Roman w swoim stylu zabawia publiczność
Roman w swoim stylu zabawia publiczność
Ignatius Ignatius
157
BLOG

Prawda to Metal: KAT & Roman Kostrzewski - Relacja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Obecnie trwająca trasa koncertowa KAT & Romana Kostrzewskiego jest wyjątkowo atrakcyjna dla miłośników klasyki polskiego metalu. Punktem kulminacyjnym był koncert, który odbył się w krakowskim klubie Kwadrat, gdzie deski jednej sceny dzieliły z gwiazdą wieczoru Wilczy Pająk i Dragon (śląskie smoki towarzyszą headlinerowi przez całą trasę). Gdy zobaczyłem skład tego koncertu na plakacie, to nie mogłem wprost w to uwierzyć, to tak jakby cofnąć się w czasie o trzy dekady, organizatorzy tej trasy stworzyli substytut tego czym miała być celebracja trzydziestolecia pierwszej edycji Metalmanii, która okazała się kolejnym wałem pewnego hochsztaplera, który narobił nadziei zarówno zespołom jak i fanom, którzy mieli brać udział w tym przedsięwzięciu, który mógł przejść do historii. Szczęśliwą konsekwencją tego blamażu była reaktywacja katowickiego zespołu Dragon, który zakończył działalność niecałe dwadzieścia lat temu. Powiem szczerze, że to właśnie obecność Dragona i Wilczego Pająka zaważyła, że wybrałem się na ten gig – jeszcze parę lat temu, nie uwierzyłbym, że dane mi będzie zobaczyć na żywo te zespoły, marzenia się jak widać spełniają. Niemal na 31 rocznicę Metalmanii 86 po latach trzy zespoły, które budowały polską scenę metalową znów razem zagrały. Oczywiście malkontenci zaraz mogą się przyczepić, że KAT & R.K. i Wilczy Pająk to niemal coverbandy, ja jednak nie wybrzydzałbym. Widać i słychać oddanie muzyków, którzy często chowali się na muzyce zespołów, w których obecnie dane jest im grać. Zresztą o czym tu dyskutować, skoro wchodzimy w erę holograficznych frontmanów (niedługo pewnie całych grup) i w 100% generycznych zespołów. Skandalem jest zbyt mała promocja tej trasy a zwłaszcza koncertu w Krakowie o którym dowiedziałem się przypadkiem i bardzo bym żałował, gdyby mnie ominęła taka sztuka. 

Od gwiazdy wieczoru KAT & Romana Kostrzewskiego wiadomo czego można się spodziewać, zagadką może być tylko co zagrają. Co jakiś czas skład ulega pewnym modyfikacjom – bodajże dwa lata temu Piotra Radeckiego zastąpił Jacek Hiro – krakowski gitarzysta najbardziej znany z Sceptic, co zaowocowało kunsztownymi, zdobnymi partiami solowymi. Ze starego składu jak wiadomo katowską banderę obok Romka dzierży perkusista Ireneusz Loth. Szczęśliwie bez zmian ma się sytuacja Krzysztofa Pisteloka (przypomnę, że to były wiosłowy śląskich kapel: Genesis of Aggression i Horrorcope) i basisty Michała Laksy.

Tegoroczna trasa nazwana po prostu Tour 2017 repertuarowo ociera się o ideał. Z każdego albumu zagrano przynajmniej jeden, dwa utwory, subiektywnie każdy musi sam ocenić, czy wybrano najlepszych reprezentantów z danej płyty.

 Na dzień dobry (w zasadzie na dobry wieczór) krakowski kwadrat padł ofiarą inkantacji anonimowego maga znanego jako „Mag-Sex” – wejście zespół miał z przepotężnym przytupem, biedne gardła o, które potem zapytał z troską Romek, nadwyrężane były od samego początku sztuki. Żeby nie przedobrzyć, spuszczono nieco z tonu w „Diabelski dom cz. I” – ja tam bym wolał część drugą, ale i tą część miło jest pośpiewać. Trójszóstkowy nastrój pociągnięty został dalej, na zewnątrz zmrok, to ulubiona pora dla śmierci brata. „Morderca” to jeden z tych bardziej „przebojowych” kawałków z debiutu, gdzie tak uroczo miesza się czarny heavy\thrash metal z niepodrabialną manierą Romana Kostrzewskiego. Rozsądnie zadbano o dynamikę koncertu, tak żeby się od razu nie zajechać, był to dobry moment na „Czas zemsty” – czyli jedna z najbardziej kultowych ballad w dorobku zespołu… Tak mógłbym opisywać wszystkie utwory, bo każdy przecież jest ważny i wielbiony. Jako, że wielbię chyba najbardziej Bastard (1992), to naturalnie najbardziej sponiewierały mnie właśnie kawałki z tego albumu czyli, „W bezkształtnej bryle uwięziony”, „Bastard”, „Piwniczne widziadła”, aż się dziwię i cieszę, że Roman i Ireneusz, nadal z taką werwą wykonują te najbardziej wymagające utwory w swoim dorobku. Bardzo ładnie wypadły najpiękniejsze katowskie ballady: „Niewinność” i zagrany na bis „Łza dla cieniów minionych”, duża w tym zasługa Jacka Hiro, który jak wiadomo, idealnie odnajduje się również w spokojniejszych, bardzo melodyjnych partiach gitarowych. Z nowszego repertuaru zagrano „Maryja Omen” i „Milczy trup”, które jednak odstają „jakościowo” nawet przy takim „Cmok-cmok mlask-mlask” czy „Szydercze zwierciadło”. Mimo wszystko i tak utwory z Szydercze zwierciadło (1997) na żywca znacznie lepiej się bronią. Jako, że cały koncert to była niemal nieustanna wiązanka killerów, trudno napisać, że finał się czymś radykalnie wyróżniał. Mimo to oprócz oczywistych oczywistości („Purpurowe gody”, „Wyrocznia”, „Łza dla cieniów minionych”, ostatecznie zamykający koncert „Odi profanum vulgus”) pojawiło się wyjątkowo cieszący mnie „Porwany obłędem” – nie obraziłbym się, gdyby w przyszłym roku, na trzydziestolecie Oddechu wymarłych światów (1988) zagrano by ten album w całości…  

Skandalem jest słaba promocja trasy, zwłaszcza z tak wyjątkowym składem jaki miał miejsce w krakowskim Kwadracie. Mam nadzieję, że takie składy będą częściej wspólnie jeździć po Polsce. Z kwestii organizacyjnych nie mogę, nie wspomnieć o wyjątkowo rozrywkowych Panach z ochrony, którzy mieli troszku dziurawe ręce - co najmniej trzy osoby miało twarde lądowanie... Najbardziej rozbrajający był jednak jeden jegomość, który sam zapragnął zaznać stagedivingu - ochroniarz też ludź.  

Zobacz galerię zdjęć:

Purpurowo...
Purpurowo... Pogadanki, bawiły nawet ochronę Mistrz drugiego planu zdecydowanie był w klimacie Szał! Fajrant :(
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura