O przedziwnych woltach politycznych i teologicznych Watykanu i episkopatów pisałem już wielokrotnie. Można przyjąć, że jako protestant jestem tendencyjny. Jednakże głosy zdziwienia pojawiają się coraz częściej wśród samych katolików. Poniżej zestawiam bez komentarza kilka cytatów z końca zeszłego roku. - Paweł Chojecki
"Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przeszukali w tych dniach biura firm związanych z Markiem Piotrowskim, b. pracownikiem Służby Bezpieczeństwa, który od lat pełni funkcję pełnomocnika kilku parafii i zakonów w Małopolsce i na Śląsku. Sformułowano przy tym bardzo poważne zarzuty. (...)
Od razu rodzi się pytanie: jakim cudem pracownik resortu, który szkodził Kościołowi, został jego współpracownikiem? Dlaczego tak łatwo udzielano mu pełnomocnictw w ważnych sprawach? Jest to tym dziwniejsze, że zakony i kurie biskupie z założenia prześwietlają wszystkie osoby, którym powierzają np. funkcje radców prawnych, a zwłaszcza pełnomocników majątkowych. Kandydaci na te stanowiska są sprawdzani nie tylko jako fachowcy, ale też powinni mieć wysoką ocenę moralną. Znam pewnego prawnika, skądinąd świetnego fachowca, który nie został pełnomocnikiem jednej z organizacji katolickich tylko dlatego, że rozwiódł się z żoną.
Co do przeszłości byłego esbeka, to być może kuria krakowska początkowo o niej nie wiedziała. Jednak w ostatnich latach ukazało się na ten temat tyle publikacji, że trudno nadal zasłaniać się brakiem znajomości sprawy. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że osobą polecającą b. esbeka był b. kanclerz kurii, znany nie tylko z superdobrych relacji z władzami świeckimi (także w czasach PRL), ale i z szerokiej działalności gospodarczej, której poświęcił dziesiątki lat. Stosował przy tym różne metody, m.in. zawieszając gigantyczny banner z psem na wieży Bazyliki Mariackiej. Z Piotrowskim zetknął się wiele lat temu, bynajmniej nieprzypadkowo. Dziś tak tłumaczy się dziennikarce "Gazety Wyborczej": "Ktoś na korytarzu doradził mi, że jest taki prawnik, który wszystko wygrywa [...]. Czy on miał to [współpracę z SB] na czole wypisane? A jakby pani wiedziała, że ktoś wygrywa wszystkie sprawy, nie skorzystałaby z jego usług? Poza tym, gdy jego przeszłość wyszła na jaw, nasza sprawa była już bardzo zaawansowana. To nie Kościół jako pierwszy wprowadził grubą kreskę!". Pełna żenada. Co do grubej kreski to oczywiście duchowny ów jej nie wymyślił. Był on jednak jednym z jej najgorętszych zwolenników, hamując proces lustracji, ile się tylko dało. Czy to także czynił z powodu niewiedzy? Moim zdaniem nie. (...)
Ta historia ma też inny kontekst. Chodzi o to, że nie przecięto radykalnie wszystkich powiązań między funkcjonariuszami komunistycznej bezpieki a ich tajnymi współpracownikami działającymi w strukturach kościelnych. Nie wprowadzono też w życie zasad wypracowanych przez komisję "Pamięć i troska", zawartych w memoriale, który 26 sierpnia 2006 r. na Jasnej Górze podpisali wszyscy polscy biskupi. Nie skorzystano również z mądrości niemieckiego pastora Joachima Gaucka, który jasno zdefiniował, że wyłącznie po przecięciu "czerwonej pajęczyny" instytucje życia społecznego, w tym kościelne, będą nie tylko wiarygodne, ale i wolne od ewentualnych szantaży.(...)
Te sprawy to zaledwie wierzchołek góry lodowej, a niektóre relacje pomiędzy esbekami a TW kwitną do dziś."
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Ze wzgórza pod Krakowem. Esbek w Kościele, strona Klubów Gazety Polskiej, listopad 2009
***
"Gdańsk jest najbardziej zwartym wewnętrznie, ścisłym, wzajemnie się ubezpieczającym układem postkomunistycznym. (...) Trzeba pamiętać, że to jest taki układ, gdzie wszyscy wspierają wszystkich. Układ, w którym można było obserwować współpracę ludzi "Solidarności" z ludźmi PZPR, z ludźmi SB, z ludźmi WSI i z Kościołem. Niestety, w osobie ks. abpa Gocłowskiego, również z Kościołem. Dzisiaj wiemy, że ten układ miał wymiar nie tylko polityczny, ale również i po prostu kryminalny – afera Stella Maris to doskonały przykład, jak te różne środowiska nie tylko wzajemnie się wspierały, ale organizowały kryminalny proceder. Do tego trzeba dołączyć wielkie sprawy, które się tam dzieją, związane z mafią samochodową (i innymi), do tego trzeba dołączyć szeroko prowadzone śledztwa dotyczące skorumpowanych sędziów i prokuratorów. Gdańsk, ta stolica polskiego powstania solidarnościowego, wydaje się być najbardziej, najgłębiej i najszerzej zorganizowanym systemem współpracy ludzi, którzy ograniczają w tej chwili możliwości rozwoju państwa polskiego i polskiej wolności i którzy są przeciwnikami tej wolności."
Krzysztof Wyszkowski, Warszawa - zjazd Klubów Gazety Polskiej, październik 2009 (koniec pątej minuty)
***
„W ciągu ostatnich 80 lat dzięki posłudze kardynałów: Augusta Hlonda, Stefana Wyszyńskiego i Józefa Glempa tytułowi temu przypisany został wysoki autorytet moralny. Jutro tytuł ten otrzyma duchowny, którego nie sposób ocenić jednowymiarowo. W swojej kościelnej karierze abp Muszyński ma bowiem wiele budzących szacunek osiągnięć, inicjatyw, publikacji i odznaczeń. Ale jednocześnie komunistyczna bezpieka uznała go za tajnego współpracownika, czyli cenne źródło informacji. Taki status nigdy nie splamił nazwiska wielu zasłużonych kapłanów. (…)
Około trzech lat temu podobne oskarżenia wywołały poważną dyskusję na temat nominacji abp. Stanisława Wielgusa na metropolitę warszawskiego. On także miał wiele budzących szacunek zasług, a jednak jego uwikłanie w tajną współpracę ze służbami PRL i związane z tym kontrowersje doprowadziły do jego rezygnacji z godności.Wtedy zabierałem głos w dyskusjach. Wskazywałem, że objęcie funkcji arcybiskupa Warszawy przez osobę naznaczoną statusem TW będzie uznaniem, że okoliczność taka nic w Kościele polskim nie znaczy. Dziś obdarzenie kapłana, który był TW, godnością prymasa Polski de facto tę okoliczność unieważnia. (…) Były TW otrzymuje dziś tytuł, który wielu Polaków wiąże z najwyższymi standardami moralnymi.(…)
W przypadku ok. 30 biskupów, którzy zostali uznani przez bezpiekę za TW, niemal normą jest deprecjonowanie wymowy dokumentów. Przykład dał, niestety, ksiądz prymas Józef Glemp z pogardą wyrażający się o "świstkach, dokumentach trzeci raz odbijanych". Nie usłyszałem ani jednej deklaracji typu: "będzie dla mnie zawsze niepokojącą tajemnicą, dlaczego przyznano mi ten status. Ile z tego, co mówiłem, mogło być wykorzystane do kuszenia i łamania sumień innych kapłanów?(…)
Czy niegdysiejszy status TW nie jest przeszkodą dla objęcia godności prymasa? Abp Muszyński i inni biskupi uznali, że nie. Stwierdzono, że trzymiesięczna posługa prymasowska nie kłóci się z żadnym faktem z przeszłości hierarchy. A chyba jest to problem, któremu warto poświęcić znacznie więcej uwagi niż temu, czy nowy prymasarcybiskup może używać kardynalskiej czerwieni. Bo owa czerwień była i jest symbolem niezłomności wobec wrogów Kościoła. A warunkiem owej niezłomności była zawsze zdolność do stawania w prawdzie.
Zadaję te pytania nie dlatego, że uważam się wzór cnót albo za kogoś lepszego od utytułowanych hierarchów. Ośmielam się tylko wyrazić wątpliwości, gdyż mam wrażenie, iż inni uważają, że problemu nie ma. Stawiam więc pytania, bo jakoś nikt inny na to nie ma ochoty."
Piotr Semka, Prymasostwo za wszelką cenę, Rzeczpospolita, grudzień 2009
***
„Episkopat europejski (pojedyncze inicjatywy biskupów jakkolwiek cenne nie zastąpią siły głosu zbiorowego) nie zrobił nic na poziomie unijnym, żeby wyjaśnić status katolickich ośrodków edukacyjnych i adopcyjnych, nie dyskutowano z Brukselą prawa większości chrześcijańskiej do swojej tożsamości i symboliki, nie kontestowano nowej definicji małżeństwa i rodziny. Mimo, że kilka krajów europejskich dało przykład brutalnej polityki wyznaniowej i rodzinnej. Milczący hierarchowie kontaktujący się z politykami z Brukseli znali los dzieci oddawanych parom homoseksualnym, absurdalne zakazy noszenia krzyży czy zmiany scenerii bożonarodzeniowych na neutralne widowiska. Jasne było, że wykładnia praw człowieka obowiązująca już w Wielkiej Brytanii, Francji czy Hiszpanii po ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego zacznie obowiązywać w całej Unii. Episkopat Irlandii miał szansę wystąpienia w imieniu wszystkich chrześcijan kontynentu. Byłby wysłuchany z obawy przed odrzuceniem centralistycznej koncepcji Unii. Ale w tym samym czasie Watykan jakby zamilczał a sekretarz europejskiej konferencji biskupów wydał oświadczenie zawierające akceptację Traktatu Lizbońskiego, którego dziesiątki przepisów uzależniają sądowe orzecznictwo krajowe od centralnego. Podczas sesji plenarnej COMECE biskupi – zapominając, że misją Kościoła jest głoszenie Ewangelii a nie dialog kultur, który bywa, że relatywizuje europejskie korzenie - wyrazili zadowolenie z rychłego wejścia w życie quasi KONSTYTUCJI EUROPEJSKIEJ. Bp van Luyn z Holandii podkreślił, że dotychczasowy dialog z instytucjami europejskimi był owocny (z perspektywy biskupów krajów, które za osiągniecie cywilizacyjne uznają np. eutanazję), a obecnie można liczyć na jego intensyfikację. Czy to znowu oznacza milczenie COMECE w obliczu kolejnych rezolucji parlamentu europejskiego zmuszających mniejsze i słabsze państwa do zmiany polityki rodzinnej. (…)
W wirze współczesnych relacji politycy bardziej liczą się z mediami, które mogą ich skompromitować niż z biskupami, których poparcie tanio można kupić a sprzeciw coraz mniej znaczy.”
Marcin Stanowiec, Chcieliście, to macie - o Krzyżu, Kosicol.pl, listopad 2009
kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka