Yeck Yeck
437
BLOG

Polska - Łotwa. Ważne punkty, mecz do zapomnienia.

Yeck Yeck Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

    Po skutecznej inauguracji z najgroźniejszą w naszej grupie Austrią na wyjeździe mogło się wydawać, że mecz u siebie z dużo niżej notowaną Łotwą (131 miejsce w rankingu FIFA) będzie łatwym i przyjemnym spacerkiem, jeśli nie treningiem strzeleckim. Austria w tym rankingu jest 23, Polska 20. Żeby zobrazować siłę Łotyszy powiedzmy tylko, że na szpicy zagrał snajper I-ligowej Termaliki Bruk-Bet Nieciecza Gutkovskis. A co do Austriaków, to może wcale nie oni będą najgroźniejszym rywalem, bo właśnie zlał ich Izrael 4:2.

    Dziś o składzie nie decydował tylko sam Brzęczek ale i katar. Ze względu na chorobę poza kadrą znaleźli się Bednarek i Bereszyński. Ich miejsce zajęli Pazdan i Reca. O ile w przypadku Pazdana można było być spokojnym, jest doświadczony i gra regularnie w Turcji, o tyle występ Recy mógł budzić niepokój. Chłopak przepadł we Włoszech, przynajmniej na razie, a w dotychczasowych występach w kadrze też szału nie było, z reguły należał do najsłabszych ogniw drużyny. Pocieszeniem mogło być, że gramy z Łotwą i że przeciwnicy nie będą za często gościć w okolicach naszego pola karnego. W pierwszym składzie znalazł się również bohater z Wiednia Krzysztof Piątek, którego też podobno złapał wirus i nie wiadomo było jak bardzo jest osłabiony.

    Zaczęło się optymistycznie dla Łotyszy, nasi nie zdążyli jeszcze zbliżyć się do pola karnego rywala, a Łotysze oddali już trzy strzały na naszą bramkę. Polacy zaczęli lekko śnięci, jakby cały zespół był po tygodniowej grypie. Brak było pomysłu na rozgranie. Liderem naszego zespołu w pierwszych minutach był Mr Chaos. Z każdą kolejną minutą nasza przewaga jednak rosła, w 18 min. pociągnął Lewandowski i mocno uderzył zza "16" ale niecelnie. Wciąż brakowało właściwego rytmu w naszej grze, schowany był Zieliński, choć można było się spodziewać, że właśnie w takim meczu, gdzie gramy głownie atakiem pozycyjnym, to on będzie napędzał naszą grę. W 25 min. Krychowiak popisał się pięknym długim podaniem za linię obrony do Lewandowskiego, który znalazł się sam na sam na Steinborsem, jednak trafił w bramkarza. To też pokazało ja wyglądała nasza gra. Najgroźniejszą sytuację stworzyliśmy nie po koronkowej akcji całego zespołu, a po długim podaniu i dobrym wyjściu na pozycję Lewandowskiego.

    Mało widoczny był znowu Klich, piszę znowu, bo z Austrią też zagrał słabo. Chociaż nie, mało widoczny to za dużo powiedziane, chłopa po prostu nie było na boisku, przeszedł obok gry. Jedyne do czego się nadawał to do zmiany. Przyznam, że jego słaba gra była dla mnie jednak zaskoczeniem. Oglądałem parę jego występów w Championship i należy tam do piłkarzy, którzy ciągną grę Leeds. Śmiało można powiedzieć, że jest jednym z liderów zespołu, zresztą stoją za nim liczby, 8 goli i 7 asyst w tym sezonie nie wzięło się z niczego. Dziś oglądaliśmy podróbkę Klicha jakiego znamy z Leeds.

    W 34 min. dobrą piłkę w pole karne dostał Lewandowski, ładnie przymierzył, ale zabrakło trochę szczęścia i pika zatrzymała się na słupku, próbował jeszcze do niej doskoczyć Piątek, jednak tym razem był trochę za daleko. Graliśmy takimi zrywami, kilka minut, gdzie naciskamy Łotyszy, wydaje się, że zaraz coś uszczkniemy, a potem znowu taka nijaka gra z której nic nie wynika.

    W pierwszej połowie ciągnął za uszy naszą grę Lewandowski, niestety nie dostawał odpowiedniego wsparcia od kolegów. Kapitan reprezentacji to był jedyny pozytyw pierwszych 45 minut i jeśli mogliśmy upatrywać jakiegoś światełka w tunelu na drugą połowę, to liczyć przede wszystkim na indywidualny przebłysk gwiazdy Bayernu Monachium.

    Druga połowa zaczęła się lepiej. W ciągu kilku minut doszliśmy do paru sytuacji strzeleckich, próbowali Lewandowski, Piątek. Łotysze z upływającymi minutami byli coraz głębiej cofnięci, co nie znaczy, że nie szukali swojej szansy. W 58 min. z groźną kontrą wyszli goście, Karasausks uciekł naszym obrońcom, uniknął spalonego i pomknął na bramkę Szczęsnego, na nasze szczęście w ostatniej chwili zablokował go Glik. Wreszcie bardziej widoczny był Zieliński, parę razy zakręcił Łotyszami, wypracowywał okazje kolegom. Po godzinie plac gry opuścił Klich i można się było tylko zastanawiać, dlaczego tak późno. Jego miejsce zajął wyróżniający się ostatnio w Ekstraklasie Błaszczykowski.

    To był taki mecz, gdzie boczni obrońcy powinni grać wysoko i podwajać bocznych pomocników w ataku. I o ile Kędziora starał się to robić, to po drugiej stronie Reca nie dawał wsparcia Grosickiemu, nie czuł odległości, nie w tempo wychodził na pozycje. Gołym okiem widać jego brak ogrania. I jak to w futbolu przewrotnie bywa, to właśnie Reca zaliczył asystę przy golu Lewandowskiego. Jak mu do tej pory nie szło, tak dośrodkowanie na głowę Roberta było wręcz idealne. Tak jak wcześniej wspomniałem, kto nas miał uratować w tym meczu, gdy nam szło jak po grudzie, jeśli nie kapitan, najlepszy dziś na placu gry.

    W 83 min. pociągnął lewą stroną po raz kolejny Lewandowski i wyłożył patelnie wprowadzonemu chwilę wcześniej za Grosickiego Frankowskiemu, który nie mógł tego nie trafić. Z dwóch metrów do pustej bramki? Frankowski - potrzymaj mi piwo. Co ma wisieć nie utonie. Nie zdążyliśmy się nadziwić pudłem Frankowskiego, a po rzucie rożnym drugiego gola strzela Glik. I było w zasadzie po meczu, Łotysze nie byli w stanie nam zagrozić a my mając dwubramkowe prowadzenie kontrolowaliśmy grę.

    Zdecydowanie to nie był spacerek, raczej męczenie buły. I tak sobie myślę, co my zrobimy jak nie będziemy mieć Lewandowskiego, któremu już bliżej niż dalej do końca kariery. Dziś rozgrywał, strzelał, walczył w odbiorze, człowiek orkiestra.

    Mecz do zapomnienia, ważne, że punkty się zgadzają. Póki co stempla Brzęczka na tym zespole nie widzę. Pytanie czy i kiedy się go doczekamy. Na razie wyniki robią nam indywidualności a nie ułożona gra zespołowa.


Yeck
O mnie Yeck

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport