Yeck Yeck
607
BLOG

Polska - Węgry. This is the end... ale cdn

Yeck Yeck Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

    No i dobrnęlim do końca. Ostatni mecz był prawie o pietruszkę. Prawie, bo w meczu z Węgrami graliśmy o rozstawienie w barażach, a więc było o co się kopać. Okazało się, że zagraliśmy bez swojego kapitana, bo się zmęczył. Taki komunikat otrzymaliśmy z PZPN. Zagrał z amatorami z Andory i wziął się i zmęczył. Dlatego musi wypocząć, żeby przed kolejnymi meczami z ogórkami w Bundeslidze grać po 90 minut. Ma to sens. Gość, który chce grać w każdym meczu, strzelać gole i bić rekordy, nagle w decydującym meczu kadry musi odpocząć. To po co w takim razie grał z Andorą? Wystarczyło na Andorczyków wystawić Wisłę Płock (tam grają sami Polacy) i też by sobie poradzili, a Lewy by wypoczął, skoro tak bardzo tego potrzebował, i dziś mógłby zagrać. Zaczynam być fanem logiki komunikatów z PZPN. Oprócz Lewandowskiego zabrakło dzisiaj w kadrze wykartkowanego Krychowiaka i Glika, a Zieliński i Milik usiedli na ławce. Absencja Glika jest akurat zrozumiała, bo gdyby dostał żółtą kartkę z Węgrami, nie zagrałby w barażach. Braku Zielińskiego i Milika, podobnie jak braku Lewandowskiego, nie rozumiem. Bez naszego doświadczonego szkieletu wyszliśmy w składzie:

Szczęsny - Kędziora, Dawidowicz, Bednarek - Puchacz, Klich, Moder, Linetty, Cash - Piątek, Świderski

    Gdy zobaczyłem skład, to pomyślałem, że nasz selekcjoner chce się sprawdzić w meczu półfinałowym na wyjeździe z lepszym zespołem. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że w spotkaniu, de facto ważniejszym niż z Andorą, nasi najlepsi piłkarze zostali wysłani na zieloną trawkę, albo usiedli na ławce. I jak wiemy, Sousa się przeliczył.

    Zaczęliśmy ze sporą intensywnością, mieliśmy przewagę, ale nie było łatwo przedrzeć się pod bramkę Dibusza. Brakowało mi Zielińskiego, piłkarza z dobrą techniką, który potrafiłby trochę dłużej przetrzymać piłkę, w odpowiednim momencie przyśpieszyć, nadać arytmię w grze. Na początku częściej oglądaliśmy bokserskie przepychanki Dawidowicza niż składne akcje polskiej drużyny. W 19. minucie wyszliśmy poza schemat, Bednarek ruszył do przodu w stylu Pique, na skrzydle znalazł się Piątek, który zagrał do wchodzącego w pole karne Bednarka, temu jednak zabrakło paru centymetrów, aby dopaść do piłki. Jeszcze ciut mu brakuje, żeby zostać rasową "dziewiątką". Tradycyjnie dużo wiatru robił po lewej stronie niezmordowany Puchacz. W Bundeslidze nie gra, to w reprezentacji może się nabiegać za dwóch. Szkoda, że ta aktywność nie przekładała się na dobre wrzutki. Jak już udało mu się dośrodkować, to w paryje. Ciężar gry brał na siebie najczęściej Mateusz Klich. Nominalnie grał w środku, ale nie brakowało go to z jednej, to z drugiej strony. Podchodził pod piłkę i starał się rozgrywać i napędzać nasze akcje.

    W 37. minucie stało się to, co ostatnio jest tradycją w naszych meczach, czyli tracimy gola, w charakterystyczny dla nas sposób, po stałym fragmencie gry. Za każdym razem, gdy jest dośrodkowanie w nasze pole karne, czy to z wolnego, czy z rożnego, mamy pożar pod naszą bramką. Tym razem w rolę podpalacza wcielił się chwalony przeze mnie Puchacz, który tak wybił piłkę, że zrobiła się z tego asysta do Schaefera. Szczęsny nie zdążył zareagować. Czy my się kiedyś nauczymy bronić stałych fragmentów gry? Tu niestety kamyczek do ogródka Sousy, bo postępu w tym elemencie gry nie widać. Jak było słabo pod ty względem na początku roku, tak jest nadal.

    Drugą połowę zaczęliśmy z dwiema zmianami. Na boisku pojawili się Jóźwiak i Zieliński. Z boiska zszedł Moder, po którym można było spodziewać się więcej, za mało wspomagał Klicha oraz Matty Cash. Swój drugi mecz w kadrze Anglik zaczął w podstawowym składzie, ale było to bezbarwne czterdzieści pięć minut, zakończone brutalnym faulem na Szalaiu i w efekcie zjazdem do bazy. Zmiany za wiele nie dały, nadal było męczenie buły. Wprawdzie naszą piętą achillesową jest bronienie stałych fragmentów gry, ale za to naszym atutem jest ich wykonywanie, bo parę takich goli już zdobyliśmy. Podobnie było i dziś. Dogranie Zielińskiego z rzutu rożnego, ping pong w polu karnym i w rolę lisa pola karnego wciela się Świderski. Związek Świderski - reprezentacja Polski jest całkiem udany, a przede wszystkim skuteczny, bo Świderski w kadrze daje liczby. Gol dał nam trochę spokoju w grze, graliśmy mniej nerwowo. Nadal jednak nie udawało się stworzyć groźnych sytuacji w polu karnym Węgrów. A skoro nie idzie z bliska, więc spróbowaliśmy strzałów z dystansu. Najpierw bardzo ładnie przymierzył Zieliński, niewiele brakowało a byłby gol "stadiony świata". Chwilę później spróbował Dawidowicz i... może niech lepiej już nie próbuje. Gdy wydawało się, że uda nam się wcisnąć gola na 2:1, albo chociaż utrzymać remis, który dałby nam wymarzone rozstawienie, Węgrzy przeprowadzili bardzo składną akcję. Tamas Kiss wyłożył piłkę Gazdagowi i znowu musieliśmy gonić wynik. Staraliśmy się ambitnie do końca, ale tym razem się nie udało i porażka na Narodowym stała się faktem.

    Zasadniczą część eliminacji mamy za sobą. Gdyby nie ten ostatni akcent należałoby uznać je za udane. Właśnie, gdyby... Odcięło prąd Sousie, stracił kontakt z bazą, dopadło go zaćmienie na umyśle. Nie wiem jak to nazwać. W ważnym przecież meczu pół drużyny, te ważniejsze pół, idzie w odstawkę i męczymy się z Węgrami. Co on sobie pomyślał, że my druga Brazylia jesteśmy i możemy wystawić dwie równorzędne "jedenastki" i golić zespoły pokroju Węgier? No, nie jesteśmy.

    Podsumowując, Anglia była poza zasięgiem, natomiast drugie miejsce wywalczyliśmy praktycznie na dwie kolejki przed końcem, zabrakło kropki nad "i" w postaci przynajmniej remisu z Węgrami. Trzeba przyznać, że Paulo Sousa nie miał łatwego zadania. Objął naszą kadrę na początku roku i na dzień dobry musiał zagrać mecz eliminacyjny. Nie miał czasu, żeby przećwiczyć własne pomysły, zgrać zespół, przetestować nowych zawodników - w zasadzie wszyscy dla niego byli nowi. To wszystko musiał robić w bojach o punkty, a w zanadrzu czekały na niego finały Mistrzostw Europy. Mistrzostwa dla nas nieudane, które przegraliśmy w głównej mierze pierwszym meczem ze Słowacją, bo w meczach z silnymi Hiszpanią i Szwecją widać było postęp i w zasadzie o wyjście z grupy biliśmy się prawie do ostatniej minuty meczu ze Szwecją. Po turnieju mistrzowskim kolejne nasze potyczki pokazały, że pomysł portugalskiego selekcjonera na naszą reprezentację coraz bardziej się sprawdza, że ta praca ma sens. Bardzo dobry mecz z Anglią, dwa zwycięstwa z niewygodną Albanią zapewniły nam awans do baraży. W dziesięciu meczach strzeliliśmy 30 bramek. To na pewno cieszy. To co może martwić, to liczba straconych goli oraz to, że prawie w każdym meczu tracimy gole. Nawet z San Marino i Andorą. Jest więc nad czym pracować i co poprawiać. Miałem wrażenie, że - w przeciwieństwie do Brzęczka - za sterami siedzi człowiek, które wie czego chce i ma pomysł jak to osiągnąć. Przyznaję, że dzisiejszy pomysł na mecz zasiał we mnie nieco wątpliwości czy rzeczywiście tak jest. Wiosenne mecze dadzą odpowiedź. Usiądę do nich z umiarkowanym optymizmem. Jeden nieudany mecz nie przekreśla całości, ale akurat ta porażka idzie na konto trenera.


Yeck
O mnie Yeck

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport