Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd
113
BLOG

URODZONY PRZED SOBĄ

Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Na pomysł, by urodziny Jezusa przyjąć jako początek nowej ery, wpadł papież Jan I mniej więcej w dwa wieki po zdobyciu przez chrześcijaństwo statusu rzymskiej religii państwowej. Być może szukał jakiegoś symbolu, który w zrozumiały sposób przypominałby ludziom, w jakich czasach żyją. Nigdy za wiele przypominania o tym. Być może jego cel był mniej ambitny. W tych czasach liczenie lat od założenia Rzymu było już używane stosunkowo rzadko. Znacznie częściej stosowano rachubę wprowadzoną przez cesarza Dioklecjana – od roku jego wstąpienia na tron. W ten sposób cesarz rzymski, który wzniecił największe prześladowanie chrześcijan w historii imperium, był wspominany przez każdego, kto posługiwał się kalendarzem. Papież ogłaszał się najwyższym strażnikiem wiary, za którą tylu męczenników oddało życie. Liczenie lat od narodzenia Chrystusa z pewnością było dobrym sposobem, by zatrzeć pamięć o ich prześladowcy. Kłopot polegał na tym, że nie wiadomo było, kiedy właściwie Jezus się urodził. Ustaleniem tego zajął się z polecenia papieża uczony mnich Dionizy Mniejszy.


Jezus urodził się w Imperium Rzymskim – państwie o dobrze rozwiniętej biurokracji. Jednak ani w tych czasach, ani jeszcze długo później nikomu nie przychodziło do głowy, że powinna rejestrować fakt czyichś narodzin. Urzędowy akt narodzin niejakiego Jeszui z Nazaretu nigdy nie istniał i nie można go było wykorzystać. Mimo to mogło się wydawać, że sprawa nie jest trudna. Pismo Święte wspomina przecież o tym, co działo się mniej więcej w tym samym czasie na świecie. Oktawian August zarządził spis powszechny w imperium. Panujący w Palestynie król Herod nakazał wymordowanie wszystkich chłopców narodzonych w okolicach Betlejem. Na niebie ukazała się niezwykła nowa gwiazda, którą nazywamy dziś Betlejemską. Pomimo upływu kilku wieków powinny zachować się jakieś dokumenty pozwalające stwierdzić, kiedy te wydarzenia miały miejsce.

Dionizy stwierdził, że narodziny Jezusa miały miejsce 25 grudnia 753 roku od założenia Rzymu. Z tego co wiemy, nigdy nie wyjaśnił, jak do tego doszedł. Z pewnością znał pisma Klemensa Aleksandryjskiego, który datował to wydarzenie trzy lata wcześniej. Czemu odrzucił te ustalenia? Być może wyjaśnieniem jest fakt, że Dionizy zajmował się innym ważnym problemem. Określił metodę wyznaczania świąt wielkanocnych. Wyznaczona przez niego data narodzin Chrystusa uwiarygodniała jego tablicę paschalną. Także katoliccy historycy przyznają, że mógł z pełną świadomością trochę "naciągać" daty.

Jeśli tak było, nie osądzałbym go zbyt surowo. Nie chodziło mu zapewne o własną chwałę, lecz o dobro instytucji, której służył. Kwestia, kiedy należy święcić Wielkanoc, mogła spowodować jej podział. Dyskusje, które toczono na ten temat, pochłaniały wiele czasu i energii ówczesnych biskupów i papieży. Przeradzały się one w zaciekłe spory, od których katolicyzm trzeszczał w szwach. Można by długo o nich pisać. Byłaby to historia śmieszna i żałosna zarazem. Pożądane było znalezienie jakiegoś rozstrzygnięcia. Nie musiało ono być zgodne z prawdą. Ważne było, żeby nikt nie mógł go podważyć. Oczywiście powrót do biblijnej zasady: Jeden robi różnicę między dniem a dniem, drugi zaś każdy dzień ocenia jednakowo; niechaj każdy pozostanie przy swoim zdaniubył nie do pomyślenia. To już nie był Kościół pierwszych wieków, lecz organizacja dążąca do ujednolicenia wszystkiego, co tylko da się ujednolicić.

Przez długi czas nowa rachuba czasu była używana w zasadzie tylko do wyznaczania daty Wielkanocy. Dopiero w wieku X bardziej się rozpowszechniła. Wtedy już nie było ludzi zdolnych sprawdzić, czy Dionizy prawidłowo ustalił początek nowej ery. Dopiero w XVII w. za sprawą Johana Keplera pojawiły się w tej kwestii wątpliwości. Józef Flawiusz w Dawnych Dziejach Izraela stwierdza, że król Herod zmarł niedługo przed świętem Paschy, w 18 dni po zaćmieniu księżyca. Kepler obliczył, że takie zaćmienie miało miejsce w 4 roku p.n.e. między 12 marca a 11 kwietnia. Od tego czasu w astronomii nastąpił pewien postęp. Dziś wiemy, że w okresie, w którym musiało dojść do śmierci Heroda, zdarzyły się dwa zaćmienia, o których mógł pisać Flawiusz. Jedno miało miejsce w nocy z 12 na 13 marca w 4 roku p.n.e., drugie 9–10 stycznia w 1 roku p.n.e. Warto zauważyć, że 1 rok p.n.e. pasuje lepiej do wszystkich danych zawartych w Dawnych Dziejach Izraela. W 4 roku p.n.e. święto Paschy wypadało 29 dni po zaćmieniu. Po śmierci Heroda ogłoszono narodowi jego testament i urządzono bardzo uroczysty pogrzeb. Następnie Archelaos, którego król wyznaczył na swego następcę odbył, jak nakazywał obyczaj siedmiodniową żałobę po ojcu. Później przemówił do ludu. Wszystko to miało miejsce jeszcze przed świętem Paschy. Trudno uwierzyć, że te wszystkie wydarzenia zmieściły się w okresie najwyżej jedenastu dni.

Na ogół jednak historycy, teologowie i duchowni przyjmują dziś, że panujący z łaski Rzymu tyran Palestyny zmarł w roku 4 p.n.e., a Jezus urodził się w roku 6 lub 7 p.n.e. O tym, dlaczego wolą zakładać nierzetelność Józefa Flawiusza, napiszę później. Na razie chcę zająć się oszacowaniem czasu, jaki musiał minąć od narodzin Jezusa do śmierci Heroda.

W Ewangelii Mateusza czytamy, jak doszło do tak zwanej rzezi niewiniątek. Herod dowiedział się od mędrców ze Wschodu o narodzinach Mesjasza. Nie miał on żadnych praw do rządów nad Izraelem. Trudno było nawet nazwać go Żydem. Jego ojciec był Idumejczykiem, a matka Arabką. Mateusz zapisał jego reakcję na nowinę. "Gdy to usłyszał król Herod, zatrwożył się, a z nim cała Jerozolima."Fakt, że przebywał w tym czasie w Jerozolimie, bardzo ułatwia ustalenie czasu tego wydarzenia. Wiadomość o narodzinach Jezusa nie mogła dotrzeć do Heroda w ostatnich miesiącach jego życia. Wiemy, że ciężko chory król spędził je w Jerychu.

Z tego, co mówili przybysze, zrozumiał tyle, że pojawił się legalny dziedzic tronu. Rzecz jasna, postanowił go zabić. Początkowo miał nadzieję, że powracający mędrcy pomogą mu zidentyfikować konkurenta. "Oni jednak inną drogą powrócili do ziemi swojej." Pozostawało działać na oślep. "Wtedy Herod, widząc, że mędrcy go zawiedli rozgniewał się bardzo, wydał rozkaz, aby pozabijać wszystkie dzieci w Betlejemie i w całej jego okolicy, od dwóch lat i młodsze, według czasu, o którym dokładnie dowiedział się od mędrców."

Warto zwrócić uwagę, że ten tekst skłania do zwiększenia oszacowania czasu, jaki upłynął od narodzin Jezusa do śmierci Heroda. Uznał on za konieczne zgładzenie dzieci w wieku do dwóch lat. Bez wątpienia był to wielki zbrodniarz, który dla zdobycia i utrzymania władzy nie cofał się przed niczym. Musiał jednak działać w sposób w miarę logiczny, skoro utrzymał się na tronie przez prawie 40 lat. Sądzę, że można to stwierdzenie odnieść także do jego zbrodni. Górną granicę wieku dzieci, które miały zginąć, określił według czasu, o którym dokładnie dowiedział się od mędrców. Zapewne zostawił jakiś margines bezpieczeństwa. Uzasadnione jednak wydaje się przypuszczenie, że mędrcy ze Wschodu przybyli do Palestyny co najmniej rok po narodzeniu Jezusa.

Nawet jeśli Biblię czyta ktoś, kto nie jest katolikiem lub prawosławnym, to kalendarz liturgiczny może mocno wpływać na interpretację tekstu. Wszyscy w Polsce wiedzą, że Święto Trzech Króli dzieli od Bożego Narodzenia 11 dni. Odruchowo więc zakładamy, że czasowy odstęp między wydarzeniami upamiętnionymi przez te święta musiał być podobny.

Nie tylko wzmianka o tym, że w Betlejem mordowano dzieci w wieku do dwóch lat skłania do wniosku, że był on znacznie większy. Innym argumentem są tak zwane "sprzeczności" pomiędzy tym, co ewangeliści napisali o tym, co działo się z rodziną Jezusa po Jego narodzinach. Zgodnie stwierdzają, że Jezus urodził się w Betlejem. Łukasz pisze więcej o towarzyszących temu okolicznościach. Józef z żoną przybyli tam, aby wypełnić obowiązek spisowy. Nocowali w stajence, bo nie znaleźli innego noclegu. Tam Maria urodziła syna. Później relacje "rozchodzą się" zupełnie. Łukasz pisze o aniele przemawiającym do pasterzy, ofiarowaniu Jezusa w świątyni, proroctwach Symeona i Anny oraz spokojnym powrocie do Nazaretu. Mateusz opisuje wizytę mędrców ze Wschodu w Betlejem, cudowne ostrzeżenie o zamiarach Heroda, ucieczkę do Egiptu i powrót do Palestyny po jego śmierci.

Te różnice skłaniają sceptyków do wniosku, że Łukasz i Mateusz pisali bajki, których nawet nie chciało im się uzgadniać. Fakt, że chrześcijanie traktują je poważnie, dowodzi jedynie ich bezmiernej głupoty. Czego jednak można spodziewać się po ludziach, którzy wierzą w cuda?

Istnieje jednak inna możliwość. Obie relacje nie mogą być prawdziwe, jeżeli od narodzin Jezusa do wizyty mędrców minęły dni lub tygodnie. Jeżeli jednak minął rok lub nawet więcej czasu, to można je bardzo łatwo uzgodnić.

O tym, co działo się bezpośrednio po narodzinach pisze tylko Łukasz. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa spisał wspomnienia Marii. "Rodzice wykonali wszystko wedle zakonu Pańskiego." To znaczy, że Jezus został obrzezany ósmego dnia po urodzinach i przyniesiony do świątyni po czterdziestu. Następnie rodzina wróciła do domu w Nazarecie.

Później musiało stać się coś, o czym żaden z ewangelistów nie napisał. Józef z Marią przeprowadzili się do Betlejem. Prawdopodobnie uznali, że ich syn, któremu Bóg przeznaczył tron Dawida, powinien wzrastać tam, gdzie Dawid. To, co stało się później, opisuje Mateusz. Mniej więcej w rok po przeprowadzce do ich domu (nie do stajenki) przyszli mędrcy ze Wschodu i wielka polityka wciągnęła rodzinę w swój wir...

Podsumowując, najprawdopodobniej Jezus urodził się jakieś dwa lata przed śmiercią Heroda. Są dwie możliwości – albo Herod zmarł w 1 roku p.n.e., albo w 4 p.n.e. Zatem Jezus przyszedł na świat w roku 3 lub 6 przed naszą erą. W którym ostatecznie? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba wiedzieć, kiedy miały miejsce trzy opisane w Piśmie Świętym zdarzenia – powszechny spis zarządzony przez Oktawiana Augusta, niezwykłe zjawisko astronomiczne zwane Gwiazdą Betlejemską i rzeź małych dzieci w Betlejem. I tu pojawiają się pewne trudności.
cdn.

Piotr Setkowicz

kontakt email: knp@knp.lublin.pl Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura