Zbliżające się wielkimi krokami uderzenie militarne na Syrię rodzi pytanie, czy Amerykanie wraz z atakiem konwencjonalnym zdecydują się przeprowadzić operacje w cyberprzestrzeni?
Stany Zjednoczone, w przeszłości wielokrotnie rozważały możliwość użycia cyberbroni przy operacjach wojskowych, które prowadziły. W 1999 r., w przeddzień operacji NATO Allied Force w Kosowie, poważnie rozpatrywano możliwość zaatakowania kont bankowych należących do przywódcy Jugosławii Slobodana Milosevica i innych wysoko postawionych urzędników w jego administracji. Podobne rozwiązanie planowano zastosować wobec Saddama Husajna w 2003 r, w celu pozbawienia go funduszów na finansowanie zbrojnego oporu przeciwko nacierającym wojskom USA. W obu przypadkach, skończyło się tylko i wyłącznie na planach, ponieważ eksperci z Departamentu Skarbu obawiali się, że może to stanowić niebezpieczny precedens, który w przyszłości doprowadzi do zmasowanych ataków wymierzonych w konta bankowe i zaburzy funkcjonowanie współczesnych finansów.
Dochodząc do władzy Barack Obama w 2009 r., uczynił z kwestii związanych z cyberbezpieczeństwem priorytet dla Stanów Zjednoczonych. W tym celu m.in. powołano amerykańskie Dowództwo Cybernetyczne, podlegające Dowództwu Strategicznemu USA. Nie dziwi więc, że w 2011 r., kiedy szykowano się do wojskowej interwencji przeciwko siłom libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego, rozważano możliwość przeprowadzenie operacji w cyberprzestrzeni, która miałaby na celu zakłócenie działania obrony przeciwlotniczej. Na skutek braku wystarczającego czasu, zrezygnowano z tego pomysłu.
Zbliżająca się, niemal pewna interwencja wojskowa w Syrii nasuwa pytanie, czy tym razem prezydent Obama wyda rozkaz do przeprowadzenia operacji w cyberprzestrzeni przeciwko reżimowi Asada? Wykluczone wydaje się uderzenie w konta bankowe syryjskiego dyktatora, z tych samych powodów, dla których zrezygnowano z podobnych akcji w 1999 r. i 2003 r. Wiele jednak wskazuje, że cyberatak nastąpi, potwierdza to też większość amerykańskich ekspertów. Zażartą dyskusję wywołuje tylko potencjalny cel i intensywność ewentualnego uderzenia.
Stany Zjednoczone dysponują środkami zdolnymi do przeprowadzenia nawet bardzo zaawansowanych operacji w cyberprzestrzeni. Według informacji opublikowanych przez Edwarda Snowdena, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) od dawna prowadzi ofensywne operacje w cyberprzestrzeni wymierzone przeciwko innym krajom. Rewelacje Snowdena znalazły potwierdzenie podczas zeznań szefa NSA i US CYBER COMMAND Keitha B. Alexandra przed komisją ds. uzbrojenia Izby Reprezentantów. Przyznał on, że amerykańskie zdolności ofensywne w cyberprzestrzeni są najlepsze na świecie. Potencjalny cyberatak będzie najprawdopodobniej przeprowadzony przez hakerów NSA, a nie sił zbrojnych USA, ponieważ są oni zdecydowanie bardziej doświadczeni w prowadzeniu takiej działalności.
Omawiając przypuszczalny cyberatak można wyodrębnić trzy scenariusze potencjalnego użycia cyberbronii w Syrii przez Amerykanów.
1. Wariant minimalny – podczas konwencjonalnej akcji zbrojnej, amerykańscy hakerzy dokonaliby włamania do komputerów przedstawicieli syryjskich władz w celu zdobycia najważniejszych informacji dotyczących broni chemicznej oraz sytuacji politycznej w kraju. Możliwe jest również wysłanie propagandowych emaili do przedstawicieli reżimu Asada. Wariant ten jest bardzo interesujący, ponieważ pozostawiłby niewielkie ślady akcji amerykańskich hakerów.
2. Wariant średni – amerykańscy hakerzy działający wespół z klasycznymi środkami walki elektronicznej doprowadzają do oślepienia i sparaliżowania systemów obronnych reżimu Asada. Podobną operację przeprowadziło izraelskie lotnictwo w 2007 r., kiedy to zniszczono reaktor jądrowy. Wtedy za pomocą klasycznej walki elektronicznej i cyberataku udało się sparaliżować syryjską obronę. Cyberobrona Syrii wciąż pozostaje słaba, o czym świadczy fakt, że izraelskie samoloty naruszają syryjską przestrzeń powietrzną nieniepokojone, skutecznie zakłócając systemy przeciwlotnicze. Ponadto ostatnie włamanie dokonane przez algierskiego hakera pokazuje słabe zabezpieczenia syryjskich systemów i sieci. Część ekspertów jest jednak sceptyczna wobec pomysłu zneutralizowania obrony przeciwlotniczej cyberatakiem. Wskazuje się tutaj na konieczność stworzenia specjalistycznego oprogramowania do przeprowadzanie takiej akcji, co kosztuje wiele milionów dolarów oraz jest czasochłonne. Ponadto program taki mógłby zostać użyty tylko raz, kiedy Syryjczycy wykryli by to zagrożenie, zaktualizowaliby swoją cyberobronę. Na niekorzyść przeprowadzenia cyberataku świadczy też fakt, że zniszczenie systemów przeciwlotniczych za pomocą pocisków Tomahawk jest łatwiejsze i tańsze.
3. Wariant maksymalny – cyberatak ogranicza się nie tylko do sparaliżowania systemów obronnych, ale również sieci elektrycznych, elektrowni, pomp wodnych, sieci telekomunikacyjnych, Internetu i innych elementów infrastruktury krytycznej. Jest to najtrudniejsza do przeprowadzenia operacja, wymagająca czasu i pieniędzy. Biorąc pod uwagę, że interwencja militarna w Syrii będzie prawdopodobnie ograniczona, ten wariant jest najmniej prawdopodobny.
Mimo, iż cyberatak wydaje się możliwy, istnieją także przesłanki pozwalające sądzić, że nie dojdzie on do skutku w żadnej z opisanych powyżej postaci. Pierwszą z nich jest pogarszająca się reputacja Stanów Zjednoczonych w cyberprzestrzeni. Jeszcze niedawno Amerykanie przedstawiali się jako główna ofiara cyberszpiegostwa i cyberprzestępczości, głośno nawołując do zbudowania porozumienia w świecie wirtualnym. Obecnie są oni oskarżani o hipokryzję i militaryzację cyberprzestrzeni. Powstanie pierwszego oddzielnego dowództwa cybernetycznego, stworzenie Stuxneta – pierwszej cyberbronii oraz afera związana z PRISM, gdzie wyszło na jaw, że USA szpiegują w Internecie wszystkich, negatywnie wpłynęło na wizerunek tego kraju. Kolejna operacja ofensywna w cyberprzestrzeni stan ten może tylko pogorszyć.
Drugim istotnym aspektem, który może odstraszyć Amerykanów od podjęcia akcji w cyberprzestrzeni jest możliwość odwetu ze strony syryjskich hakerów, którzy mogą uzyskać wsparcie Irańczyków lub Rosjan. Warto wspomnieć, że Syryjska Armia Elektroniczna zanotowała na swoim koncie kilka sukcesów, m.in. przejęła czasową kontrolę nad stronami gazet: The Washington Post i The New York Times oraz portalem U.S. Marines. Syryjczycy mogą się też pochwalić atakiem na wiele kont twitterowych, m.in. to oni byli sprawcą tweeta informującego o zamachu w Białym Domu, który doprowadził do wielomilionowych strat. W przypadku amerykańskiego ataku ich odwet może być jeszcze dotkliwszy w skutkach. Bardzo prawdopodobne jest, że mogliby liczyć na swoich irańskich sprzymierzeńców. Teheran od czasu, kiedy stał się ofiarą amerykańsko-izraelskiego wirusa Stuxnet, dynamicznie rozwija swoje defensywne i ofensywne możliwości w cyberprzestrzeni. Irańscy hakerzy są podejrzewani o atak na koncern naftowy Aramco w Arabii Saudyjskiej, podczas którego uległo zniszczeniu wiele cennych danych oraz zablokowanie stron amerykańskich banków, co z kolei doprowadziło do poważnych strat finansowych. Nie można wykluczyć też pomocy ze strony rosyjskich, niezależnych hakerów, w szczególności jeśli weźmie się pod uwagę, że serwery Syryjskiej Armii Elektronicznej znajdują się w Rosji. O powadze zagrożenia wynikającego z potencjalnej akcji odwetowej świadczy fakt, że amerykańskie służby zintensyfikowały pracę służb odpowiedzialnych za cyberobronę.
Podsumowując, wykorzystanie cyberataku w potencjalnej akcji militarnej przeciwko Syrii nie jest z punktu widzenia Amerykanów konieczne. Posiadają oni tradycyjne środki zdolne do wyeliminowania obrony przeciwlotniczej Assada. Połączona akcja konwencjonalna, uzupełniona o cyberatak byłaby jednak owocnym eksperymentem, czy w praktyce da się zrealizować rozwiązania, które obecnie znajdują się tylko na kartach prac teoretyków wojskowości.
Andrzej Kozłowski, ekspert Instytutu Kościuszki
twitter
facebook
Przy wykorzytaniu materiału, prosimy o wskazanie jako źródła Instytutu Kościuszki
Inne tematy w dziale Polityka