W jednej z powieści Stephena Kinga, której akcja toczy się w latach 80. XX wieku, pewna postać zastanawia się, dlaczego Ronald Reagan popiera związki zawodowe tylko wówczas, gdy działają w Polsce. Jeśli w istocie tak było, to owo przekonanie prezydenta USA najprawdopodobniej wzięło się z założenia, że działalność związków zawodowych jest szkodliwa dla gospodarki. W przypadku komunistycznej Polski destrukcja systemu gospodarczego była pożądana… Co ciekawe, poglądy na temat społecznie szkodliwej działalności związków zawodowych podzielają nawet ich lewicowi sympatycy. William H. Hutt w książce The Strike-Threat System przytoczył opinię lady Barbary Wootton, członkini brytyjskiej Partii Pracy, że działalność związków zawodowych

, jako faworyzujących interesy sektorowe jest antyspołeczna (cytat na s. 8 książki). Czy organizacje pracownicze muszą być destabilizujące, a ich interesy sprzeczne z dobrem ogółu?
Bez wątpienia szkodliwa jest niedawna propozycja Solidarności dotycząca podwyżki płacy minimalnej. Spotkała się ona z krytyką Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, którą sformułowano w liście otwartym. Zdaniem ekspertów ZPP (zgodnym z teorią ekonomii), taka podwyżka przyczyniłaby się do wzrostu bezrobocia i pogorszyłaby ogólną sytuację na rynku pracy, choć niewątpliwie byłaby korzystna dla wybranych pracowników, którzy nie zostaliby zwolnieni.
Domaganie się podwyżki płac jest sztandarowym żądaniem związków zawodowych, z którym ostatnio wystąpili również związkowcy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej oraz KGHM. Niekiedy owo żądanie jest motywowane zyskami wypracowanymi przez spółki, które w postaci dywidendy mogą stanowić przychód budżetu. Taka argumentacja ma jednak pewne wady. Płace robotników nie są bezpośrednio związane z zyskami przedsiębiorstw. W miarę wzrostu zyskowności branży pracodawcy mogą oczywiście podwyższać płace, by utrzymać pracowników w firmie lub pozyskać ich od konkurencji, nie ma to jednak swej podstawy w konkretnej umowie o pracę, która określa stałą pensję. To przedsiębiorca ponosi straty i osiąga zyski; zatrudnieni przez niego pracownicy mają stałe wynagrodzenie, zgodnie z kontraktem przenoszącym ryzyko na pracodawcę. Związki zawodowe domagają się udziału w zyskach, ale nie postulują udziału w stratach w postaci obniżonych pensji. Stosowana również argumentacja związkowców dotycząca utrzymywania budżetu przez zyski spółek Skarbu Państwa wypracowanego przez robotników jest narażona na krytykę, ponieważ wzrost pensji umniejszy przychody państwa. W rezultacie wzrośnie dług publiczny, co odbije się niekorzystnie na reszcie gospodarki, i znów interes robotników okaże się sprzeczny z interesami ogółu społeczeństwa. Co innego, gdyby w tej chwili polski budżet wykazywał nadwyżkę, a ewentualny deficyt miał być pokryty z pensji pracowników przedsiębiorstw państwowych. Należy się raczej domagać rozdzielenia przedsiębiorstw od państwa, czy to w przypadku łatających budżet zysków, czy też wymagających pomocy publicznej strat.
Najlepszym wyjściem z sytuacji byłaby prywatyzacja, w ramach której część lub nawet wszystkie akcje zostałyby przejęte przez pracowników. W ten sposób pracownicy jako kapitaliści mogliby czerpać bezpośrednie korzyści z dobrych wyników swej firmy, choć byliby też narażeni na straty. Takiemu uwłaszczeniu pracowników związkowcy są raczej nieprzychylni. Jest tak najprawdopodobniej dlatego, że gdy robotnicy będą równocześnie akcjonariuszami, a więc współwłaścicielami firmy, związki stracą rację bytu. Oczywiście, dopóki państwo posiada pakiet kontrolny, wciąż jest rzeczywistym pracodawcą — można z nim negocjować oraz wymuszać zmianę warunków zatrudnienia, jednak takie działania mogą się odbić negatywnie na wartości akcji posiadanych przez pracowników i wzbudzić ich wrogość wobec związkowców.
Należy podkreślić, że żądanie podwyżek płac czy gwarancji zatrudnienia, choć ma negatywne skutki, nie jest samo przez się sprzeczne z harmonijnym działaniem systemu praw własności lub dobrem ogółu. Uczestnicy rynku, czy to nabywcy, czy sprzedawcy, często patrzą na własny interes i niespecjalnie przejmują się całością gospodarki. Nie posiadają oni jednak przywileju użycia przemocy, by urzeczywistnić swoje dążenia. Prawo do strajku jest bowiem przemocą stosowaną wobec pokojowych transakcji rynkowych.
Strajki należą do najpopularniejszych metod nacisku związków zawodowych. Pomijając niszczenie mienia czy napaść na tzw. łamistrajków, należy zaznaczyć, że sam strajk jest naruszeniem własności pracodawcy. Na wolnym rynku pracownik zobowiązuje się wykonywać pracę w danych godzinach za określoną pensję — strajk jest złamaniem tej umowy. Nawet jeśli prawo publiczne zezwala na niektóre jego formy, nie zmienia to ich natury prywatnej przemocy, która nie jest ogólnie dozwolona w polskim kodeksie cywilnym, nie mówiąc już o teorii wolnego społeczeństwa prawa prywatnego. Zdroworozsądkowo rzecz ujmując, można powiedzieć, że jeśli robotnikom nie odpowiadają warunki płacowe, to mogą się zwolnić i odejść do konkurencji. Jeśli zaś konkurencji nie ma i sytuacja na rynku pracy jest zła, to powinni się cieszyć z tego, co mają, a nie przez przestoje powodować spadek przychodów, z których są przecież wynagradzani. Ironicznie można dodać, że związkowców nie obchodzi przychód, ponieważ spółki publiczne i tak otrzymają pomoc od państwa w razie strat. Istotą problemu nie jest więc samo żądanie, ale sposób jego wymuszania. Związkowcy cieszą się bowiem przywilejami niedostępnymi dla niezrzeszonych robotników, a co dopiero dla zwykłych obywateli.
Jednak nie każda działalność czy żądania związków zawodowych są niekompatybilne z rynkiem. Otóż całkiem niedawno – przed świętami Wielkiej Nocy, związkowcy zorganizowali akcję, która miała doprowadzić do tego, by klienci hipermarketów nie robili zakupów w dni świąteczne, w których nakazana jest praca, jak na przykład Wielki Piątek. Takie oddziaływanie na popyt spowoduje, że w dni świąteczne nie będzie utargu, przez co otwieranie sklepów stanie się bezsensowne. W rezultacie właściciele marketów, zgodnie z własnym interesem, dadzą urlopy pracownikom bez utraty zysków. Takie działania, przypominające reklamę, są bardzo pożytecznym i całkowicie rynkowym zjawiskiem. Podobnie pozytywnie należy ocenić pomoc prawną czy jakąkolwiek inną, na przykład materialną, oferowaną wzajemnie członkom związków. Reasumując, organizacje zrzeszające pracobiorców nie muszą działać sprzecznie z dobrem wspólnym, jednak odpowiednio wpisane w system prawny przez przywileje i związek z państwowym przemysłem są wystawione na znaczną pokusę nadużycia, aby stać reprezentantem interesów jednej grupy bez oglądania się na dobro wspólne.
Instytut Ludwiga von Misesa
Instytut Ludwiga von Misesa
ufundowany we Wrocławiu w sierpniu 2003 r. jest niezależnym i nienastawionym na zysk ośrodkiem badawczo-edukacyjnym, odwołującym się do tradycji Austriackiej Szkoły ekonomii, dorobku klasycznego liberalizmu oraz libertariańskiej myśli politycznej.
Na blogu publikowane będą przede wszystkim komentarze naszych ekspertów oraz informacje dotyczące działalności Instytutu Misesa. Aby przeczytać więcej tekstów, zapraszamy na naszą stronę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka