The (B)asement of Spades
The (B)asement of Spades
Ignatius Ignatius
150
BLOG

Basement: The B of Spades (2017) - Recenzja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Będzińska formacja w przyszłym roku będzie obchodzić swoje pierwsze dziesięciolecie. Do tej pory bilans twórczy nie wygląda zbyt pokaźnie, dwa longplaye i niniejsza EPka – jedyne co tłumaczy niedostateczną płodność zespołu Wafla to, to, że w sumie Metallica w tym samym czasie nie wydała o wiele więcej… Złośliwości złośliwościami, Ci co znają zespół doskonale zdają sobie sprawę, że przyczyna takiego stanu rzeczy rozbija się tylko i wyłącznie o kwestie materialne. Ci co nie wiedzą, spieszę z wyjaśnieniami, że Basement to kwintesencja undergroundu (nazwa nieprzypadkowa), zespół pasjonatów, którzy po godzinach pragną pohałasować w stylu, którym im aktualnie najbardziej leży. Stąd może bardziej „nowomodny” sznyt debiutu i dwójka nastawiona już bardziej na klasykę. Najnowsza mała płytka jawi się więc jako kontynuacja obranej drogi kultywującej retro metalowe granie. Jest to o tyle naturalne i zasadne jeśli spojrzymy w metryczki jegomości – Panowie z Basement zapewne w przytłaczającej większości, nie chowali się przecież na kornach i slipknotach, wspomniane „nowomodne” wtręty to piętno początków Machine Head i Pantery z okresu, którego się nie wstydzili. Basement zjadł zęby na starym dobrym thrashu i początkach death metalu, toteż wiedzą jak przyłożyć żeby bolało (najlepiej sprawdzić to koncertach, jest to bowiem zespół głównie koncertowy). Spieszę z wyjaśnieniami - nostalgiczny ton recenzji i przedłużająca się dygresja narzucona została pośrednio przez sam zespół – Wafel celebrował swoje czterdzieste piąte urodziny, gdzie miały m.in. swój debiut kawałki do których w końcu zamierzam przejść.

Paradoksalnie pierwszym skojarzeniem widząc okładkę The B of Spades (2017) to nie była twórczość nieodżałowanego ś.p. Lemmiego a kompilacja nowojorczyków z Anthrax: Attack of the Killer B's (1991). Gdybym nie był w temacie to bym sobie pewnie pomyślał – ładne dranie, wydają raz na ruski rok album a tu już im kolekcja b-side’ów uciułała?! Nieskromnie dodać muszę, że autor recenzji był jednym z tych co dopingował, namawiał wręcz upominał się o coś nowego i w końcu prośby zostały wysłuchane. Nowy strzał w japę to niespełna trzynaście i pół minuty premierowego materiału na którego składają się „Ostatni krok”, „Elekt” i „Kto sieje burzę” (zaznaczyć muszę, że to tylko część nowości, resztę można posłuchać na koncertach). Jest to pierwsze nagranie w którym udzielił się drugi wiosłowy – Łukasz Rak, który dolewa świeżej krwi do zespołu już drugi rok.

Niemoc i bezsilność, znów ogarniają Cię.

Lejąc w Twoje serce irracjonalny lęk…

Otwierający „Ostatni krok”, wita nas ponurym riffem, jakby zza grobu dopominającym się o wysłuchanie. Po chwili przechodzi w tłuste, konsekwentne gitarowe bujanie. Drugim elementem jaki dochodzi do głosu, to co raz bardziej zwarta praca Tommiego. Po przedłużającym się i trzymającym w napięciu, instrumentalnym pasażu (takim jaki tygryski lubią najbardziej), odzywa się łagodny głos Wafla. Szybko jednak pojawia się kontrolowany wkurw w głosie - wokalista potrafi uczciwie ryknąć, jest to jednak w tym wypadku ozdobnik podkreślający adekwatne do tekstu emocje. Jeszcze apropo sfery wokalnej, z wiekiem głos Wafla wyrabia się i rośnie w siłę, niechętnie (nie lubię muzycznych porównań), przyznaję, że in plus zalatuje proletaryackim zapaszkiem. Interesująco miesza Tommy, generując szeleszczący tumult. Utwór jest dynamiczny, pieczołowicie dopracowany (brawa dla Chrisa Hoflera). Niespokojna partia solowa, początkowo minimalistyczna, jakby od niechcenia, naturalnie rozwija się w ekstatyczne rejony. W tle tętni solidny groove - to znak, że pikowa Dama wzięta została w obroty. 

Dobrze wie, co się dzieje w twej głowie

Czego pragniesz - on najlepiej wie

Co usłyszeć chcesz - on to właśnie powie…

Podobnie jak w poprzednim utworze, „Elekt” stopniowo nabiera tempa. Wolniejsze tempo sprzyja bardziej selektywnemu i przemyślanemu graniu, Instrumentaliści co rusz kokietują różnymi zagrywkami, znów pochwalić muszę Tommiego za jego charakterystyczne przywiązanie do talerzy, od strony wiosłowej również dzieje się – uwypuklony zostaje charakter wspólnego jammowania, bez spiny każdy robi swoje. Gorzki przekaz tekstu kontrastuje ze stroną instrumentalną - jest to przyjemnie knajpiany, southernowo-stonerowaty kawałek. Wrażenie takie sprawia, pływająca partia gitarowa z efektem wah-wah. Na żywo wydaje mi się, że ostrzej i szybciej był zagrany, w wydaniu studyjnym „Elekt” brzmi zdecydowanie bardziej ironicznie. Basement Anno Domini 2017 to zespół znów o bardziej zaangażowanych tekstach i one starają się wieść prym na tej płytce (tyczy się to bardzo tekstów nowych kawałków, które nie doczekały się studyjnego wydania). Tym sposobem symbolicznie historia zatacza koło i The B of Spades (2017) staje się łącznikiem pomiędzy dwiema pierwszymi płytami (z naciskiem na debiut obfitującym, w tematykę dotykającą problemów społecznych). Elekcyjny Król Pik został wybrany. 

Odkąd światem świat,

Prawdę prostą znam…

Niestety ostatnim kawałkiem jest „Kto sieje wiatr”, najbardziej energetyczny, klasycznie thrashujący kawałek, który śmiało odnaleźć by się mógł na… w zasadzie na obu dotychczasowych płytach. Czuć w tym utworze, że zespół lubi spuścić wpierdol, jest i miejsce na bardziej subtelne środki perswazji. Obie strategie zazębiają się, przez co mamy do czynienia z urozmaiconym materiałem, który w sam raz sprawdza się na gigach. To zdecydowany pikowy As tej EPki.

Jest to najbardziej „rockowy” materiał , trzy utwory, przekrojowo każdy utrzymany w innym stylu. To dobra wizytówka dla tych co jeszcze z zespołem nie mieli styczności. Fani nareszcie zostali chwilowo zaspokojeni pomimo, że to powinna być przystawka do większego dania.  Na które liczę bardzo, bo smaka na więcej zrobili ogromnego- wszak talię należy uzupełniać. Najlepiej skonfrontować możliwości Basement wybierając się na gig, w koncertowym wydaniu zespół ma wspomnianych kilka asów więcej w rękawie. Z tego co obserwuję, tych okazji jest co raz więcej i to u boku co raz znamienitszych zespołów.  


Zobacz galerię zdjęć:

Główni sprawcy - Polish Fucking Metal Crew
Główni sprawcy - Polish Fucking Metal Crew
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura