Uwielbiam weekendowe poranki. Człowiek nigdzie się nie śpieszy, można nie nastawiać budzika, łazić po domu w pidżamie, powoli robić i konsumować śniadanie. Swego czasu byłem nieszczęśliwym studentem zaocznym i zaliczałem niedzielne pobudki o 6:30 po to żeby potem tłuc się kolejką (później samochodem to już było lepiej) na zajęcia, potem z kolej pracowałem ponad rok w systemie zmianowym 24/7 co też oznaczało częste pobudki w weekendy. Kto tego nie przeżył, ten nie wie jakim szczęściem jest mieć wolny poranek w sobotę albo w niedzielę.
Tak się powoli snując rano po domu mam czas na oglądanie telewizji i tu na przeciw mnie i mi podobnych wyszło TVN z programem "Dzień Dobry TVN". To taka "Kawa czy herbata" na weekend. Bardzo słusznie. W dzień powszedni mam poranny czas wyliczony co do minuty (coby móc pospać jak najdłużej) i całkowicie wypełniony przez niezbędne czynności. Za bardzo nie ma kiedy oglądać telewizji, może tylko w przelocie złapać najnowsze wiadomości na WSI24.
Za to weekendowy poranek idealnie się nadaje na telewizje śniadaniową (bo w ogóle jem śniadanie, w dzień powszedni śniadanie czeka w lodówce na wzięcie do pracy, przez godzinę po obudzeniu cały organizm krzyczy: spać, spać, spać i o jedzeniu nie ma mowy).Niestety bodajże w sobotę telewizja śniadaniowa zaserwowała program od którego śniadanie stanęło mi kością w gardle (mimo iż była to jajecznica).
We wspomnianym "Dzień dobry TVN" puszczają cykl "miejska dżungla". polega on z grubsza na tym, że z ukrytej kamery filmowane są różne zainscenizowane sytuacje na ulicy i badane są reakcje przechodniów. A potem w studio jakiś socjolog, kryminolog, policjant itp. analizują przypadek i radzą co robić w danej sytuacji (np. kieszonkowca, pijanej matki z wózkiem, człowieka co zemdlał na ulicy itp.).
Tym razem omawianym problemem była nasza rzekoma nietolerancja. Na ulicę wystawiono dwie jednopłciowe pary, które się przytulały, całowały z języczkiem, prosiły przechodniów o zdjęcie itp. Ludzie jak to ludzie na ulicy generalnie pary olewali i szli sobie dalej. Jednak zaczepiani przez redaktorów i pytani co sądzą o takiej publicznej homo-czułości odpowiadali często: "nie podoba mi się", "jest mi niedobrze jak na to patrzę", "jestem przeciw" itp.
Po czym przenieśliśmy się do studia, gdzie wszyscy dyskutanci zaczęli zgodnie jojczeć jakie to nasze społeczeństwo nietolerancyjne, nie wychowane, obskuranckie i co by tu zrobić, żeby było inaczej. Uważacie państwo? Nikt pary gejów czy lesbijek nie pogonił, nie pobił, nie zwymyślał ani nawet spokojnie nie wyraził im swojej dezaprobaty. Ludzie spokojnie przechodzili obok i mówili o swojej dezaprobacie dopiero zapytani co myślą. Na tym właśnie polega tolerancja.
Naszym hunwejbinom politycznej poprawności to jednak nie wystarczy. Ludzie w prawdzie zachowują się poprawnie, ale mają niewłaściwe myśli. Od razu nasuwa się skojarzenie - myślozbrodnia. Oczywiście w łagodnej atmosferze telewizji śniadaniowej nie było mowy o karaniu za nieprawidłowe myśli, tylko o propagandzie zwanej edukacją. Jak jednak pokazuje przykład szwedzkiego pastora skazanego za nazwanie podczas kazania homoseksualizmu grzechem w bardziej postępowych krajach już doszli do etapu karania.
Na razie jednak zostańmy przy edukacji. Otóż właśnie w powszechnym rozwoju edukacji seksualnej w szkołach panie Mołek i Pieńkowska (skądinąd objawiające się w tej dyskusji w nieznanej mi dotąd roli socjologo-filozofek) dostrzegały główną szansę na wytresowanie społeczeństwa do odpowiedniego myślenia o pederastii. Jeżeli ktoś się wahał czy jest zwolennikiem edukacji seksualnej w szkołach to właśnie otrzymał ważną informację - ma ona między innymi służyć tresowaniu młodzieży w akceptacji dla homosiów. Tolerancja już nie wystarczy.
Swego czasu po internecie krążyło nagranie programu dla dzieci z holenderskiej telewizji publicznej, w którym tak na oko trzynastolatek radośnie śpiewał że ma dwóch ojców i wprawdzie w szkole się podśmiewają że to homosie, ale on jest z nimi szczęśliwy. Witajcie w nowym wspaniałym świecie.
Nie ma co się oszukiwać - to jest kulturkampf. Kulturowa wojna totalna. Jesteśmy teraz w sytuacji, w której był Zachód 20-30 lat. Wówczas też chodziło najpierw tylko o tolerancję, potem jednak również o legalne konkubinaty, potem o małżeństwa, potem o adopcję dzieci. Równia pochyła. Skończyło się na nachalnej promocji zboczenia również wśród dzieci, na cenzurze. W Szkocji np. ostatnio zakazali mówić w publicznej służbie zdrowia "mama", "tata", "mąż", "żona" bo to może urazić "partnerów".
My mamy szansę uczyć się na cudzych błędach. U nas gejowscy aktywiści dopiero zaczynają. Mówią, że chodzi tylko o tolerancję, o możliwość manifestowania poglądów, że chcą karać tylko za szerzenie nienawiści, a nie za głoszenie poglądów, że absolutnie nie żądają praw do adopcji dzieci itp. Nie dajmy się zwieść. To jest pierwszy krok na drodze w bagno. Po prostu jak chcesz otworzyć drzwi to najlepiej zacząć od wstawienia w nie buta. Zawsze znajdziesz dość pożytecznych idiotów, którzy powiedzą: zasadniczo jesteśmy przeciwko otwieraniu tych drzwi, no ale druga strona też może mieć trochę racji. Pozwólmy im wstawić tego buta, to się tym zadowolą, to jest rozsądny kompromis. A potem już jest za późno.
No więc póki jeszcze nie zakazali:
To co robi dwoje dorosłych ludzi w czterech ścianach jest ich sprawą. Wychodzenie z tym na ulice jest naruszaniem moralności publicznej i powinno być karane (grzywną) tak samo jak np. publiczna defekacja, lub nazbyt nachalne demonstrowanie miłości heteroseksualnej. Małżeństwo jest związkiem mężczyzny i kobiety i nie jest dyskryminacją gejów. Jak gej znajdzie chętną kobietę to może się z nią ożenić tak samo jak osoba heteroseksualna. Nikt przy zawieraniu małżeństwa cywilnego nie pyta o orientację. Każdy może o pederastii myśleć i mówić co mu się podoba (dopóki nie podżega do popełnienia przestępstwa np. wzywając do pobicia). Ja na przykład uważam, że jest to zboczenie, które powinno być leczone i mam takie samo prawo głosić moje poglądy jak Biedroń czy inny Szymon Niemiec. Howgh!
PS. A na prawdę żal zwykłych, przeciętnych homoseksualistów (-ek), którzy nieraz całe życie muszą zmagać się ze swoją przypadłością i starają się przy tym pozostać osobami porządnymi i nie szkodzić innym. Kilkudziesięciu hałaśliwych aktywistów próbuje zrobić karierę na ich chorobie i przy okazji dorabia im gębę wrogów kultury chrześcijańskiej.
Z wykształcenia prawnik i politolog. Z zawodu specjalista organizacji zarządzania procesowego i zarządzania projektami. Z zamiłowania samorządowiec i publicysta. Radny miasta Gdyni, ekspert Fundacji Republikańskiej, przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS w Gdyni. Zamierzam kandydować na urząd prezydenta miasta Gdyni.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka