, z perspektywy militarnej wcale nie najważniejszego celu, wskazuje na wagę polityki w tym konflikcie. Dlatego też zdobycie Kijowa dokonać się musi za wszelką cenę. 

Bohaterskie, niepodważalnie, walki Ukraińców o ich stolicę są też bronią obosieczną, jeśli Putinowi uda się zdobyć miasto może to poważnie skruszyć morale narodu. Słusznie się wskazuje, że jeśli Kreml liczył, a chyba nie, na blitzkrieg to opór Ukraińców musiał być zaskoczeniem. Jednak oglądając mapy, z przesuwającymi się rosyjskimi wojskami, trzeba stwierdzić, że Rosjanie, choć powoli, poruszają się w dwóch kierunkach miarowo: na Kijów i w stronę Mariupola (tylko co ciekawe od zachodu). 

Zdobycie Kijowa, w planach Rosji, ma jej pozwolić wymusić na Zełenskim kapitulację (a potem negocjacje), co byłoby lepszym scenariuszem, bo jakby nie było Zełenski ma legitymizację demokratyczną. Ale znowu nie wyklucza się ustanowienia "rządu jedności narodowej" pod auspicjami Kremla. Tak wielu sugeruje. 

Problem w tym, że gdy wiadomo, jakie są strategiczne cele wojny, to ich cele najbliższe, konkretne są trudne do oszacowania. Propaganda rosyjska przedstawia rząd w Kijowie jako jedyną przeszkodę. Apele do ludności i żołnierzy, aby przechodzili na stronę rosyjską, wskazuje, że to zmiana tego rządu może być celem bezpośrednim. Jednak czy Rosja tyle by ryzykowała i poświęcała dla takiego celu? Koszty dyplomatyczne, materiałowe (sprzęt), polityczne i społeczne (śmierć żołnierzy), wyłącznie, aby zmienić władze w Kijowie? Można było poczekać do najbliższych wyborów. 

Celem nie  może być to, jest nim raczej takie osłabienie Ukrainy, aby przestała ona być liczącym się krajem. Także dla Zachodu. Aby przestała ona odgrywać jakąkolwiek realną rolę polityczną. Podzielona, rozbita. Nic bardziej nie ucieszy Kremla niż gdyby powstało kilak ośrodków władzy. 

Jeszcze kilka lat temu mówiło się, że wkraczamy w erę Rosji post-Putinowksiej. Oczywiście przyjdzie nam na to jeszcze poczekać, ale Putin częściowo przygotowuje już Rosję do czasu, gdy nie będzie nią oficjalnie kierować, poprzez zabezpieczenie jej interesów tak jak on je rozumie. 

Ostatnim aktem w kontekście zabezpieczenia interesów granicy rosyjskiej musi być rozwiązanie też sprawy Białorusi oraz obszaru nadbałtyckiego po Finlandię włącznie. Kilka ważnych sygnałów do Helsinek już z Moskwy płynęło.  



Homocon
O mnie Homocon

Zajmuję się głównie tematyką międzynarodową, polityką zagraniczną; z przekonań sceptyczny konserwatysta. Na salonie24 teksty o geopolityce, społeczeństwie, kulturze, felietony. https://twitter.com/azarzGrajczyski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka