To Heavy Metal Rock!
To Heavy Metal Rock!
Ignatius Ignatius
547
BLOG

Ten gitarowy huk, jak ryk wściekłego lwa...: TSA - Relacja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Ponoć jesteśmy świadkiem ostatnich koncertów w złotym składzie polskich pionierów muzyki metalowej. Marek Piekarczyk ma opuścić skład jeszcze w tym roku. Mówi się o jego planach solowej działalności. Co ciekawe Andrzej Nowak zapewnia, że nie wpłynie to na dalszą działalność TSA.

26.01.2018 otworzyłem nowy koncertowy rok gigiem kultowego TSA, który nawiedził zagłębiowską ziemię. Występ odbył się w miejscu nietypowym dla tego typu muzyki – w sosnowieckiej Muzie.

Koncert poprzedził opolski Sekator - to był chyba najbardziej niefortunnie dobrany support jakiego bylem świadkiem. Myślę, że dla niejednego widza było to wstrząsające przeżycie. Początki były bardzo siermiężne, widać było tremę, która z czasem odpuściła na rzecz większej pewności siebie. Nie obyło się bez kłopotów technicznych - początek występu był w zasadzie instrumentalny. Biedny wokalista dawał z siebie wszystko, lecz niebyło go niestety słychać.  Zespól wykonuje mariaż death thrash i groove metalu. Było to intensywne i za głośne kilkadziesiąt minut. Techniczni zdecydowanie przesadzili, nie dostosowując głośności do obiektu. Na domiar złego, między utworami gitarzyści lubili się po pastwić gitarowymi sprzężeniami.

Sekator nadrabiał zachowaniem scenicznym, widoczny był dystans muzyków do siebie i wykonywanej stylistyki. Wokalista humorystycznie przedstawiał skład zespołu, muzycy skorzy byli do scenicznych żartów. Obycia z  instrumentami odmówić nie można, zwłaszcza perkusiście. Oprócz własnego repertuaru który był dosyć zróżnicowany, Sekator zaproponował już na sam koniec utwór Sepultury „Roots Bloody Roots”.

Mam szeptać, chcę krzyczeć! Po ludzku żyć!

Po niedługiej przerwie i kojącej ciszy pojawili się na scenie główni herosi wieczoru. TSA zaczęło dynamicznym „Maratończykiem” z miejsca porywając fanów. Od razu rzuciła się w oczy dysproporcja pomiędzy brylującym zwierzęciem scenicznym Andrzejem Nowakiem -właściwym frontmanem grupy. Nieustannie zabiegający o uwagę publiczności swoimi popisami scenicznymi groźnymi minami. Nie jeden, dwa razy młodszy gitarzysta, nie ma nawet startu do tej gitarowej bestii. Swoją charyzmą przyćmiewał całą resztę: wyjątkowo niedysponowanego wokalistę Marka Piekarczyka zmagającego się z grypą. W żadnej mierze nie odbiło się, na jakości występu. Utwierdziło mnie to tylko, że Marek Piekarczyk plasuje się w ścisłej czołówce polskich wokalistów. Drugi gitarzysta Stefan Machel i basista Janusz Niekrasz przez cały występ stali zupełnie wycofani, gdzieś na drugim końcu sceny robiąc swoje – tylko i aż tyle.

Za nimi swobodny i wyluzowany Marek Kapłon nadawał tempo siedząc za bębnami. Na mój gust perkusja była niedostatecznie nagłośniona i gubiła się gdzieś w gitarowym sztormie, generowanym przez tandem Nowak - Machel.

Set był bliski ideału a może po prostu nim był? Mało kto mógł narzekać, zagrano bowiem chyba wszystko co fan TSA mógł sobie zażyczyć.

Już odlatują ptaki

Do lasów pośród pól

Krwawo zachodzi słońce

Lecz jutro będzie znów chłodny świt

Począwszy od bardziej zaangażowanych utworów takich jak antykomunistyczna „Wielka fiesta”, pacyfistyczny „Pierwszy karabin” – oba z niedocenianej płyty Rock’n’Roll (1988). „Biała śmierć” – opisujący zgubne działanie narkotyków, szerzej nałogów. Zespół dbał o to by rozładowywać atmosferę utworami lżejszego kalibru, wspomniany motoryczny „Maratończyk”, motywujący „Na co cię stać?”, buntowniczy „Zwierzenia kontestatora”. Z „świeższego” materiału nadal sprawdza się doskonale tytułowy „Proceder”. Ku mojej uciesze set został zdominowany przez Heavy Metal World (1984), nic dziwnego to na nim jest hymn fanklubu - „Alien” i polskiego ciężkiego grania - „Heavy Metal Świat”. Tekst tego ostatniego jest może naiwny z dzisiejszej perspektywy. Przy obecnym trendzie pastiszowego „metalopolo” ma ogromne szanse na przeżycie swojej drugiej młodości.  

Mimo wszystko gwoździem a nawet gwoździami programu były absolutnie esencjonalne ballady. „51” z specjalną dedykacją dla potrzebujących dzieci – przed wykonaniem utworu wokalista anonsował koncert charytatywny Giganci dla Świetlikowa, który odbędzie się 23.03.2018 w katowickim Spodku.

„51” to było czyste, katarktyczne misterium, przy którym nie sposób było się autentycznie nie wzruszyć. Kiedyś Marek Piekarczyk wspominał, że żadna studyjna wersja nie odda emocjonalności i głębi tej ballady. Kontrastujące ze sobą sposoby zaangażowania w wykonanie utworu - wokalisty, który scenicznym zachowaniem przywodził na myśl głęboką żałobę. Andrzej Nowak swoją niezwykłą ekspresją gitarową stanowił kompletne przeciwieństwo. Swoją postawą, mimiką, gestami i przede wszystkim grą wyrażał, trudne do opisania ból i niepogodzenie się z utratą bliskich. Odczuwalne było to zwłaszcza w przejmujących partiach solowych. „51” był bez wątpienia punktem kulminacyjnym koncertu. 

Zagrany na bis „Trzy zapałki” już tak magiczny nie był. Coś zgrzytało, nie wiem czy to kwestia lekkiego rearanżu czy problemów zdrowotnych Marka Piekarczyka. W ostatecznym rachunku czułem lekki niedosyt jeżeli chodzi o ten konkretny utwór. Jednak na tle całego koncertu było to nieistotne.

TSA jest jak wino. Gdyby byli zaangażowani pozostali instrumentaliści... Mowa byłaby o bezkonkurencyjnym zespole. Co ja plotę, to jest bezkonkurencyjny zespół i basta!

Ostatni koncert z Markiem Piekarczykiem w ma mieć miejsce w Gostyniu 24.03. 2018. Wcześniej zagrają jeszcze m.in. w Gdańsku, Zabrzu i Katowicach. Mam nadzieję, że to nieporozumienie, lub niecny marketingowy chwyt mający na celu podsycenie zainteresowania zespołem w celu zwiększenie frekwencji na koncertach.  


Ignacy J. Krzemiński

Zobacz galerię zdjęć:

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura