Ignatius Ignatius
151
BLOG

Kawaleria dorosłych dzieci: CETI / Cochise - Relacja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

17.03.2018 roku odbyła się inauguracyjna impreza w Rock Out. Wszystko wskazuje na to, że Dąbrowa Górnicza w końcu doczekała się lokalu, gdzie mogą się odbywać koncerty w cywilizowanych warunkach.  

Otwarcie było z przytupem, śmiało można powiedzieć, że był to rockowo-metalowy minifestiwal. Zasłużone lokalne zespoły (ProAge, Iscariota) wystąpiły obok m.in. cenionych zespołów o randze ogólnokrajowej (Cochise, CETI). Dwie ostatnie grupy oczywiście w roli gwiazd wieczoru. Dobór zespołów był interesujący i zrównoważony, każdy mógł znaleźć coś dla siebie (z naciskiem na klasyczne, i ostatnio modne „retro” rejony rocka i heavy metalu).

Na początku trochę ponarzekam. Zupełnym nieporozumieniem było skazanie publiczności na ponad dwugodzinne strojenie się poszczególnych zespołów – tego typu zabiegi przeprowadza się przed godziną otwarcia. Przez to wiele osób narzekało i nie dotrwało do CETI (aczkolwiek był również inny powód tego stanu rzeczy, ale o tym później). Dotkliwszą konsekwencją było okrojenie setów dwóm zespołom. O zgrozo tak zasłużonym jak Iscariota! Wielu fanów było delikatnie mówiąc – niepocieszona. Na otarcie łez zespół wyszedł na bis.

Jako pierwsi zagrali ProAge z Będzina, zespół o trudnej historii sięgającej połowy lat 80! Był to zdecydowanie najbardziej intrygujący występ tamtego wieczora. Stylistycznie zespół obraca się w rockowo-metalowej neoprogresji. ProAge miesza zarówno skrajne emocje jak i muzyczne rozwiązania (pozornie) z różnych bajek. Całokształt prezentuje się dosyć świeżo, jednak ambiwalentne wrażenie sprawia wokalista. Nie można Mariuszowi odmówić zaangażowania i oddawaniu dramaturgii swego przedstawienia. Niestety czyni to w sposób nierzadko ocierającym się o pretensjonalność – wrażenie to potęgują naiwnie zaangażowane teksty. Przymykając oko na tę słabszą stronę zespołu, skupiając się na warstwie muzycznej – można wyłapać nie jeden ciekawy patent.

Był zespół będziński, przyszedł czas na zespół z Lędzin Axe Crazy – żywcem wyrwani z Hameryki lat 80. Zespół wyglądał zawodowo – skórzane kombinezony, ćwieki – uroczy heavy metalowy kicz pierwsza klasa. Do perfekcji zespołowi brakuje tapirowanych fryzur (tu przed wyzwaniem stoi wokalista) i zespół okrzyknięty zostanie (trochę spóźnionym) czołowym przedstawicielem polskiego pudel metalu. Zapowiadało się wybornie (o ile ktoś się lubuje w tego typu estetyce), ale niestety również i ten zespół zmuszony był zagrać mocno okrojony repertuar.

Wspomniana Iscariota zaczęła od coveru Megadeth –„She Wolf” – w iscariotowej manierze wypadł ten utwór bardzo dobrze. Był to jeden z lepiej brzmiących zespołów, chociaż gubiły się gdzieś partie klawiszowe. Sosnowiecki zespół promuje swoją ostatnią płytę Upadłe Królestwo (2016) i to właśnie ten krążek był głównie reprezentowany w takich ciosach jak np. „Fora ze dwora!”, „(Judasz) Iscariota”.  Zespół swoim krótkim występem zrobił wilczego apetytu, ów niedosyt zostanie zaspokojony w maju, na urodzinowym koncercie. Od coveru zaczęli, coverem skończyli – w smakowitej interpretacji „Diabelski dom cz. I” zespołu KAT, który został odśpiewany razem z publicznością.

 

Późnym wieczorem przyszedł czas na pierwszą gwiazdę, gwiazdę do której podchodziłem z uprzedzeniem (ze względu na postać frontmana Pawła Małaszyńskiego), jednak szybko uprzedzenie poszło w las, Cochise kupił mnie swoim szczerym stonerowym duchem. Zaś sam Paweł swoim scenicznym obyciem, dystansem do siebie i przede wszystkim wokalnym potencjałem. Bez większego wysiłku wokalista potrafił ryknąć pod Hetfileda by zaraz zmierzyć się z legendą The Doors. Wszystko miało ręce i nogi, również pod kątem instrumentalnym, któremu też niczego zarzucić nie można – wymiatał zwłaszcza perkusista, który przez cały czas trwania koncertu patrzył na publiczność spod byka (ilością tatuaży dorównywał jedynie basiście CETI). To nie jest poza, to jest świadomy muzycznie zespół, który umiejętnie czerpie z swoich inspiracji.

Występ Cochise przypadł dziwnym trafem na apogeum frekwencji, nie da się ukryć, że to właśnie zespół aktora przywiódł największą rzeszę publiczności. Niestety widać było, że to publiczność, delikatnie mówiąc przypadkowa. Przyszła żeby zobaczyć z bliska aktora, zobaczyć jak się wygłupia na scenie, zrobić mu w końcu zdjęcie… To oczywiście nic zdrożnego, jednak szybko zaczęła skrzeczeć szara rzeczywistość… Biedni typowi Janusze i ich typowe Grażyny nie potrafiły odnaleźć się w koncertowym żywiole. Proszę sobie wyobrazić taką o to scenę rodzajową przy barierkach. Typowa Grażyna robi maślane oczy do Pawła Małaszyńskiego, stara się muz zrobić 598 zdjęcia i nagle zostaje oblana piwem męża, który, to został staranowany przez obnażonego dzikiego Świniaka. Ów Świniak zboczył niefortunnie z kursu podczas tańcu w młynie – nie trzeba więc dodawać, że dysonans poznawczy w tym wypadku był nie do przejścia.

Dopiero po 23:00 zasłonięto kotarę tajemnicy, CETI pod dowództwem Grzegorza Kupczyka (ex Turbo) po długim oczekiwaniu wyszło na scenę. Frekwencja mocno została uszczuplona, ale nie oznacza to, że były pustki. Wierni fani wytrwali do końca i było warto, miłośnicy epickiego, melodyjnego heavy metalu i power metalu mieli nie lada ucztę. Zespół skupiony jest na ogrywaniu swojej ostatniej płyty, o czym świadczyły proporce z motywami z okładki Snakes of Eden (2016). Set był dynamiczny opierał się głównie na ostatnich dokonaniach zespołu, jednak nie zabrakło wycieczek w daleką przeszłość kiedy to Grzegorz śpiewał w Turbo. Podczas koncertu CETI wykonało utwory z trzech pierwszych albumów Turbo: wspaniały tytułowy hymn lat 80 z pierwszej płyty Dorosłe dzieci (1983) – chóralnie odśpiewany przez publiczność. Był to najspokojniejszy moment koncertu, wersja CETI jest bardziej melodyjna i cukierkowa – ze względu na partie klawiszowe Marihuany –atmosferę zadumy burzył wiecznie uśmiechnięty basista –choreografia zaburzyła spójność warstwy muzycznej i lirycznej. Smak ciszy (1985) reprezentował skoczny „Już nie z tobą”. Trzecim i ostatnim utworem jaki przewinął się w secie był „Kawaleria szatana cz. II”  – zdecydowanie jeden z najmocniejszych punktów tamtego wieczoru, o czym świadczył entuzjazm publiczności. Jak już jesteśmy przy starociach to warto odnotować utwór „C.E.T.I’a” z debiutanckiej płyty Czarna róża (1989). Kawał dobrej sztuki zwłaszcza dla tych co sobie cenią kanoniczny dla polskiego heavy metalu głos, który wciąż brzmi niczym spiżowy dzwon.

Wszystko byłoby pięknie ładnie, ale w głowie się nie mieści autorowi niniejszej relacji, że można było tak zarżnąć nagłośnienie. Gorzej brzmiał tylko AC/DC na Narodowym, wszystkie zespoły nieporównywalnie lepiej i selektywnej zabrzmiały od CETI. Z czasem sytuacja trochę się unormowała (dopiero w okolicach połowy koncertu), ale i tak dalekie to było od optimum. Ponadto CETI było niepotrzebnie za głośne, co tylko pogłębiało niedogodności odbioru.

Jak wspomniałem na początku nowa odsłona Rock Out jest obiecująca i dobrze rokuje na przyszłość. Mam nadzieję, że w krótce Dąbrowa Górnicza stanie się istotnym punktem na koncertowej mapie Polski. Dobrą prognozą takiego stanu rzeczy są zapowiadane koncerty takich tuzów jak Vader, Proletaryat, Corruption. Trzymam kciuki i liczę, że lista ta będzie się wydłużać również o zagraniczne zespoły. Wówczas będzie można mówić o prawdziwej alternatywie dla mieszkańców Zagłębia, którzy jak dotąd spragnieni muzyki na żywo musieli jeździć na koncerty do takich zasłużonych lokali jak np. katowicki MegaClub czy zabrzański CK Wiatrak. 

Ignacy J. Krzemiński

Zobacz galerię zdjęć:

Iscariota
Iscariota Cochise CETI
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura