
Osłabianie prywatnych praw własności i rynków
Instytucje rynku i własności prywatnej mogą skutecznie generować niskie koszty transakcji, ale mogą również pociągać za sobą koszty wysokie. Wydaje się, że skuteczność tych dwóch wiodących instytucji rozwoju gospodarczego nie zależy od czynników ekonomicznych. Zależy ona od zestawu cnót, które nadają legitymację prawom własności prywatnej i rynkowi. Historia uczy, że kosztowne i nieefektywne rynki oraz niepewne prawa własności są szybko porzucane lub prowadzą do sytuacji rewolucyjnych.
Twarde ograniczenia budżetowe, stanowiące antidotum dla ryzyka moralnego, oraz własność prywatna są trudne – jeśli w ogóle możliwe – do wdrożenia w miękkim otoczeniu moralnym i prawnym. W rzeczywistości sprawne funkcjonowanie gospodarki rynkowej opiera się na zbiorze zasad moralnych i prawnych. Według ojca ordoliberalizmu, Wilhelma Röpke, w dłuższej perspektywie legitymizacja praw własności prywatnej i rynku opiera się na zestawie cnót. Są to: samodyscyplina, poczucie sprawiedliwości, szczerość, bezpośredniość, solidność, rycerskość, umiarkowanie, przestrzeganie norm moralnych, szacunek dla godności innych, poczucie odpowiedzialności oraz esprit civique, który ogranicza indywidualne roszczenia i apetyty. Cnoty powyższe mogą być postrzegane jako warunki legitymizujące reżim praw własności prywatnej i sprawiające, że konkurencja na rynku jest do zniesienia. Stanowią one etos rynku[1]. Zauważmy, że znaczną część winy za nieprawidłowe funkcjonowanie własności prywatnej i rynków można przypisać bardzo wąskiej interpretacji pojęcia wolności. Według Rogera Kimballa: „w ich entuzjazmie dla wolnego rynku, [komentatorzy konserwatywni] usuwają rozróżnienie między rynkiem, gdzie wolność wspomaga wzrost, a moralnością, gdzie prawdziwa wolność wymaga cnoty”[2]. Osłabianie prywatnych praw własności zostało ułatwione przez uporczywą ich krytykę, jaką uprawiały politycznie wpływowe odłamy elit Zachodu. Według Oscara Wilde’a (1891 r.) własność prywatna jest nudna: „łączące się z nią obowiązki sprawiają, że jest często nie do wytrzymania. W interesie bogatych musimy się jej pozbyć”[3]. Zarządzanie własnością odrywa ludzi od prawdziwego biznesu, życia, od kultury i radosnego pielęgnowania „osobowości”. W ustroju socjalistycznym ludzie będą mogli poświęcić się produkcji „tego, co piękne”, rozwojowi prawdziwej osobowości, bowiem „osobowość człowieka jest cudowna. Będzie tak wspaniała, jak osobowość dziecka”[4]. Masy okazały się „nadzwyczajnie głupie” w ich uległości wobec władzy, ponieważ były „nie bardzo świadome ich własnego cierpienia”[5].
Zanikający respekt zachodnich elit dla instytucji własności prywatnej można zilustrować na przykładzie zmieniających się interpretacji 5. poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych: „Własność prywatna nie będzie zabierana w celach publicznych bez sprawiedliwego odszkodowania”, która wyraźnie odnosi się do kwestii „zabierania” (taking), czyli konfiskacji własności prywatnej. W 1895 r. profesor Richard Epstein z University of Chicago stwierdził, że większość programów redystrybucji dochodów było niezgodnych z konstytucją, ponieważ przeczyło 5. poprawce i stanowiło wyżej cytowane „zabieranie”. W 1922 r. sądy USA uważały zbyt daleko idące regulacje praw własności prywatnej za łamanie postanowień 5. poprawki. Z biegiem czasu dokonała się jednak istotna zmiana interpretacji prawa przez sędziów USA. I tak, jeśli po dokonanej regulacji prywatnej własności pozostanie jakaś wartość ekonomiczna regulowanego aktywu, nie stanowi to konstytucyjnego „zabierania”.
Z kolei w 1994 r. sąd stanu Oregon stwierdził, że wymóg publicznej „służebności”, jako warunku uzyskania zezwolenia, stanowi „zabieranie”. Innymi słowy „zabieraniem” jest nakładanie na prywatnych właścicieli nieruchomości kosztownych regulacji bez odszkodowania. Tym razem racjonalne orzeczenie sędziów przekreśliła interwencja Senatu USA, który zawetował w roku 1995 zdroworozsądkowy projekt ustawy dotyczącej własności prywatnej; projekt ten zakładał obowiązek kompensacji, kiedy wartość danego majątku spada o 20 proc. lub więcej.
Późniejsze regulacje nie odwróciły tendencji do osłabiania prawa do własności prywatnej. W czerwcu 2005 r. Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych orzekł, że jeśli urzędnicy zdecydują, że byłoby to z korzyścią dla obywateli, władze lokalne będą mogły zmusić właścicieli nieruchomości do sprzedaży ich własności, aby zrobić miejsce dla projektów gospodarczych, nawet jeżeli dana nieruchomość nie ma wad prawnych, a sukces wspomnianych projektów nie jest gwarantowany.
Nadmiar regulacji własności prywatnej w wielu przypadkach pochodzi ze źródeł innych niż rządowe. Niektóre związki zawodowe są znane z tego, że składają dziwaczne propozycje, które w wielu przypadkach stanowią kpiny z własności prywatnej i kapitalizmu. Jako przykład przytoczmy listę roszczeń Australijskiego Związku Ekspedientów (Australian Shop Assistants’ Union), złożoną w Australijskiej Komisji Arbitrażowej (Australian Arbitration Commission) w 2001 r. Oto niektóre żądania: „6 tygodni urlopu wypoczynkowego, 4 tygodnie urlopu z powodu żałoby, 2 tygodnie urlopu celem uczestnictwa w konferencjach, 6 tygodni urlopu w celach edukacyjnych, jeden dzień wolny co dwa tygodnie, jeden dzień wolny w miesiącu celem partycypacji w zebraniu Związku, 10 minut przerwy w pracy co godzinę, 2 dni wolne od pracy w sezonie Świąt Bożego Narodzenia oraz premia na Boże Narodzenie w wysokości 5 tygodniowych płacy”[6]. W sumie rzeczywisty rok pracy ograniczyłby się do 24 tygodni lub pięciu i pół miesiąca efektywnej pracy, nie licząc „10 minut przerwy co godzinę”.
Kolejnym wkładem australijskich związków zawodowych, w tym wypadku Douga Camerona z Połączonych Związków Robotników Przemysłowych (Amalgamated Manufacturing Workers’ Union), do debaty dotyczącej proponowanej pomocy dla zagranicy jest np. propozycja podniesienia (zamiast obniżenia!) australijskich ceł oraz podniesienia podatków w celu finansowania pomocy dla ubogich krajów[7].
W dzisiejszych czasach w dążeniu do łagodzenia między innymi skutków kolektywizmu rządy nie znoszą własności prywatnej, raczej ją obciążają. Utrudniają jej posiadanie poprzez nakładanie np. grzywien, podatków, poddawanie jej wyszukanym nieraz regulacjom, częściowemu (zamiast całkowitemu) upaństwawianiu, itd. Upadek ZSRR w 1991 r. przyśpieszył ten proces. Obecnie rządy próbują regulować prawa własności prywatnej, a nie ponosić ryzyko związane z własnością, jak np. groźba zmniejszenia lub utraty wartości kapitału lub posiadanych aktywów.
Wiele jest przykładów błędnej regulacji własności prywatnej. Na przykład prawa „własności” w Europie Środkowej i Wschodniej do mieszkań lub do domków szeregowych w tzw. spółdzielniach mieszkaniowych miały niewiele wspólnego z „rzymskim” prawem własności prywatnej. Ich dyspozycja, sprzedaż, wynajęcie lub nawet umieszczenie krewnych na okres do trzech dni było ograniczone i wymagało zezwolenia dyrektorów spółdzielni. Z powodu uwzględnienia ograniczeń nałożonych na własność prywatną semantyka prawa do własności spółdzielczej mieszkań uległa zmianie. W słownikach języka polskiego pojawiło się nowe słowo. Zamiast terminu „własny” narodził się w latach 70. nowy termin: „własnościowy” (niezwykle trudny do tłumaczenia na inne języki) w celu uwzględnienia ograniczeń nałożonych na prawo własności do lokalu spółdzielczego.
Inne przykłady, które przywodzą na myśl tłumienie praw własności prywatnej, odnoszą się do ustanawiania specjalnych stref (zoning) i ochrony środowiska. Zoning sprawia, że np. wysokiej wartości grunty nie znajdują zastosowania w produkcji towaru o wysokiej wartości oraz sprzyja zachowaniom korupcyjnym poprzez wyłączanie (za opłatą) gruntów z obszaru specjalnych stref.
Innym przykładem ograniczonego prawa własności prywatnej jest „ochrona środowiska”. Reguły ochrony środowiska unieszczęśliwiają właściciela. Na przykład rząd Stanów Zjednoczonych może wymagać utrzymania zagrożonych gatunków na terenach prywatnych na koszt właściciela, może powstrzymać właściciela gruntów przed karczowaniem własnego lasu, jeśli tam znaleziono, dajmy na to, gniazdo sowy[8]. Jeśli na jakimś terenie pojawiają się rzadkie ptaki, to wartość gruntu maleje. W rezultacie niedeklarowaną dewizą wśród amerykańskich „rozgarniętych” właścicieli nieruchomości jest: „zastrzel, zakop i zamilcz”.
Jeśli w Australii pojawią się szczury kangurowe (kangaroo rats), orka karana jest grzywną 50 tys. dolarów lub rokiem więzienia, jeśli zaś odkryto siedlisko rzadkiego gatunku, właściciel traci prawo do korzystania ze swej własności (na przykład prawo karczowania swego lasu) i tym samym doznaje uszczerbku wartość nieruchomości. Innymi słowy prywatny teren zostanie zawłaszczony dla użytku publicznego bez odszkodowania.
Podobnie jak w przypadku polskim także w innych krajach Zachodu termin „własny” należy zastępować terminem „własnościowy” – tzn. zachowujący nominalnie prawo własności, lecz podlegający wielu innym regulacjom i obowiązkom na rzecz wspólnoty. Dopiero teraz można właściwie docenić prorocze talenty Oscara Wilde’a z 1891 r.: własność prywatna jest nudna, „jej obowiązki sprawiają, że jest nie do zniesienia”[9].
Powyższe przykłady uwidaczniają, że w ciągu ubiegłego wieku dokonała się wielka zmiana głównych funkcji politycznych reżimu własności prywatnej. Podczas gdy w przeszłości instytucja własności prywatnej nakładała ograniczenia na arbitralną władzę rządu, dzisiaj ta sama instytucja tego już nie czyni. Wydaje się ona obecnie wygodnym narzędziem obniżenia kosztów ponoszonych przez państwo opiekuńcze: „Własność prywatna mogła być dawniej pojmowana jako bariera dla władzy państwa, ale dziś tę barierę łatwo pokonać, po prostu… Zgodnie z obowiązującym prawem instytucja własności prywatnej zawiera niewiele ograniczeń co do wielkości i kierunku działań rządu charakterystycznych dla współczesnego państwa opiekuńczego”[10].
Osłabianie mechanizmu rynku
Oprócz instytucji własności prywatnej nadmierne lub nieprawidłowe regulacje ze strony państwa mają również wpływ na skuteczne funkcjonowanie samego rynku. Interwencja rządu w swobodę zawierania umów z preferencją jednej ze stron kontraktu stoi w sprzeczności z długofalowym trendem historycznym, w którym instytucja kontraktu zyskała przewagę nad instytucją statusu. Obecnie wydaje się, iż obserwujemy odwrotną tendencję, tj. ponowny wzrost znaczenia statusu nad kontraktem, czyli dobrowolnym porozumieniem stron. Ustanawianie przywilejów prawnych na podstawie członkostwa grupy, zracjonalizowane – na przykład – dziedziczeniem statusu bycia ofiarą zdarzeń bądź historycznej niesprawiedliwości, podobnie jak wynajdywanie i ochrona bądź wspomaganie różnorodności itd., są trudne do pogodzenia z zasadą swobody umów.
Niewiele jest rynków, na których uczciwość instytucji kontraktu nie ucierpiałaby tak bardzo, jak na rynkach pracy. Na przykład stare prawo zwyczajowe zakładało równość obu stron umowy, a dbałość o reputację stron umów ograniczała ich skłonność do oportunizmu.
W nowych przepisach regulujących stosunki pracy kontrakty zakładające rozwiązanie umowy „na życzenie którejkolwiek ze stron” są coraz rzadsze. Pojawiło się tak wiele różnych przyczyn uniemożliwiających rozwiązanie kontraktu, że pracodawcy, najczęściej niesłusznie i kosztem gwałcenia zasad etyki zawodowej, wysuwają niekompetencję pracownika jako podstawę do zwolnienia, ponieważ każdy inny powód zwolnienia grozi potencjalnym procesem sądowym i wysokimi roszczeniami o odszkodowanie. Wśród pracodawców karierę zrobiło powiedzenie: „trudniej jest się rozwieść z pracownikiem niż z własną żoną”.
Znaczną winą za osłabienie instytucji umowy o pracę można obarczyć karierę, jaką odniosło pojęcie „wyzysku”, czyli „eksploatacji”. Szkodliwa doktryna wyzysku zakłada, że na tym świecie dochodzi z reguły do gier o sumie zerowej, a gry, w których obaj gracze odnoszą korzyści, należą do wyjątkowych. Sam kontrakt jest bliski pojęciu kradzieży, ponieważ jedna strona korzysta lub wygrywa kosztem drugiej, słabszej strony. Na przykład amerykańska ustawa dotycząca stosunków pracy (American National Labor Relations Act) z 1988 r. jest oparta na założeniu, że konkurencyjne rynki wiążą się z eksploatacją słabszych[11]. Podobnie celem zrównania pozycji obu stron na rynku pracy groźba lokautu oraz wskazywanie na skutki ekonomiczne złożenia narzędzi pracy zostały usunięte z dopuszczalnych elementów negocjacji np. w australijskiej branży transportowej. W efekcie pracownicy zrzeszeni w związku zawodowym stali się współwłaścicielami firmy.
Prawa własności prywatnej nie działają w próżni politycznej. W systemie demokratycznym rządy nie mają moralnego wyboru – czy nawet praktycznej możliwości – odmówienia wsparcia potrzebującym. Prywatne prawa własności mogą podlegać erozji niemal z definicji, ponieważ wiele, jeśli nie większość, świadczeń socjalnych ma charakter bezwarunkowy i ignoruje wysokie prawdopodobieństwo generacji ryzyka moralnego. Na przykład od 1986 r. w prawodawstwie australijskim nie ma znaczenia, czy pacjenci zgłaszający się na leczenie piją alkohol, odmawiają przyjmowania leków lub stosowania się do zaleceń lekarza. Prawo pacjenta do leczenia w nagłych wypadkach jest kategoryczne i nieusuwalne. Podobnie trudno jest wycofać lub zredukować roszczenia do większości innych usług socjalnych, takich jak zasiłki dla bezrobotnych lub dla „samotnego rodzica”. W pewnym sensie w państwach demokratycznych obywatele lub mieszkańcy stali się właścicielami politycznych praw własności.
W większości krajów państwowe emerytury osób starszych podlegają indeksacji nie tylko względem wskaźnika cen detalicznych, lecz także względem zarobków. Ponieważ jednak stosunek liczby ludności płacącej podatki do liczby mieszkańców korzystających z politycznych praw własności do indeksowanych świadczeń spada w systemie redystrybucyjnym (pay as you go) o z góry określonych wypłatach emerytalnych, to nadejdzie moment, kiedy składki i podatki nie będą w stanie sfinansować politycznych praw do indeksowanych rent i emerytur. Co więcej, ewentualny wzrost częstotliwości unikania opodatkowania i oszustw podatkowych, rozprzestrzenianie się transakcji gotówkowych lub ekspansja szarej strefy mogą utrudnić starania rządów o zaspokojenie coraz większych oczekiwań rosnącej liczby posiadaczy praw politycznych.
Bezwarunkowość świadczeń socjalnych mogłaby być uznana poniekąd[12] za rzecz dobrą, za zwieńczenie ludzkich osiągnięć, gdyby nie fakt, że kryje ona w sobie możliwość intensyfikacji „ryzyka moralnego”. Niektóre z określonych grup, którym przysługuje pomoc socjalna, zmieniły taktykę i strategię w oczekiwaniu na określone prawem świadczenia. Ponieważ jednak zasoby każdego rządu są ograniczone, a na dłuższą metę budżet musi być zrównoważony, rządy zmuszane są do redukcji wydatków medycznych lub świadczeń na rzecz osób autentycznie potrzebujących (deserving, czyli tych, którzy nie liczą na pomoc), których położenie jest wynikiem zdarzeń losowych, ponieważ istnieje obowiązek prawny świadczenia na rzecz osób niezasługujących (undeserving:, tj. liczących na pomoc państwa), których położenie nie jest wynikiem zdarzeń losowych. Wysiłek moralny nie popłaca! Biedni i nie bardzo biedni wiedzą o tym i zmieniają odpowiednio swoje zachowanie, jeżeli nie w pierwszym, to w drugim i kolejnych pokoleniach. Ryzyko moralne ulega ratyfikacji.
[1] W. Röpke, Jenseits von Angebot und Nachfrage, 1966.
[2] R. Kimball, The Nasty Nineties, review of the book: H. London, Decade of Denial: A Snapshot of America in the 1990s, 2000.
[3] O. Wilde, The Soul of Man under Socialism, [Cyt. za:] Ch. Lasch, The Revolt of the Elites: and the Betrayal of Democracy, 1995, s. 231–232.
[6] „The Australian Financial Review”, 27 March 2001.
[7] „The IPA Review”, Melbourne, December 2000:19.
[8] T. Bethell, The Noblest Triumph: Property and Prosperity Through the Ages, New York 1998.
[9]O. Wilde, Dz. cyt., s 231.
[10] R. Pipes, Property and Freedom, New York 1999, s. 209.
[11]R.A.Epstein, The Problem of Forfeiture in the Welfare State, 1997, s. 277.
[12] Abstrahując od faktu, że zwiększenie podatków i danin niezbędne dla finansowania tych świadczeń generuje tzw. „straty puste” (deadweight losses), tj. redukuje sumę użyteczności (dobrobytu) społeczeństwa.
Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego.
Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem:
www.liberte.pl
Pełna lista autorów
Henryka Bochniarz
Witold Gadomski
Szymon Gutkowski
Jan Hartman
Janusz Lewandowski
Andrzej Olechowski
Włodzimierz Andrzej Rostocki
Wojciech Sadurski
Tadeusz Syryjczyk
Jerzy Szacki
Adam Szostkiewicz
Jan Winiecki
Ireneusz Krzemiński
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka