Yeck Yeck
2754
BLOG

Jak Argentyna wygrała mundial Mexico '86

Yeck Yeck Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

    Ten tekst napisałem przed śmiercią Diego Maradony. Miał być wspomnieniem niezapomnianego turnieju i wspaniałej gry Maradony. Niestety, okazał się tekstem ku pamięci najwybitniejszego futbolisty w historii. RIP Diego.

    W latach osiemdziesiątych rozgrywki międzynarodowe nie były jeszcze tak uporządkowane jak dziś. I tak się złożyło, że Argentyna przez dwa lata, między Copa America w 1983 r. a eliminacjami do mistrzostw świata Mexico'86 w 1985 r., grała tylko mecze towarzyskie. Przepisy były takie, że kluby zagraniczne nie musiały zwalniać piłkarzy na te mecze, czego konsekwencją był dwuletni rozbrat z reprezentacją piłkarzy grających w Europie. Dotyczyło to tak ważnych graczy jak Maradona, Passarella czy Valdano. Reprezentacyjne plany Maradony dodatkowo pokrzyżowała kontuzja, której doznał w grudniu 1982, przez co wiosnę 1983 roku poświęcił na rekonwalescencję i nie załapał się na Copa America '83, a później były już tylko mecze towarzyskie, więc wrócił do reprezentacji, podobnie jak pozostały zaciąg europejski, dopiero na mecze eliminacyjne do mistrzostw świata w Meksyku, które odbyły się na przełomie maja i czerwca 1985 roku. Eliminacje do mistrzostw świata w Ameryce Południowej różniły się od tych obecnych, gdzie każdy gra z każdym w jednej grupie i eliminacje są rozciągnięte na wiele miesięcy. Wtedy kontynent był podzielony na trzy grupy, z których bezpośredni awans uzyskiwali zwycięzcy grup. Argentyna znalazła się w grupie z Peru, Kolumbią i Wenezuelą. Rozgrywki były intensywne - sześć meczów w półtora miesiąca. Argentyńczycy zaczęli udanie. Nie bez problemów, jednak wygrali dwa pierwsze mecze wyjazdowe z Wenezuelą i Kolumbią. W rewanżach u siebie podtrzymali dobrą passę. Cztery mecze, komplet punktów, wydawało się, że sięgną po awans bez problemów. Ale czekał ich jeszcze dwumecz z Peru. Na wyjeździe przegrali 1:0 i u siebie w rewanżu musieli przynajmniej zremisować. Remis u siebie, z Peru, come on, to będzie spacer! No nie był. Mecz zamienił się w horror dla Argentyny. O awans musieli drżeć do ostatniej minuty. Argentyna szybko objęła prowadzenie po golu Pasculliego, ale jeszcze w pierwszej połowie Peruwiańczycy strzelili dwa gole i Argentyna w drugiej połowie musiała gonić wynik. Trudno gra się w takiej sytuacji, Argentyńczykom stanęło widmo porażki przed oczami. Ostatecznie dopięli swego. Dziesięć minut przed końcem po znakomitym podaniu Passarelli Gareca zdobył złotego gola. Awans został wyszarpany w ostatniej chwili. Jak się później okazało zdobycie decydującego gola nie wystarczyło, żeby pojechać na mundial. Bilardo nie włączył Gareki do 22-osobowego składu na mistrzostwa świata. Generalnie Argentyna w eliminacjach nie zachwyciła stylem gry. Nawet pojawiły się głosy, aby zwolnić Bilardo ze stanowiska selekcjonera. Ostatecznie do tego nie doszło.

    Jedną z ważniejszych decyzji Carlosa Bilardo po objęciu posady selekcjonera, po nieudanych dla Argentyny mistrzostwach świata Espana '82, była obietnica przekazania kapitańskiej opaski Diego Maradonie. To on miał być teraz liderem zespołu, co siłą rzeczy odsuwało na drugi plan dotychczasowego kapitana i lidera, mistrza świata z 1978 roku, Daniela Passarellę. Obaj byli typem przywódcy, żaden z nich nie wyobrażał sobie, że może się podporządkować drugiemu. Sytuacja ta stała się zarzewiem konfliktu, który wybuchł z całą mocą tuż przed rozpoczęciem mistrzostw świata (o czym za chwilę).

    Zorganizowanie miejsca pobytu w Meksyku nie wyszło najlepiej włodarzom argentyńskiego futbolu. Po przybyciu na miejsce zakwaterowania okazało się, że hotel nie jest jeszcze wykończony. Małe pokoje, cegła na wierzchu, brakuje żarówek w lampach. W dodatku gotowych pokoi było tylko dla 16 piłkarzy. A cała ekipa liczyła 22 piłkarzy plus sztab trenerski. Dla pozostałych musieli zorganizować prowizoryczne pokoje, oddzielone od siebie kartonami. Dzisiaj taka partyzantka jest nie do pomyślenia.

    Wracając do konfliktu Maradona - Passarella. Pewnego dnia Maradona w towarzystwie Pasculliego, Batisty i Islasa spóźnił się 15 min. na zaplanowane spotkanie zespołu. Passarella zarzucił mu, że to nieprofesjonalne, niegodne kapitana drużyny. W trakcie kłótni dolał jeszcze oliwy do ognia, oskarżając go o wciąganie "drugów" i namawianie do tego pozostałych kolegów. Maradona temu zaprzeczył, zarzekał się, że w tamtym czasie nie brał żadnych narkotyków ani tym bardziej nikogo do tego nie namawiał. Jak tam było, tak tam było. W każdym razie Maradona miał przygotowaną własną amunicję. Nie tylko myślał o piłce, ale też pomyślał o kwitach na Passarellę. Rzecz wyglądała tak, był rachunek do opłacenia za połączenia telefoniczne do Europy, 2000 pesos. Nikt się do tych połączeń nie przyznawał, więc kwota miała być rozłożona na wszystkich zawodników. Jednakże w billingach było pokazane z którego pokoju były połączenia i tak się złożyło, że wszystkie połączenia były z pokoju Passarelli. Maradona zdobył wcześniej te billingi i teraz je wszystkim pokazał. Jak utrzymuje Maradona, po tym incydencie drużyna, która była do tej pory podzielona - część trzymała z Passarellą, część z Maradoną - stanęła po stronie Diego. Rywalizacja o przywództwo została zakończona. Epilog tej historii był taki, że tuż przed pierwszym meczem Passarella zgłosił kontuzję mięśniową, która eliminowała go z gry. Maradona w swoich wspomnieniach nie wierzy w tę wersję. Uważa, że Passarella po tym jak stracił swoją pozycję lidera w drużynie, nie chciał grać i celowo symulował kontuzję. Jak było naprawdę pewnie już się nie dowiemy. Miejsce Passarelli zajął Jose Luis Brown, zmarły w ubiegłym roku na alzheimera. Piłkarz, który przed mistrzostwami nie miał pewnego miejsca w składzie klubowej drużyny Deportivo Espanol. Jednak jak się okazało był to strzał w "10". Brown zagrał turniej swojego życia i był pewnym punktem defensywy mistrzów świata. Zwieńczeniem jego dobrej gry był gol strzelony w finale, wisienka na torcie jego występów na mistrzostwach.

    O samych meczach napiszę pokrótce. W sieci można obejrzeć obszerne skróty meczów, a także całe mecze. Zainteresowanych odsyłam do internetu. Argentyńczycy zaczęli mistrzostwa od meczu z Koreą Południową. Z rozpracowaniem przeciwnika mieli pewien problem, Bilardo nie do końca rozpoznawał kto jest kto. Maradona zapamiętał, że piłkarz który go krył nazywał się Kim. Co za przypadek. Koreańczycy grali agresywnie, dużo faulowali, szczególnie rzecz jasna Maradonę. To był jeszcze ten czas, kiedy arbitrzy nie byli za bardzo wyrywni do dawania żółtych kartek, nawet za ostre faule, o czerwonych nie wspominając. W trakcie drugiej połowy Bilardo zdjął z boiska Batistę, solidnego, ambitnego defensywnego pomocnika (w latach 2010-11 będzie selekcjonerem reprezentacji Argentyny). Batista był bardzo niezadowolony z tej decyzji i ostentacyjnie pokazał trenerowi co o tym myśli. Bilardo chcąc pokazać kto tu rządzi, w każdym następnym meczu ściągał Batistę z boiska, mimo że piłkarz swoją postawą nie dawał podstaw do takich zmian. Dał mu spokój dopiero od ćwierćfinałowego meczu z Anglią i już do końca turnieju Batista grał w pełnym wymiarze czasowym. Ostatecznie Argentyna wygrała łatwo 3:1, po trzech asystach Maradony. Dwa gole strzelił Valdano. W następnych meczach już taki skuteczny nie był i kilka świetnych okazji do strzelenia goli zmarnował. Valdano, poza oczywiście Maradoną, był najbardziej wyróżniającym się piłkarzem Argentyny. Te mistrzostwa mogły być dla niego jeszcze bardziej udane. Gdyby był bardziej skuteczny, mógł zostać królem strzelców. Ale i tak nie ma co narzekać ówczesna gwiazda Realu Madryt. Skończyło się na czterech golach w całym turnieju, w tym ten najważniejszy, strzelony w finale.

    W drugim meczu w grupie Argentyna zmierzyła się z aktualnymi mistrzami świata Włochami. Bilardo dokonał dwóch zmian w porównaniu z meczem z Koreą. Miejsce słabo grającego Clausena zajął przebojowy Cuciuffo. To była trafna zmiana. Cuciuffo zagrał dobrze w meczu z Włochami i tę formę utrzymywał przez cały turniej. Pewnie grał w obronie i często napędzał akcje ofensywne zespołu. W 2004 zginął tragicznie, postrzelony w trakcie polowania. Druga zmiana, w miejsce Pasculliego zagrał młody 22-letni Borghi, uważany wówczas za duży talent argentyńskiej piłki. Kariery jednak nie zrobił, ani na tych mistrzostwach, ani w ogóle. Zagra jeszcze w następnym meczu z Bułgarią, a potem już na dobre usiądzie na ławce rezerwowych. To był prestiżowy pojedynek dla Maradony, na co dzień grającego we Włoszech i znającego dobrze swoich rywali. Mecz był wyrównany, Diego był uważnie pilnowany przez cały mecz, ale raz udało mu się urwać i sprytnym, trudnym technicznie strzałem oszukał świetnego obrońcę Gaetano Scireę i bramkarza Galliego. Mecz zakończył się podziałem punktów 1:1.

imageFot. Marek Wielgus

    W trzecim meczu w grupie Argentyna zagrała z Bułgarią. Mecz został rozegrany w samo południe. Ze względu na transmisje telewizyjne do Europy część meczów rozgrywano o tej wygodnej dla europejskiego widza porze, ale uciążliwej dla piłkarzy. W Meksyku był wtedy ogromny upał. Trenerzy, przypomnę, mogli wówczas dokonać dwóch zmian w trakcie meczu, no i nie było słynnych juz dziś i na dobre zadomowionych we współczesnym futbolu, przerw na uzupełnienie płynów. To nie przeszkodziło Argentynie pewnie pokonać Bułgarów 2:0. Gdyby bardziej się sprężyli wygraliby jeszcze wyżej. Takiej potrzeby nie było. Ten rezultat zapewniał Argentyńczykom pierwsze miejsce w grupie.

    Pierwszym przeciwnikiem Argentyny w fazie play off był Urugwaj. W zasadzie przez cały mecz dominowali Argentyńczycy, piłkarsko byli zdecydowanie lepsi. Wygrali tylko 1:0, a powinni znacznie wyżej. Stworzyli kilka znakomitych sytuacji, nie wykorzystanych m.in. przez Valdano i Burruchagę. Kapitalny strzał z rzutu wolnego oddał Maradona, ale trafił w poprzeczkę. Jedynego gola strzelił Pasculli, który wrócił do składu w miejsce Borghiego. Strzelony gol nie zapewnił mu jednak miejsca w składzie na dłużej. To był jego ostatni mecz w turnieju, bo w następnym meczu - i tak już pozostanie do końca mistrzostw - Bilardo zmienił ustawienie, w którym miejsca dla Pasculliego nie było. Mecz z Urugwajem miał jeszcze jeden ciekawy aspekt - pogodowy. W drugiej połowie rozpętała się niesamowita ulewa i Argentyna musiała drżeć o wynik do końca, bo zaliczka była minimalna, a anormalne warunki sprawiały, że mógł wpaść jakiś przypadkowy gol. I Urugwajczycy mieli swoje okazje w końcówce, ale ich nie wykorzystali. W ostatniej minucie Maradona został wycięty tak, że dziś obrońca z mety dostałby czerwień. Wtedy skończyło się na niczym. Takie to standardy sędziowania obowiązywały. W tym meczu Argentyna zagrała w swoich rezerwowych strojach - niebieskich koszulkach. Okazało się, że te rezerwowe były gorszej jakości niż te podstawowe. Materiał nie był perforowany, co w trakcie ulewy sprawiło, że piłkarze mieli wrażenie jakby grali w mokrych swetrach. Gdy przed meczem z Anglią dowiedzieli się, że też będą grać w rezerwowych strojach, zaczęły się gorączkowe naciski na producenta, aby przygotował stroje rezerwowe takiej jakości jak podstawowe. Na szczęście w meczu z Anglią oberwania chmury nie było.

    Jak wspomniałem, przed ćwierćfinałowym meczem z Anglią Bilardo postanowił zmienić ustawienie. Dotychczas Argentyna grała dwójką napastników z przodu - Valdano, Pasculli/Borghi, za nimi cofnięty Maradona. Teraz Bilardo postanowił przesunąć Maradonę do przodu, rezygnując z jednego napastnika, za to wzmacniając drugą linię wszędobylskim, pracowitym Hectorem Enrique. Dodatkowo miejsce Oscara Garre na lewej obronie, pauzującego za żółte kartki, zajął wchodzący do tej pory z ławki Olarticoechea. I znowu były to udane zmiany dokonane przez Bilardo. Maradona grał jeszcze bardziej ofensywnie, co zaowocowało dwoma golami z Anglią i Belgią oraz asystą w finale z Niemcami. Z kolei Olarticoechea, niewysoki, ale szybki i dobry technicznie dał więcej opcji w ataku. Ostatecznie skład przed meczem z Anglią prezentował się tak:

Pumpido - Cuciuffo, Ruggeri, Brown, Olarticoechea - Burruchaga, Giusti, Batista, Enrique - Maradona, Valdano.

imageFot. Marek Wielgus

    Sam mecz obrósł już legendami. Dwa najsłynniejsze gole Diego Maradony. Najsłynniejsze z dwu skrajnie różnych powodów. Maestria godna piłkarskiego geniusza i oszustwo. Warto zwrócić uwagę na jeden szczegół z tamtego meczu, który nie był bez znaczenia dla losów tej rywalizacji. Wkrótce po rozpoczęciu meczu, Fenwick, podobnie jak wielu innych przed nim, ostro faulował Maradonę. Ale tym razem sędzia nie czekał na następne brutalne faule, aby dać żółtą kartkę, tylko dał ją od razu. To musiało zapalić lampkę ostrzegawczą w głowach angielskich obrońców. Jeżeli nadal będą tak ostro grać z Maradoną jak, być może, sobie zaplanowali to za chwilę skończy się to czerwonymi kartkami. Kto wie czy dzięki tej - niecodziennej jak na owe czasy, a dziś wydającej się oczywistą - decyzji sędziego Bennaceura z Tunezji, Maradona nie strzelił swojej przepięknej bramki, bo angielscy obrońcy bali się go faulować. Argentyna była w tym meczu lepsza. Mieli inicjatywę przez większość spotkania. Niesmak pozostanie jednak już na zawsze. Anglicy mogą gdybać, że gdyby nie ten gol ręką Maradony, gol Linekera mógłby być na wagę remisu. To jednak historia. Po meczu Carlos Bilardo wymijająco odparł, że nie widział pierwszego gola Maradony. Za to chętnie rozpływał się nad drugim i samą grą swojego lidera - "Dla nikogo już dziś nie ulega wątpliwości, że jest to najlepszy piłkarz na świecie. Jego druga bramka jest jedną z najpiękniejszych, jakie widziałem w życiu". Za to Bobby Robson nie gryzł się w język i bez ogródek stwierdził, że "uznanie tej bramki jest niewybaczalne w spotkaniu o tak wysoką stawkę". Jednocześnie obiektywnie przyznał, że Argentyna była lepszym zespołem. W półfinale Mexico '86 znalazła się Argentyna.

    Mecz z Belgią to kolejny popis boskiego Diego. Ale i cała drużyna Argentyny wyglądała jak dobrze funkcjonujący mechanizm. Zmiany personalne i ustawienia jakich dokonał Bilardo przed meczem z Anglią zagrały. W półfinale czuli się jeszcze pewniej, Belgia była tłem. Mimo że tamto pokolenie Belgów było u szczytu swojej formy, półfinał mistrzostw świata to było apogeum ich możliwości. Nie byli w stanie przeciwstawić się Argentynie z genialnym Maradoną, który strzelił w tym meczu oba gole i Argentyna wygrała 2:0. Guy Thys, trener Belgów, po meczu powiedział, że gdyby w jego zespole grał Diego Maradona wynik mógłby być odwrotny. Proroczo dodał, że Maradona jest niesamowity i dzięki jego indywidualności Argentyna wygra w finale.

imageFot. Revista El Grafico

    Początek finału nie był łatwy dla Maradony. Uważnie pilnowany przez Matthaeusa, podwajany i potrajany nie mógł rozwinąć skrzydeł. Gwiazda Matthaeusa rozbłyśnie na dobre za cztery lata, gdzie nie będzie już pełnił roli plastra a zostanie liderem pełną gębą. Ale to dopiero za cztery lata. Bohaterami tego finału zostali reprezentanci Ameryki Południowej. W pierwszej połowie wykorzystali stały fragment gry i Brown strzelił gola głową. Wkrótce po zmianie stron po akcji Maradony i Enrique, Valdano trafił do siatki i wydawało się, że nic nie jest w stanie powstrzymać Argentyńczyków przed zdobyciem tytułu. Pamiętajmy jednak, że grali z Niemcami, którzy uchodzili za bardzo zdyscyplinowany, nie poddający się do końca zespół, dążący z żelazną konsekwencja do celu. W efekcie, po dwóch stałych fragmentach gry, dwa szybkie gongi i zrobiło się 2:2. Pierwszy autorstwa legendy niemieckiego futbolu Karla-Heinza Rummenigge, kończącego tymi mistrzostwami swoją reprezentacyjną karierę. Drugi po trafieniu Vollera. Od czego jednak jest na boisku Maradona. Fantastyczna asysta do Burruchagi i tuz przed końcem meczu pomocnik Nantes wyprowadza Argentynę na prowadzenie. W ostatniej minucie w polu karnym szarżował jeszcze Maradona, ewidentnie wycięty w polu karnym przez Schumachera, dla którego nie były to najlepsze zawody, ale sędzia zamiast podyktować karnego, cofnął grę i podyktował rzut wolny przed polem karnym, bo tam Argentyńczyk był faulowany wcześniej. Powinno tu zadziałać prawo korzyści i karny dla Argentyny. Z wolnego Maradona się pomylił i do ostatnich sekund Argentyna drżała o końcowy wynik. Finalnie nie miało to już większego znaczenia, bo Niemcy nie byli już w stanie nic zrobić. I stało się, po raz drugi w historii puchar świata poleciał do Buenos Aires. Argentina campeón!

imageFot. Revista El Grafico

    To były mistrzostwa Diego Maradony. Na mistrzostwa w 1978 roku nie zabrał go Menotti. Maradona miał wtedy 18 lat i El Flaco zdecydował, że jest dla niego jeszcze za wcześnie. Cztery lata później zupełnie nieudane mistrzostwa dla Argentyńczyków, zakończone dla Maradony czerwoną kartką. Sfrustrowany, ciosem karate znokautował Brazylijczyka Batistę. Kopany przez cały turniej Maradona (sam Gentile w meczu z Włochami sfaulował go 13 razy!) nie wytrzymał wówczas presji, jaka na nim ciążyła. Tym razem było inaczej, dobrze przygotowany fizycznie, miał niekwestionowaną pozycję lidera, która rosła z każdym meczem i dodawała mu skrzydeł. Maradona wszedł na szczyt światowego futbolu. Mimo że błyszczał jeszcze przez parę lat na włoskich i europejskich boiskach, zdobywał tytuły z Napoli, był niekwestionowaną gwiazdą Serie A, to tytuł zdobyty w Meksyku okazał się jego największym osiągnięciem w karierze.


Yeck
O mnie Yeck

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport