Przede wszystkim polskie służby powinny zabezpieczyć nie tylko lotnisko docelowe w Smoleńsku, ale też zapasowe – zwraca uwagę gen. Petelicki.
– BOR nie miał informacji o lotnisku zapasowym – twierdzi Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik tej służby. Według rzecznika Sił Powietrznych płk. Roberta Kupracza takie zostały wybrane: były to Witebsk i Mińsk. Dlaczego informacja o tym nie trafiła do BOR? Rzecznik Sił Powietrznych nie potrafił wyjaśnić. (…)
Inną zasadą obowiązującą w NATO, o której przypomina dowódca GROM, jest ta, że „delegacja takiego szczebla i w takim składzie powinna udać się do Smoleńska czterema samolotami (minimum dla krajów biedniejszych – trzy samoloty)”. A 10 kwietnia delegacja polskich władz leciała jedną maszyną Tu-154 (Jak-40 zabrał głównie dziennikarzy).
Dyletantyzm czy celowe zaniedbania są na porządku dziennym w naszych służbach. Oto na pogrzebie gen. Gągora na Cmentarzu Powązkowskim, gdzie zgromadziła się generalicja i oficjele, nie było żadnej ochrony. Pewien oficer NATO tak to skomentował:
„Macie szczęście, że mimo waszego większego zaangażowania w Afganistanie niż hiszpańskie, nie zainteresowali się wami dotąd terroryści, bo moglibyście stracić na tym cmentarzu resztę generałów oraz ministra obrony i szefa BBN”. tamże
Podobne zdziwienie przeżyłem podczas uroczystości żałobnych w Krakowie. Wraz z dwoma przedstawicielami władz Unii Polityki Realnej mieliśmy wejściówki do sektora strzeżonego na wprost wejścia do Bazyliki Mariackiej. Na ulicy Sławkowskiej rzeczywiście dokładnie nas zrewidowano i wylegitymowano. Ale później do przemieszczania się po strefie zamkniętej wystarczyło pomachać identyfikatorem. Postanowiłem zrobić pewien eksperyment. Wszedłem do jednej z kamienic okalających Rynek i spędziłem tam przynajmniej 20 minut. Do gospodarza powiedziałem: jeśli po moim powrocie na Rynek nie podejdzie do mnie tajniak, by mnie powtórnie zrewidować, to znaczy, że nie ma tu żadnej ochrony (kamienica nie została wcześniej sprawdzona przez BOR). Przez nikogo nieindagowany powróciłem do sektora i podszedłem do barierki, przy której stały lawety dla trumien Pary Prezydenckiej. W odległości paru metrów przeszedł cały orszak żałobny…
Nie mamy służb, ale może mamy przynajmniej armię? By to sprawdzić, należałoby zapytać, czy w kilka minut po katastrofie nasze wojsko zostało postawione w stan najwyższej gotowości bojowej? Nikt nie potrafił wtedy wykluczyć zamachu, a armia musi być przygotowana na najgorszy wariant. Jeśli takiego rozkazu nie było, nie mamy także wojska.
Podobny test można przeprowadzić w stosunku do NATO. Czy w kilkanaście minut po rozbiciu prezydenckiego samolotu Dowódca Sił Sojuszniczych Paktu ogłosił alarm w podległych mu jednostkach (nie znam fachowego nazewnictwa, stąd używam potocznego)? Czy zebrała się w trybie nagłym Rada Północnoatlantycka, by ocenić stan zagrożenia i ewentualnego wsparcia jednego z państw członkowskich?
Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale w mediach o tym była kompletna cisza. Można więc z dużym prawdopodobieństwem domniemywać, że nic takiego się nie stało. Jedyne, co wiemy, to informacja o kolejnym przełożeniu (tym razem na koniec maja) rozmieszczenia w Polsce rakiet Patriot…
Mamy więc do wyboru dwa scenariusze:
1. Jesteśmy całkowicie bezbronni i każdy może nas bezkarnie (i bez trudu) zaatakować.
2. „Wypadek” polskiej delegacji udającej się do Katynia nie był dla nikogo prócz zwykłych ludzi zaskoczeniem.
A więc robi się nieprzyjemnie „straszno i grozno”….
Paweł Chojecki