Ignatius Ignatius
150
BLOG

Mambałaga: Luxtorpeda - Relacja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

22.06 w ramach obchodów tegorocznych dni Czeladzi wystąpiła m.in. grupa Luxtorpeda. Zespół ten na poletku rodzimego rocka jest jednym z najbardziej ciekawych zjawisk ostatnich lat. Zespół funkcjonuje na pograniczu mainstreamu, mimo to posiada przesłanie z którym w nienachalny sposób się dzieli z słuchaczami. Tym czym się m.in. grupa ta wyróżnia to fakt, że przyświecają jej wartości, zgoła inne niż u większości kolegów po fachu. Współodpowiedzialnym za to jest Litza: wokalista, gitarzysta frontman o silnej osobowości, który od wielu lat głosi dobrą nowinę - przy pomocy takich zespołów jak Arka Noego czy 2Tm2,3.

Trudno jednoznacznie zaszufladkować Luxtorpedę – jest to ciężki przybrudzony rock z różnymi naleciałościami. Zespół czasem zapędza się w stronę metalu, odnaleźć można pierwiastki stonera – wszystko dodatkowo komplikuje postać rapera Hansa z 52 Dębiec. Siłą zespołu jest naturalne brzmienie szczere podejście do muzyki niebanalne specyficzne teksty i równowaga pomiędzy przebojowością a skłaniającymi do krytycznego myślenia tekstami.

Zespół Litzy zagrał solidną sztukę. Ze względu na zbieg różnych okoliczności przybrał formę bardzo osobistego występu. Litza pochwalił się, że następnego dnia wydał swoją czwartą córkę za mąż (wspomniał, że jest dziadkiem po siedmiokroć). Przyznać trzeba to musiał być niezapomniany prezent z okazji Dnia Ojca. Szczęśliwy Muzyk żartował, że koncert w Czeladzi stał się pretekstem, dzięki któremu mógł jednocześnie odreagować i oderwać się od różnego rodzaju przygotowań związanych z weselem. Zbliżające się święto skłoniło jednak i do bardziej poważnych tematów związanych z trudnym dzieciństwem i „Nieobecnym nieznajomym” ojcu. Zespół przeleciał przez całość swojego studyjnego dorobku nie pomijając małej płyty pt. EPka (2015) – grając przejmujący utwór „44”, który dotyka bardzo bolesnego epizodu z życia jednego z muzyków. Pozytywne wibracje wzbudzały energetyczne strzały takie jak „Za wolność” i „Jak husaria”. Nie zabrakło hiciora „Austystczny”, który chętnie śpiewany był przez fanów – zresztą po mimo tego, że koncert był festynowym spędem fani Luxtorpedy dopisali, wiele osób dzieliło się znajomością praktycznie wszystkich tekstów. Dające do myślenia (z odpowiednią, obowiązkową prelekcją) „3000 Świń”, „Wilki dwa” kontrastujące z (pozornie) bardziej luzackimi „Trafiony zatopiony”, „Mambałaga”.

Bardzo sympatyczna sztuka, miło było zwłaszcza widzieć Litzę w formie - wszak dosyć niedawno uległ dramatycznej kontuzji podczas jednego z koncertów.

Przez to, że był to darmowy koncert w plenerze można było dokonać w trakcie trwania występu socjologicznych obserwacji. Pewne rzeczy chyba się nigdy nie zmienią. Pomimo tego, że rock and roll w naszym kraju istnieje od sześćdziesięciu lat nadal spotyka się z brakiem zrozumienia ze strony części społeczeństwa. Żałuję, że nie utrwaliłem pewnej scenki rodzajowej jaka miała miejsce gdy Luxtorpeda wystartowała z swoim „Hymnem”. Fani i osoby, które rozpoczęły taniec pogo zszokowały jedną z pań (która prawdopodobnie grzała sobie miejsce przed występem Kombii), która zaczęła (oczywiście bezskutecznie) dyscyplinować miotającą się młodzież. Owej Pani wytrwałości nie można było odmówić – odpuściła swoje jałowe próby dopiero w połowie utworu. Jest jednak druga strona medalu, która pokazuje, że wspomnieni uczestnicy koncertu byli siebie warci. Moshująca grupka po pewnym czasie postanowiła pobawić się w stagediving. Zgromadzeni pod sceną raczej niebyli zainteresowani tego typu zabawami (swoją drogą mało odpowiedzialni rodzice z dziećmi na rękach) mimo to niezrażeni nadal próbowali zaangażować resztę do zabawy. Nachalnie i bezmyślnie taranując postronną publiczność. Nie trudno się domyśleć, że spotkało się to z stanowczą dezaprobatą, która skończyłaby się rękoczynem, gdyby nie bardzo sprawna interwencja ochrony. Szkoda tylko, że nie przywołano do porządku prowodyrów, którzy w niewybrednych słowach pożegnali wyprowadzonego jednego z tych, ‘Którzy Nie Potrafią Się Bawić’. Ostatecznie z braku warunków młodzi koncertowi wojownicy postanowili w akcie desperacji bawić się we własnym skromnym gronie. Efekt był kuriozalny gdy wzajemnie jeden po drugim dosłownie wynosili się i przerzucali za barierkę… Nie dość, że „darmowy” koncert to w dodatku z szasną bezcennej obserwacji osobliwego folkloru.


Zobacz galerię zdjęć:

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura