FUCK ALL LIFE, CHECKMATE GOD, THE GAME IS OVER!
FUCK ALL LIFE, CHECKMATE GOD, THE GAME IS OVER!
Ignatius Ignatius
204
BLOG

Iperyt: The Patchwork Gehinnom (2017) - Recenzja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Długo oczekiwana premiera trzeciej odsłony skrajnych dźwięków od Iperyt miała miejsce 15.12.2017. Ikoniczna okładka mówi sama za siebie – negacji obecnego stanu rzeczy ciąg dalszy. Okładka autora o pseudonimie Abhavakala została dostrzeżona i nagrodzona przez brytyjski magazyn Heavy Music Artwork. Według niniejszego periodyku, znalazła się wśród setki najlepszych grafik 2017 roku. Ikoniczny wizerunek zamaskowanej, skrzydlatej postaci wykonujący charakterystyczny gest Baphometa.

The Patchwork Gehinnom (2017) to zdecydowanie najdojrzalszy krążek w dotychczasowym dorobku, łączący to co najlepsze i charakterystyczne dla Iperyt z poprzednich dwóch albumów.

AND WHAT IF YOUR MODERN SPIRITUAL COMFORT

IS NOTHING BUT AN ILUSSION?

Odwieczne pytanie filozofów, również tych doby postmodernistycznej. Niepokojące tak jak intro utworu, „Phatnom Black Dogs”, otwierającego płytę. Po chwili włącza się ospały rytm o wyraźnie metalicznym pogłosie. Krótkotrwała cisza przed burzą. Włącza się riff gitarowy i rozczapierzone na wszystkie strony elektroniczne, chropowate wici. Utwór się stopniowo rozkręca, automat perkusyjny rozpoczyna ludobójczy proceder. W połowie następuje krótkotrwałe wyciszenie, które wyparte zostaje przez technologiczne drgania. Jest w tym utworze miejsce na apokaliptyczny nastrój, produkcja jest celowo przybrudzona, posiada ujmującą głębię. Smutna solówka stłamszona przez dominujący  medialny szum. 

Plemienne rytmy, które nie raz się jeszcze na płycie pojawią. Melodyjna partia gitarowa - pod tymi względami „From Nowhere to Nowhere” to wyjątkowo nasycony utwór. Wiele smaczków jest skrzętnie ukrytych, pod gęstą warstwą hałasu. Dużo w nim perkusyjnych ozdobników nadający atmosferę dzikiego post apokaliptycznego rytuału.

WE CLIMB THE MOUNTAINS OF NIHIL

REJOICE IN THE FALL OF THE WORLD

Bombastyczny początek „What Man Creates”, dalej jest tylko lepiej, niszczycielski impet przyprawiony dozą militarystycznych   rozwiązań, które przejawiają się w marszowych rytmach. Utwór w pewnym momencie zaczyna radykalnie przyspieszać. Globalna wojenna pożoga, bezlitośnie rozlewa się pożerając kolejne połacie zdegenerowanej planety. 

Iperyt potrafi zręcznie łączyć skrajne przeciwności, potwierdzenia takiego stanu rzeczy szukać można w „With Eyes Shut Wide”. Jest to jeden z najbardziej klimatycznych ciosów jakich nie brak na The Patchwork Gehinnom (2017). Nieprzyjemne zakłócenia wyrywają z hipnotycznego riffu. Eskalacja nieludzko precyzyjnego  automatu. Mimo wszystko dzięki quasi przebojowego refrenu to monstrum momentami jest całkiem chwytliwe.

Co raz lepiej wypadają bardziej złożone utwory jak „Devil’s Violent Breed”. Niemal od razu automat narzuca diabelskie tempo. W tle tli się przejmująca gitara.  Świetnie podsycana dramaturgia i dbałość o to by siła rażenia intensywnych pasaży była bardziej dotkliwa.

Pełno tu różnych rozwiązań takich jak transowe wstawki, krótkie ambientowe tchnienia i różnego rodzaju przemysłowe odgłosy. Wszystko dozowane jest z rozwagą bez przekombinowania.  Do tego dochodzi wyjątkowo emocjonalnie zaangażowany wokal – People Hater operuje głosem w swojej iperytowej manierze.

Do posępnego gitarowego motywu dołącza praca topornej maszyny. Pod tym względem „These Wall (Have Seen)” bryluje. Gitary niczym jadowite węże rozpleniają się i wija w wszystkich kierunkach. W prostocie siła o czym dowodzą niszczycielskie riffy.

Nawet Iperyt pokusił się o stworzenie sequela. „Scars are Still Sexy” to kontynuacja perwersyjnego przeboju z No State of Grace (2006). Tajemniczy, podniosły wręcz ilustracyjny początek. Posępnie zawodzi szorstka gitara. Deklamacji towarzyszy stonowana sekcja rytmiczna, wzbogacona mocno akcentowanymi wojennym werblem. Gitarowy ciężar się wzmaga niczym okrutne monstrum, które właśnie wychynęło szkaradny łeb. W tym kawałky możemy rozkoszować się jednym z lepszych riffów na tej płycie. Podniosły pasaż chwyci za serce nie jednego trv wojownika. Utwór ten jawi się jako rozwinięcie pewnych elementów z „Scars are Sexy”. Poprzednik nie był tak rozbudowany, był bardziej zwarty i znacznie szybszy. Ciekawostką jest gościnny udział Nihila, który odpowiada również za wyprodukowanie tej „gehenny niejednolitej całości”.

TOTAL ECLIPSE

WORSHIP PRIMITIVE DARKNESS

TOMORROW DOESN'T MATTER

Po tym kolosalnym jak na Iperyt opusie przyszedł czas na trzy krótsze formy. Pierwszy z nich to „Primitive Darkness” – połamany tumult, niezdrowy, intensywny rytm. Serie karabinka, dzwoniąca łuski, przedłużający się terkot automatycznej stopy. Jest to jeden bardziej syntetycznych, intensywnych i zajadłych utworów na tej płycie.

Następujący po nim „Mindtaker”, z raveowym groteskowy wstępem, które zmiecione zostaje przez pełne spektrum iperytowego arsenału. Co prawda przewija się on jeszcze razem z innym równie nośnym motywem - ale to zaledwie ozdobnik wśród burzy ogniowej.

Wszystko jednak umywa się przy rozpędzonej furii zniszczenia jaką jest „Worms of the Modern World”. Jest to zmasowane natarcie armii jeźdźców apokalipsy którzy przesiedli się z swych rumaków na stuningowane maszyny kroczące.

ANOTHER STORM COMES

WASHING AWAY THE POISON OF FAITH IN TOMORROW

Finał albumu jest wstrząsający i zaskakujący. „Checkmate, God!” to coś na kształt nihilistycznej „ballady”. Naprawdę przejmujący utwór w każdej sekundzie. Mizantropia, rozczarowanie rzeczywistością biją z każdego słowa. Mimo wszystko oprócz brudnych mesmerycznych pasaży zadbano o kulminacyjny, bardziej intensywny moment. Z przepełnioną goryczą skargą i rzuconym pysznym, bałwochwalnym,  bluźnierczym wyzwaniem. 


Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura