POLSKIE SUKCESY I ICH NIEPRZYPADKOWI AUTORZY:
Paweł Jasienica spostrzegł rzecz ciekawą - w wieku XVII śmierć wybitnego hetmana nie była dla kraju niepowetowaną stratą - buławę obejmowali godni zastępcy, dorastali kolejni nieprzeciętni wodzowie:
"Oto jedna z niedocieczonych zagadek naszej historii! Niemal jednocześnie los zubożył ją o dwóch wybitnych wodzów [mowa tu o Janie Zamoyskim i Krzysztofie Radziwille "Piorunie"- A.L.]. (...) Wcale tego owe dzieje nie odczuły (...). Przyszłość wysypać jeszcze miała na stół wojenny całą przygarść talentów." ("Rzeczpospolita Obojga Narodów. Srebrny wiek", s. 242).
W dawnych wiekach także poświęcenie dla Ojczyzny jako gwaranta wolności było zjawiskiem powszechnym wśród - rozumiejących doskonale związek między jednym a drugim - ludzi młodych:
"I młódź do tego, zdrowia nieszczedliwą,/ A dla Ojczyzny umrzeć nieleniwą:/ Przeto nie chciała pod jarzmo niczyje/ Dać wolnej szyje."
(Joachim Bielski, "Pieśń nowa o szczęśliwej potrzebie pod Byczyną")
Dobrze nam się działo, gdy poświęcenie i odwaga szły w parze z roztropnością polityczną, zwłaszcza wśród decydentów; gdy statysta brał górę nad szałaputą, choćby nie wiadomo jak bohaterskim:
"Stanisław Koniecpolski zaliczał się do dziwnej rasy polskich i litewskich wojaków Srebrnego Wieku. Zamoyski, Chodkiewicz i Żółkiewski też radzi widywali rozpęd kawaleryjski, lecz tylko w polu. W materiach stanu nieraz oblewali polityków zimną wodą."
(Paweł Jasienica, "Rzeczpospolita Obojga Narodów. Srebrny wiek", s. 440)
Czy dziś też nie odczulibyśmy straty wodza? Tak, bo żadnego od dawna nie widać... Zresztą wojsko mamy tylko od misji humanitarnych itp.
Czy młodzi ludzie są wychowywani do rozumienia, że w tym świecie niczego nie dostaje się na zawsze i nic nie ma za darmo, a już zwłaszcza wolności? Oczywiście! Tylko frajer robi coś za darmo. "Pro publico bono" to dzisiaj bierze się tylko kasę z Unii.
Czy mamy dziś świadomych polskiej racji stanu polityków i przywódców? Na szczęście nie musimy, bo "wokół sami przyjaciele".
Ten cykl ma pomóc w formowaniu świadomych obywateli, którzy znają sukcesy z przeszłości swojego kraju i nieprzypadkowych autorów tych sukcesów. Obywateli, którzy wiedzą, że polityczny zamysł - choć mniej widowiskowy - przekuwa się na większe i trwalsze dzieła niż bezmyślne fajerwerki lub straceńczy patos. Ludzi, którzy znają i rozumieją cenę wolności i gdy służy to racji stanu, gotowi są na bohaterstwo.
A może przy okazji narodzi się jakiś Jan Karol Chodkiewicz albo Kazimierz Jagiellończyk...
KAMPANIE W INFLANTACH I JAN KAROL CHODKIEWICZ
URZĄD HETMANA
W czasach imperialnej świetności Polski powstała instytucja hetmana - naczelnego wodza nieraz łączącego w jednej osobie ideał męża stanu, stratega, polowego dowódcy, a także bohatera pola walki. Hetman to urząd, ale i wódz z krwi i kości, twór ery, w której rozumiano, że jeśli państwo nie atakuje będąc silnym, musi się bronić będąc słabym.
Urząd hetmana wprowadzono pod koniec XV wieku. Hetman dowodził wojskiem zawodowym, nie podlegało mu natomiast pospolite ruszenie. W jego gestii znajdowała się polityka zagraniczna wobec Turcji, Mołdawii, Wołoszczyzny i chanatu krymskiego. Rozporządzał podatkami od dzierżawców dóbr królewskich, od niego w praktyce zależały nominacje oficerskie. Początkowo wybierany był na czas wojny. Stały urząd hetmański powstał w 1505 roku, od 1581 sprawowano go dożywotnio. Aby nie dopuścić do zbytniego wzrostu znaczenia politycznego osoby sprawującej ten urząd, od końca XVI wieku powoływano obok hetmana wielkiego koronnego także wielkiego litewskiego oraz zastępujących ich hetmanów polnych. Przejściowo istniało także stanowisko hetmana nadwornego.
Prawo obowiązujące od 1527 roku obligowało hetmanów do wydawania rozkazów, wizytowania oddziałów, sądzenia i karania wszystkich popełnionych w wojsku przestępstw (w czasie wojny także śmiercią).
W wodzów wybitnych obfitował "srebrny wiek" Rzeczypospolitej. Jan Zamoyski, Jan Karol Chodkiewicz czy Stanisław Żółkiewski byli nie tylko znakomitymi strategami, ludźmi obdarzonymi energią i odwagą, cechował ich także patriotyzm i ambicja - niejednokrotnie wobec nieregularnych wypłat ze skarbca królewskiego na utrzymanie wojska poświęcali znaczne sumy z majątku osobistego. Można powiedzieć, że uosabiali ideał rzymskiego obywatela świadomego swoich obowiązków. Bo też Rzeczpospolita była państwem, z którym można było się utożsamiać.
Tajemnica ich błyskawicznych, bezprecedensowych zwycięstw miała niekiedy bardziej prozaiczne źródła: doskonale wiedzieli, że jeśli szybko nie zwyciężą, to mogą nie doczekać chwili zatwierdzenia przez sejm kolejnej transzy pieniędzy.
JAN KAROL CHODKIEWICZ (1560-1621)
Uważany jest za jednego z najwybitniejszych polskich wodzów. Był po Jeremim Chodkiewiczu drugą i ostatnią osobą z rodziny, która sprawowała urząd hetmana. Jan Karol urodził się około 1560 roku. Kształcił się w kolegium jezuickim w Wilnie, następnie studiował filozofię i prawo na uniwersytecie w Bawarii. Istnieją także poszlaki wskazujące, że w celu poznania nowoczesnej sztuki wojennej (znał biegle matematykę, balistykę i inżynierię) udał się na Maltę, siedzibę zakonu rycerskiego. Hetmanem polnym litewskim był w latach 1600-1605, wielkim litewskim w latach 1605-1621. Pierwsze doświadczenia bojowe zdobył, tłumiąc - pod rozkazami Stanisława Żółkiewskiego - powstania kozackie Semena Nalewajki i Hrehora Łobody w 1596 roku.
Kampanie wojenne Chodkiewicza w Inflantach
Największym sukcesem Chodkiewicza, świadczącym nie tylko o jego talentach jako stratega, ale także pokazującym patriotyzm, męstwo i wytrzymałość fizyczną, były wojny ze Szwecją w Inflantach (wojny inflanckie ze Szwecją, Rosją i Danią Rzeczpospolita toczyła od końca XVI wieku do początku XVIII wieku. Osią konfliktu polsko - szwedzkiego były z jednej strony spory dynastyczne w rodzinie Wazów, z drugiej strony dążenie Szwecji do uczynienia z Bałtyku morza wewnętrznego). Z długiej listy inflanckich zwycięstw Chodkiewicza (Kockenhausen 1601, Dorpat 1603, Biały Kamień 1604, Kircholm 1605, Parnawa 1609, Salis 1609) koniecznie trzeba przybliżyć Kircholm i Parnawę.
Głównym celem kampanii z lata 1605 roku było dla Szwedów zdobycie Rygi. Przejęcie miasta zdawało się wysoce prawdopodobne, ponieważ na stronę szwedzką przechylały się sympatie plebsu i części starszyzny miejskiej, liczącej na niższe podatki. Chodkiewicz, dysponujący przede wszystkim kawalerią, sprowokował Szwedów do odstąpienia miasta i wyjścia naprzeciw wojskom polskim w pole. W tym celu kazał rozsiewać plotki, jakoby siły polskie były nie tylko nieliczne, ale także zdemoralizowane i źle zaopatrzone. Wersji tej trzymał się towarzysz husarski Tomasz Krajewski, który dostał się do niewoli szwedzkiej. Wprowadzeni w błąd Szwedzi odstąpili od miasta i ruszyli na spotkanie sił Rzeczypospolitej, licząc dodatkowo na efekt zaskoczenia. Tymczasem podjazdy wysyłane przez Chodkiewicza docierały aż pod Rygę, dzięki czemu był on doskonale zorientowany w sytuacji. Szwedzi dysponowali 2,5 tysiącem jazdy oraz 8,5 tysiącem piechoty, Polacy 2,4 tysiącem jazdy i około tysiącem piechoty. Nasze siły były zatem liczebnie ponad trzykrotnie słabsze. Gdy wobec mnogości wojsk nieprzyjacielskich jeden z towarzyszy pancernych - zapewne przejęty potęgą przeciwnika - nie mógł ich się doliczyć, Hetman miał powiedzieć: "Policzymy je, gdy pobijemy". Nie były to jednak łatwe przechwałki, ale przeświadczenie zbudowane na precyzyjnym planie. Bitwa rozstrzygnęła się szybko. Karol IX Sudermański nie zdążył wprowadzić do walki całości swoich sił. Szwedzi stracili około 6 tysięcy żołnierzy, natomiast straty polskie wynosiły jedynie około stu zabitych. Poza polem bitwy zginął Tomasz Krajewski, którego wściekły król przebił rapierem. Osoby zainteresowane taktyką wojskową zachęcam do zgłębienia kwestii ustawienia wojsk Chodkiewicza. Część historyków uważa, że były one rozlokowane równolegle do rzeki, część, że miały ją za plecami. Ten drugi sposób ustawiania żołnierzy, gwarantujący, że mając odciętą drogę ucieczki, będą bili się do upadłego, stosował Chodkiewicz w innych bitwach.
Miał zresztą opinię człowieka gwałtownego, surowego, trudnego zwierzchnika, ale w sytuacji zagrożenia porywał za sobą oddziały i - co ceni sobie każdy żołnierz - nie szafował bezmyślnie jego życiem.
Po zwycięstwie pod Kircholmem Chodkiewicz zyskał sławę jednego z największych wodzów w Europie.
Zdobycie Parnawy miało miejsce w 1609 roku: "Kampania 1609 roku to jeden wielki popis talentu i energii Jana Karola Chodkiewicza. Nieopłacone, głodne i obdarte wojsko groziło buntem, hetman zaś w same zapusty skłonił je do heroicznego pochodu przez zawalone śniegiem lasy, potem brzegiem zamarzniętego morza - ku Parnawie. Okryty tylko burką przez półtorej doby sterczał konno na trzaskającym mrozie, czekając na chwilę sposobną. Dawał przykład wytrwałości. Sam przecie zabronił palenia ognisk i kazał stać bez ruchu, by zaskoczyć fortecę. (...) Parnawę wziął Chodkiewicz szturmem, wysadziwszy [osobiście! - A.L.] bramy petardami (...)" (P. Jasienica "Rzeczpospolita Obojga Narodów. Srebrny wiek", s.284)
Warto wspomnieć, że żołnierze walczący w Inflantach opłacani byli częściowo z prywatnych pieniędzy Chodkiewicza, w krytycznym momencie zastawił on nawet srebrną zastawę stołową. Prywatne oddziały słała do Inflant także nieświeska linia Radziwiłłów.
Polityczny rozsądek i wojskowy obowiązek
Niestety, spektakularne sukcesy inflanckie nie powtórzyły się w czasie kampanii moskiewskiej 1611-1612. Chodkiewicz, przeciwnik interwencji (która miała na celu raczej rozszerzenie wpływów Kościoła Katolickiego niż dobro Rzeczypospolitej), w chwili krytycznej pośpieszył jednak z pomocą. Jego zadanie - aprowizacja załogi polskiej na Kremlu okazało się niewykonalne (podobnym wyzwaniom nie sprostały kilka wieków później wojska Napoleona I, a później cała machina III Rzeszy), wymagało bowiem przedarcia się przez kraj rozległy, nastawiony wrogo i ogarnięty powstaniem. Hetman dotarł na przedpola Moskwy i trzykrotnie próbował przedrzeć się na Kreml. Jego plan polegał na szybkim przełamaniu obrony przy pomocy husarii, a następnie wprowadzeniu do miasta zbrojnego taboru - ruchomej fortecy. W czasie ostatniego szturmu udało się wprowadzić tabor do miasta, od oblężonej załogi polskiej dzieliły go niecałe dwa kilometry, ostatecznie jednak wojska Chodkiewicza musiały się wycofać, a tabor utracono. Warto zaznaczyć, że król Zygmunt III, główna osoba odpowiedzialna za popchnięcie Rzeczypospolitej do tej wojny, nie spieszył się z odsieczą.
Bilans wypraw moskiewskich nie był dla Korony i Litwy bardzo niekorzystny, odzyskano bowiem ziemie smoleńską, czernichowską i siewierską (rozejm w Dywilinie 1619).
Do końca na posterunku Rzeczypospolitej
W 1616 Chodkiewicz został wojewodą wileńskim. Był nie tylko wojskowym, ale i obywatelem rozumiejącym podstawy funkcjonowania państwa. "Gdzie nas starodawne instytucje nie skrzepią, nowe wynalazki prędzej zgubią" - miał powiedzieć, a w słowach tych pobrzmiewa echo rzymskich sentencji.
Jednak w potrzebie wojennej znów ruszył w pole. Ostatnim świadectwem męstwa Chodkiewicza była obrona Chocimia przed wojskami tureckimi w 1621 roku. Po raz kolejny okazał się wodzem wymagającym wiele od żołnierzy, ale przede wszystkim od siebie. Z jego rozkazu wojsko przeprawiło się przez Dniestr i okopało tak, aby rzeka odcinała drogę ucieczki. Mimo powtarzających się ataków epilepsji hetman do ostatnich dni walczył osobiście, do ostatniej chwili dowodził. Zmarł 24 września 1621 roku. 9 października podpisano traktat, w wyniku którego Turcy odstąpili od oblężenia.
"Prawda czasu i prawda obrazu"
Obecnie postać tak wybitnego wodza, jak i jego ofiarnej, a przede wszystkim skutecznej służby dla państwa jest w niewielkim stopniu obecna w świadomości społecznej - nie uosabia on z pewnością ideału pacyfistycznego potakiwacza.
Niestety - wobec wpojonego nam przez ostatnie lata poczucia historycznego zakłopotania - w przedstawianiu dziejów Polski i Rzeczypospolitej chętnie wyręczą nas inni. Przykładem może być rosyjski film "1612", gdzie jesteśmy przedstawieni, mówiąc delikatnie, mało sympatycznie, a jeden z polskich dowódców, prawdopodobnie hetman Chodkiewicz, to co najmniej neurastenik, a może i nierozgarnięty, prymitywny sadysta. Trudno się dziwić Rosjanom, że "swoje chwalą" (szkoda, że jak zwykle z "autorskim" przytaczaniem faktów), pozostaje natomiast pytanie, czemu my znowu i wciąż "chwalimy cudze" (w kategorii filmu przykładem może tu być "Ogniem i mieczem", zresztą technicznie i aktorsko cieniutkie w porównaniu z "1612"). Czy nadal "nie znamy swego", czy może wytresowani zostaliśmy do zadziwiającej łatwości w firmowaniu sobą wrogich nam racji? Czy wszyscy wykazujemy już gotowość do zajmowania dwuznacznej roli Michała Żebrowskiego? Być może "wybitni" aktorzy grają po prostu to, do czego dorośli, idąc swą "drogą artystyczną". Chodkiewicz, który w rzeczywistości nie mogąc już mówić, jeszcze gestami wydawał ostatnie rozkazy w chocimskiej potrzebie, w wykonaniu Żebrowskiego ginie w ruskiej wsi w pojedynku z chłopkiem-magiem Andriejką, lżąc go za chłopskie pochodzenie.
Czy, gdy nam plują w twarz, to na nas deszcz pada?
Adrian Lesiakowski
Wykorzystane źródła:
Tomasz Bohun, Bitwa pod Kircholmem, w: Zwycięstwa oręża polskiego, red. Justyna Mrowiec, Warszawa 2009.
Paweł Jasienica, Rzeczpospolita Obojga Narodów. Srebrny wiek, Warszawa 2007.
Władysław Kopaliński, Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa 1987.
Wielka Encyklopedia Polski, Kraków 2000.
www.mowiawieki.pl, www.polskiedzieje.pl
kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura