Cóż, dziwie się że zostalem nie zrozumialy.
Po pierwsze i najbardziej fundamentalne stwierdzenie: nie pochwalam zamachów! Ja je rozumiem. To różnica. W trochę zaczepnej formie chcialem uchwycić pewien problem: terroryści nie biorą się z kapusty. Są nowoczesnym wytworem starego problemu: ciemiężenia i okupacji państw. Wykorzystują nowoczesne i śmiercionośne formy walcząc o niepodleglość. To samo robiliśmy my Polacy, tyle że zamiast bomb mieliśmy raclawickie kosy.
Idea którą realizują nie jest nowa: powiedzialbym że to taki brutalny "Wallenrodyzm". Nie etyczne, nie moralne mordowanie niewinnych, ale jednocześnie naglaśniając problem. Jakoś dwa tygodnie temu, malo kto w Polsce pamiętal o zbrodniach rosyjskich w tych terenach. Teraz przynajmniej jest o tym glośno.
Dochodzimy więc do sedna. Jesteśmy narodem który kultywuje tradycję narodowo wyzwoleńczą. Mówiąc kolokwialnie, "wiemy jak to jest być olanym przez zachód". Świat widzial powstania, widzial okupację i wiedzial o Obozach Śmierci. Milczal. Teraz my na początku XXI widzimy Bieslan, WTC i Madryt i jesteśmy zaszokowani że ktoś nie ma serca.
Mam wrażenie że zostal lekko stępiony nasz krytyczny zmysl postrzegania świata.
W komentarzach tak retorycznie pytacie czemu Bogu ducha winne dzieci cierpialy przez terrorystów. Ja pytam: czym to zawinili Czeczeni że rozjeżdżano ich rosyjskimi czolgami?