5 lat temu zmarl Jakub Karpinski. Ponizej kilka wspomnien i uwag sciagnietych z Internetu. Moze ktos jeszcze chce dopisac wspomnienie..
O Jakubie Karpińskim
Andrzej Dobosz
Lektura najnowszej książki Jakuba Karpińskiego "Polska po przejściach" (Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2003, 257 stron dużego formatu) działa jak spacer w ogrodzie, najlepsze lekarstwo na obrzydzenie i grozę, jaką budzą kolejne odsłony sprawy Rywina. I właśnie podczas obcowania z tymi jasnymi sądami, bezbłędnymi rozumowaniami, nieskazitelnymi zdaniami polskimi nadeszła wiadomość o śmierci autora, nad ranem 22 marca.Wyciągnąłem z półki wszystkie jego wcześniejsze książki. Niektóre, jak "Wykres gorączki. Polska pod rządami komunistycznymi", zarówno w niedawnym kompletnym wydaniu UMCS, jak w cienkich tomach wydawanych przez Jerzego Giedroycia. W chwili, gdy otworzyłem "Taternictwo nizinne" z roku 1988, nie potrafiłem się już od tej książki oderwać. Już na stronie 14 (tekst zaczyna się od dziewiątej) uległem potrzebie odczytania żonie na głos zdań o szkole Reytana w połowie lat 50.: "nauczyciele byli dobrze wykształceni i kompetentni, wtedy zresztą wszyscy dorośli byli przedwojenni".Żona tymczasem znalazła w portalu internetowym "Gazety" omówienie "Wykresu gorączki" sprawiające wrażenie rzeczowego: "Trzeba mieć jednak świadomość tego, co pozostaje poza sferą zainteresowań autora. Pisze on przede wszystkim historię instytucji sprawujących władzę, a więc historię elit - opozycyjnych i partyjnych. Bardzo niewiele dowiemy się z niej o życiu codziennym w PRL, czy - jak nazywa ją Karpiński - "etnografii komunizmu", a więc o obrzędach i obyczajach właściwych tylko tej epoce, np. o symbolice partyjnych akademii i zasadach zachowania podczas stania w kolejkach do sklepów".Mój Boże! Jakub Karpiński pisywał teksty o różnym stopniu ogólności: teoretyczne rozprawy z metodologii nauk społecznych - w wieku lat 24 prowadził proseminarium z tego zakresu dla II roku socjologii UW, a mając lat 27 zaczął prowadzić wykład - analizował działalność instytucji, a także konkretne konflikty, zachowując w każdym wypadku stosowne rygory. Natomiast właśnie autobiograficzne "Taternictwo nizinne" jest z pewnością najdoskonalszą książką o życiu codziennym, umysłowym i obyczajowym w PRL między rokiem 1950 a 1978, gdy autor wyjechał na Zachód, gdzie spędził prawie 30 lat.Wprawdzie w roku 1952 nie wpuszczono go z powodu dziecinnego wyglądu na wystawę "Oto Ameryka" w warszawskim Arsenale, ale już w '55 oglądał w tym samym Arsenale głośną wystawę młodego malarstwa. Oglądał wiele. Uczeń XI klasy był dwa razy w Teatrze na Tarczyńskiej. Zapamiętał chyba wszystko. "W salach Zachęty stały głowy ważnych osób i prezentowały się postacie robotników i rewolucjonistów utrwalone w geście wskazywania drogi, zatrzymane w trakcie przemówień. Rzadko rzeźbiono w kamieniu, czas naglił. Tematy były nowe, a w kamieniu rzeźbi się długo. Mimo oficjalnego ówczesnego szacunku dla sztuki, jeszcze rzadziej przeznaczano na rzeźby metale użyteczne w przemyśle i w wojsku. Materiałem, który przeważnie przekazywał postępowe treści, był gips". Równie doskonale opisał uniwersytet, na którym zaczął studia w roku 1957. Wykłady filozofa Ajdukiewicza, Tatarkiewicza, obojga Ossowskich, ale także obowiązujący na pierwszym roku wykład Adama Schaffa. Stanisław Ossowski zanotował w "Dzienniku" pod datą 18 września 1962: "Zakończyło się dziś studenckie sympozjum, w którym uczestniczyliśmy przez 5 dni. Te dni były bardziej interesujące, niż można było oczekiwać na podstawie programu, który koncentrował się wokół polskiej socjologii. Tymczasem referaty i dyskusje wyszły poza sferę sprawozdań z polskiej socjologii, a w referatach Karpińskiego i Zagórskiego*, zwłaszcza Karpińskiego, sporo było samodzielnych pomysłów w interpretacji nurtów i tendencji".Pracując na uniwersytecie Jakub Karpiński podczas wakacji kierował badaniami terenowymi grup studenckich. W roku 1967 trzeba było w mieście powiatowym opracować monografię instytucji, w tym komendy MO. Kwestionariusz zawierał pytanie o personel i liczbę partyjnych. W komendzie powiedziano, że liczba personelu jest tajemnicą, ale student nie załamał się i pytał dalej; okazało się, że nie była tajemnicą liczba partyjnych i bezpartyjnych. Bezpartyjna była sprzątaczka."Szkoła (również wyższa) nie zawsze jest dobrym miejscem - pisze J.K. - by zobaczyć różnorodność ludzi". Znacznie ciekawszym miejscem wydało mu się więzienie, w którym spędził dwa lata, cztery miesiące i trzy tygodnie. Analizę socjologiczną zakładu karnego w Strzelcach Opolskich połączył z analizą ekonomiczną funkcjonowania gospodarki socjalistycznej na przykładzie Przedsiębiorstwa Wyrobów Skórzanych tamże, gdzie jako więzień wykształcony musiał odnotowywać wyniki produkcyjne dotyczące liczby cholew filcowych uszytych w ciągu każdych dwóch godzin. Zanim znalazł się w więzieniu, miał proces. "Mój adwokat mówił na rozprawie o różnicy między tym, co obce i co wrogie. Emigracja, jego zdaniem, bywa wroga PRL, ale nie jest dla nas obca, więc przepis, który mówi o organizacji obcej, nie odnosi się do Instytutu Literackiego, wydającego miesięcznik "Kultura". Uzupełnialiśmy się, mój obrońca mówił o polityce, ja trochę o prawie. Był to wynik wcześniej zawartego porozumienia: mecenas Szczuka spytał, czy idziemy na całego. Powiedziałem, że tak i póżniej jego również ukarano - odebrano mu pozwolenie na broń (był myśliwym), przypuszczano zapewne, że gotów jest zaczaić się z dubeltówką".W ciągu kilku godzin czytania "Taternictwa nizinnego" na długie chwile zdarzyło mi się zapominać o żalu i stracie. Po raz pierwszy uległem potrzebie cytowania J.K. w roku 1971: "Przypominam sobie zdanie Jakuba, młodego uczonego, którego tak bardzo bym chciał znowu zobaczyć**: jeśli w czasie sporu pragnie się dojść do słusznego poglądu, samemu bądź wspólnie z przeciwnikiem, pożyteczne jest zajmowanie takich stanowisk, które by dały się wyrazić w zdaniach".Oczywiście zdaniem nie były dla niego dowolnie zestawione słowa między kropkami. Pamięć o tej propozycji każe z najgłębszą troską myśleć o dokonywanych obecnie wymianach słów i mniemań. Bardzo nam go będzie brakowało. Może jednak ci, którzy zetknęli się z nim jako nauczycielem, będą umieli podążać jego śladami.* Krzysztof Zagórski
** Jakub Karpiński był wtedy w więzieniuTygodnik Powszechny , NR 13 (2803), 30 marca 2003
**************************
Prof. dr hab. Antoni Sułek
Uniwersytet Warszawski
STYL SOCJOLOGII JAKUBA KARPIŃSKIEGO
|
Wspomnienie poniższe ukazało się pierwotnie na łamch „Studiów Socjologicznych”.
Styl to człowiek, ale niekoniecznie odwrotnie. Nie każdy człowiek ma swój styl. I nie każdy socjolog. Jakub Karpiński miał swój styl i miała styl jego socjologia. O niej tu będzie mowa. Jakub radził piszącym "im krócej, tym lepiej", więc mowa będzie krótka. Będzie oparta na lekturach i na doświadczeniu własnym - bardziej na doświadczeniu niż na lekturach.
Socjologia Jakuba Karpińskiego była nauką o społeczeństwie. To brzmi jak tautologia, powie ktoś dziś. Kiedyś to nie była tautologia. Socjologia, która panowała w Polsce w latach, gdy Jakub cieszył się pierwszą młodością, ujmowała społeczeństwo jako zbiorowość jednostek, tym jednostkom przysługiwały własności, zwane zmiennymi, a badacz miał ustalać (zwykle przy pomocy ankiety) wartości tych zmiennych i relacje między nimi. Jakub myślał inaczej: "dowiadywano się w ten sposób, jacy są Polacy, ale mnie interesowało także, jaka jest Polska" - napisze potem w Taternictwie nizinnym (Paryż 1988). W jego pojęciu społeczeństwo to nie zbiór indywiduów - ono ma strukturę, jest w pewien sposób zbudowane. Badanie społeczeństwa nie polega na opisaniu z czego się ono składa, ale jak jest zorganizowane. W socjologicznym opisie społeczeństwa najważniejsza jest władza, która za pomocą różnych "aparatów" zarządza społeczeństwem, napotykając jego opór, "zwłaszcza w okresie prawdy, w momentach przełomu". Pionierską próbą takiego opisu była książka pod tocqueville'ańskim tytułem Nowy ustrój i ewolucja, wydana w bibliotece paryskiej "Kultury" jako Ewolucja czy rewolucja (1975). W Kraju zauważyło tę książkę niewielu socjologów i w kilkanaście lat potem sam autor powie powściągliwie, że "rzecz ukazała się chyba za wcześnie". Ja powiedziałbym, że autor wybiegł przed czas. Socjologowie bowiem dopiero w latach 1980., gdy ustrój komunistyczny w Polsce zaczął pękać i odsłonił swą strukturę, zobaczyli to, co Jakub widział dekadę wcześniej. Sowa Minerwy wylatuje nie tylko o zmierzchu, wylatuje i za dnia, ale wtedy trudniej ją zauważyć.
Jakub Karpiński dostrzegał wiele rodzajów rzeczywistości: świat zachowań zewnętrznych, świat psychiki - przeżyć, myśli i wyobraźni, świat przedmiotów idealnych (badanych przez matematykę) i świat bytów intencjonalnych (sensów kultury). Jak na wychowanka szkoły lwowsko-warszawskiej to sporo, ale Jakub nie cenił reizmu, nazbyt prostego poglądu, że istnieją tylko rzeczy. Cenił natomiast koncepcje Leona Chwistka i Romana Ingardena (autora Sporu o istnienie świata uważał za największego polskiego filozofa, obok Kazimierza Ajdukiewicza). Gdy Popper ogłosił, że obok "świata 1" (procesów fizycznych) i "świata 2" (procesów psychicznych) istnieje "świat 3" - ten, w którym istnieją teorie naukowe, dzieła sztuki, mity i prawa, Karpiński napisał szkic Ponumerowane światy Karla Poppera ("Twórczość" 1975 nr 9) w którym przypomniał idee Chwistka i Ingardena i, miałem wrażenie, relacje między tymi trzema światami opisał przystępniej niż sam autor Objective Knowledge. Teza o rozmaitości odmian doświadczenia prowadziła do pluralizmu w zakresie metod poznawania socjologicznego i szerzej, społecznego. Rzeczywistość ma charakter historyczny, więc socjolog musi korzystać ze źródeł i rozwijać metody ich krytyki i interpretacji. Rzeczywistość społeczna składa się z wielu poziomów, z ludzi, ze zbiorowości, ze struktur, z kultury. Częścią rzeczywistości społecznej jest świat psychiki, więc socjolog musi odwoływać się do wskaźników, pomiaru, rozumienia. Badanie świata kultury z kolei wymaga od socjologa analizy treści i interpretacji wytworzonych w niej tekstów, dotarcia do ich sensów. Jako metodolog czyli badacz nauki Jakub Karpiński pozostawił po sobie, napisany w więzieniu, podręcznik Wprowadzenie do metodologii nauk społecznych (Wrocław 1976, nowe wydanie w druku), monografię Przyczynowość w badaniach socjologicznych (Warszawa 1985) oraz przynajmniej kilkanaście studiów szczegółowych - część z nich zebrał w tom Kultura i wielość rzeczywistości (Lublin 1992). To wszystko można przeczytać lub będzie można przeczytać. Wiele myśli Jakuba zapisanych jest tylko w naszej pamięci. W mojej na przykład zapisana jest ta. Zadzwonił do mnie ze szpitala: "Dokonałem odkrycia metodologicznego" - oznajmił. "Obok ekstraspekcji i introspekcji istnieje trzeci, osobny rodzaj doświadczenia - doświadczenie własnego organizmu" - raportował zwięźle, i w dobrym humorze. Doświadczenie własnego organizmu nie jest intersubiektywnie komunikowalne, więc ja mogłem tylko doświadczyć własnej ulgi.
Jakub Karpiński był pozytywistą. Jego pozytywizm nie był doktrynalny. W swej ostatniej pracy metodologicznej, haśle Pozytywizm w Encyklopedii socjologii (2000) tak mówił (słowami Władysława Witwickiego) do humanistów: "Powiedz, co rozumiesz przez każdy mętny i sporny wyraz, a jeżeli go nie rozumiesz, to nie udawaj, że rozumiesz. I zastanów się, co chcesz robić: uczyć, budzić i oświecać, czy usypiać, bawić i wzruszać? Szukasz prawdy, czy szukasz siebie samego? Wierzysz naprawdę w to, co piszesz, czy tylko tak udajesz? I jakie argumenty masz na poparcie swego stanowiska? Połóż argumenty na stole. Będziemy je ważyli w ciszy, w jasnem świetle rozumu i sumienia. Argument to nie wrzask, nie uśmiech, nie łza i nie patos i nie poza, tylko widoma jasna prawda. Jedna dla wszystkich dorosłych. Na tamto też jest miejsce. Ale nie w nauce". Za Ajdukiewiczem Karpiński uznawał taki pozytywizm za postać antyirracjonalizmu i przypisywał mu dużą rolę jako "odtrutce na głoszony oficjalnie marksizm".
Na czym polegał pozytywizm Jakuba Karpińskiego, najlepiej widać w jego artykule Ludzie i zbiorowości: zagadnienia "poziomu analizy" w socjologii ("Studia Socjologiczne" 1975 nr 3). Rozważony w nim problem redukcjonizmu miał charakter doktrynalny, a stanowiska w tym względzie bywały kategoryczne (Jakub zapamiętał, że stanowczy pogląd, iż cech całości z cech części wywnioskować się "nie da", Ajdukiewicz nazywał "bezczelnym"). Jakub ujął ten problem w postaci pytania: "Czy dla każdej całości C i dla każdej własności W (przysługującej całości) istnieje taki podział na elementy, który pozwalałby z własności elementów wnioskować o własnościach całości?". Następnie cierpliwie wyjaśniał, co to jest całość, jakie są rodzaje cech całości i jakie cechy mogą, a jakie nie mogą być wywodzone z cech części tych całości: średnie grupowe, na przykład mogą, ale wzory kultury już nie. Bardzo skomplikowany problem redukcjonizmu Jakub redukował do rozstrzygalnych problemów, pokazując zarazem, jak owocne jest łączenie nowoczesnej metodologii i z tradycyjnymi rozważaniami filozofii i logiki. Jakub Karpiński wysoko cenił tradycję polskiej filozofii i socjologii. Był uczniem Ajdukiewicza, Janiny Kotarbińskiej i Stanisława Ossowskiego, uczniem pojętnym i wdzięcznym. Tradycję tę i lata, w których pod jej wpływem sam się kształtował, przypomniał w Taternictwie nizinnym i w książce Nie być w myśleniu posłusznym. Ossowscy, socjologia, filozofia (Londyn 1989). Z tradycji tej wziął nie tylko generalne nastawienie umysłu, ale i różne idee szczegółowe. Gdy w 1997 roku wrócił na Uniwersytet Warszawski, do zakładu, z którego został usunięty po marcu 1968 roku, i zaczął robić to, co przerwał przed trzydziestu laty czyli uczyć metodologii, mogliśmy zobaczyć, jak wiele problemów philosophy of science było sformułowanych i rozważonych kilkadziesiąt lat temu przez filozofów ze szkoły lwowsko-warszawskiej. W kwestiach postępu w myśleniu o nauce Jakub był ostrożny. Studził nasze fascynacje "dedukcjonistyczną" metodologią Poppera, a w pracach Ajdukiewicza i Kotarbińskiej znajdował bardziej trafne, jego zdaniem, rekonstrukcje postępowania badawczego. Lubił nawiązywać do polskiej tradycji naukowej, w swoich całościowych analizach ustroju komunistycznego sięgał do prac przedwojennego Instytutu Naukowo-Badawczego Europy Wschodniej w Wilnie.
Ważnym składnikiem tradycji, w której wyrósł Jakub Karpiński był język. Jakub był mistrzem słowa naukowego. Jego język podporządkowany był funkcji poznawczej i komunikacyjnej: służył przede wszystkim do opisu świata i do przekazywania informacji. Ale w pisanych tekstach i, zwłaszcza może w okazjonalnych wypowiedziach Jakuba pełno było błyskotliwych sformułowań i gier słownych - tego, co Roman Jakobson nazwał funkcją poetycką języka. Takie rzeczy się zapomina, więc utrwalam tu kilka z Jakubowych dowcipów.
Na łamach "Tygodnika Powszechnego" Karpiński rozmnożył tzw. tezy dialektyki. Jak wiadomo, jedna z nich głosi, że "ilość przechodzi w jakość". Ale, zauważał przytomnie Jakub, ilość nie zawsze przechodzi w jakość, bo najczęściej ilość przechodzi w ilość, czasem jakość przechodzi w jakość, a bywa też, że jakość przechodzi w ilość. I już z jednej tezy mamy cztery. I tak dalej. Karpiński posługiwał się często brzytwą Ockhama - zasadą, że Entia non sunt multiplicanda praeter necessitatem, nie należy mnożyć bytów ponad potrzebę, ale dodawał, że Entia non sunt deminuenda praeter necessitatem - pojęć, bo o nie tu chodzi, ponad potrzebę nie należy też redukować. Gdy w połowie lat 1970. Stefan Nowak wrócił z Ameryki, dzielił się w domu wrażeniami ze swym zakładem. "Wyobraźcie sobie, że spotkałem Tarskiego" - powiedział w pewnej chwili. Zdumieli się goście, bo któż z nich mógł wiedział, że Alfred Tarski żył jeszcze. Ciszę przerwał głos z kąta, głos Jakuba: "To tak jakbyś spotkał Arystotelesa".
Jakub Karpiński należał do jednego z najlepszych pokoleń socjologów polskich. Ludzie tej generacji pojawili się na Uniwersytecie Warszawskim zaraz po przywróceniu studiów socjologicznych w 1957 roku i podjęli pracę naukową w pierwszej połowie następnej dekady. Wkrótce jednak wielu z nich zepchnęły z tej drogi represje polityczne po marcu 1968 roku. Ponieważ pokolenia są unikalne, socjologów usuniętych wtedy z Uniwersytetu nikt nie mógł "zastąpić". Ich brak był dotkliwie doświadczany przez wiele następnych lat, oni sami zaś poszli w różne strony. Jakub Karpiński, pozbawiony możliwości pracy zawodowej, pozostał w cichym związku z uniwersyteckim Instytutem Socjologii i w 1978 roku uzyskał tu doktorat. Już wcześniej jednak, jako "Marek Tarniewski" zajął się pisarstwem politycznym i historycznym, a w 1978 roku wyjechał za granicę i tam przez długi czas kontynuował ten rodzaj twórczości. Choć swoim imponującym dorobkiem w tej dziedzinie, przemycanym do Kraju i powielanym w drugim obiegu, Jakub Karpiński zasłużył się sprawie Wolności bardziej niż jakikolwiek inny polski socjolog, to wyznaję, że nigdy nie przestałem żałować, iż w wieku dojrzałym Jakub już mało się zajmował socjologią i filozofią. Czegóż nie mógłby on na tym polu dokonać! Ktoś powiedział, że miarą komunizmu jest suma dóbr, które nie zostały wytworzone i szans, które zostały zmarnowane, metaforycznie - "suma nienapisanych książek". Są wśród nich także nienapisane książki Jakuba.
Antoni Sułek
Uniwersytet Warszawski |
Prof. dr hab. Antoni Sułek
UniwersytetWarszawski
Jakub Karpiński był ważną częścią naszego świata i jegopunktem stałym. Czas płynął, ludzie się zmieniali, a on wciążbył taki sam. To dlatego, że wcześnie odkrył prawdę podpozorami i wcześnie rozpoznał wartości, które nadają życiusens. Potem już tylko stał przy prawdzie i trzymał się obranej drogi. Szedł nią do końca.
Jakub wcześnie rozpoznał prawdziwą naturę „dawnego ustroju”. W swym ostatnim publicznym słowie powiedział skromnie, że on tylko w różny sposób opisywał „tego Lewiatana”. Tylko, że to co inni mieli za historyczne przypadłości systemu, on włączał do jego istoty. Pojęcie komunizmu czynił przez to bogatym, a sam ustrój - podatnym na analizę teoretyczną. Niestety nie skończył swego traktatu o ustroju komunistycznym, a jak mało kto był stworzony do jego napisania.
Jakub używał słów nie tylko do opisywania „tego Lewiatana”. On z nim słowem walczył. Tym słowem, o którym mówiłna procesie taterników. Słowo przeciwstawiał tam żelazu: ”słowonie jeden raz chciano wypalić żelazem, wyplenić mieczem albootoczyć kratami”. Jakub pokazał, jaka jest siła słowa. Słowo, także jego słowo wypalić się nie dało, zwyciężyło i z mieczem,i z kratami. Jakub był mistrzem słowa. Jak prawdziwego artystę łatwobyło go rozpoznać już po pierwszych zdaniach. Nie ma wśród nasnikogo, kto by w taki sposób operował językiem, wyczuwa łniuanse, chwytał ukryte znaczenia i docierał do głębokich struktur wyrażeń. Jakub pokazywał, jak dobry użytek możnaczynić z języka.
I jak dobry użytek można czynić z umysłu. W„Pozytywizmie”, swej ostatniej pracy metodologicznej tak mówił (słowami Witwickiego) do humanistów: „Połóż argumenty nastole. Będziemy je ważyli w ciszy, w jasnem świetle rozumu isumienia. Argument to nie wrzask, nie uśmiech, nie łza i nie patos i nie poza, tylko widoma jasna prawda. Jedna dlawszystkich dorosłych. Na tamto też jest miejsce. Ale nie wnauce”. Zdania zawiłe Jakub czynił prostymi, myśli mętne - klarownymi, a kwestie zagmatwane - dobrze sformułowanymi. Problemy, którymi się zajmował, stawały się prostymi jakby zasamym jego dotknięciem. Jakub nie komplikował spraw wartości. „Tak, tak - nie, nie”. Nosił się prosto, nie był pochylony od „kłaniania się Okolicznościom” i nie był pokręcony od oglądania się nawszystkie strony.
Był człowiekiem jasnym, transparentnym - niemiał niczego do ukrywania, nie było w nim żadnej gry i żadnejkalkulacji. Do nieposłuszeństwa w myśleniu wobec władzy dodawałnieposłuszeństwo wobec towarzyskich mód, sezonowych fascynacjii środowiskowej poprawności.
Był człowiekiem wolnym w myśleniu, szedł własną drogą ichodził własnymi drogami. Szczęśliwi ci, co uczyli się od niego samego, a w tylu znas obecne są ślady jego postawy umysłowej i nawyki językowe,pojedyncze idee, argumenty i słowa. Nie zmuszał do tego, by zanim iść i nie namawiał - ten delikatny człowiek nawet nieprzekonywał do swojej drogi. On pociągał swym przykładem - bosam był częścią tej drogi.
Jakub odszedł, ale droga pozostała. Stoi otworem. Jak zawsze.
Antoni SułekWarszawa, Cmentarz Powązkowski, 27 III 2003 r. |
PRZECIW WIELKIEJ FIKCJI
KRZYSZTOF Rutkowski
("Twórczość" nr 10/1996)
(…) Czym byłaPRL? Najprecyzyjniej odpowiedział na to pytanie Jakub Karpiński w eseju Wielka fikcja[5]. Udowodnił, że państwo zwane peerelem było w znacznej mierze fikcyjne, pokazał, że ludzie pod władzą PRL żyli obok niej i niezależnie od niej, współpracowali z PRL i wpływali na nią, wykorzystywali ją i przeciwstawiali się jej. "Nie wszystko, co działo się w Polsce w okresie PRL, należy do PRL. Polska jest nazwą kraju, natomiast PRL jest nazwą państwa tworzonego przez komunistów, partyjnego i niesuwerennego, ponieważ było to państw udawane, więc ze względu na jego ograniczenia dobrze jest czasem nazywać je państwowością (państwem osłabionym) lub pseudo-państwem. Natomiast pod władzą PRL żyli ludzie i to, co robili, było ich życiem, a nie PRL"[6].
Jakub Karpiński w podrozdziale zatytułowanym Dygresja osobista o państwie polskim pokazał w jaki sposób został skazany za "szkodzenie państwu polskiemu". Z czym oczywiście zgodzić się nie mógł i jak zmienił się mały kodeks karny i odsiadywał "karę" za "szkodzenie PRL", z czym już pewno by się zgodził, gdyby jego "zgadzanie" lub "niezgadzanie", podobnie jak mały kodeks karny, nie znajdowały się w obszarze "wielkiej fikcji" semantycznej, która powodowała, że bardziej rzeczywista niż rzeczywistość fikcji okazywała się fikcja (kiepskiej) literatury i retoryki. Jakub Karpiński udowodnił, że PRL była wielką fikcją przede wszystkim językową. Lodowcem zamarzniętej mowy, skorupą zniewolonych słów. (…)
*********************
9 marca 1968 r.
Oblężenie Elektroniki
Włodzimierz Kalicki
Gazeta.pl 2008-03-11, ostatnia aktualizacja 2008-03-09 13:55
(...) Aula szybko wypełnia się. Wiecujący są na parterze i na galeriach. Wszyscy mówią naraz, opowiadają sobie o wczorajszym wiecu na UW, o brutalności milicji i ORMO. Harmider uniemożliwia wygłoszenie jakiegoś składnego przemówienia. Zrozumiałe są tylko krótkie hasła, które z reguły kwitowane są brawami i okrzykami poparcia.
Jakub Karpiński woła: "Prasa kłamie!" i ostentacyjnie drze gazetę. To się podoba. Okrzyki "Prasa kłamie!" mieszają się z "Telewizja kłamie!", "Nie ma chleba bez wolności!". Wielu studentów przyniosło ze sobą egzemplarze "Życia Warszawy" i "Sztandaru Młodych" z artykułami o wiecu na UW - teraz drą je pośród śmiechów sąsiadów. Strzępy gazetowego papieru wirują w powietrzu, opadają z galerii na parter. (...)***************************************
Remembering Jakub
byEric Chenoweth
I met Jakub Karpinski for the first time in August 1980, in the middle of the strikes that would give birth to Solidarity in Poland. He and his partner and, later, wife, Irena Lasota, had come to meet with the director of the League for Industrial Democracy, an organization begun by Upton Sinclair and Jack London that had for 75 years provided an intellectual defense for the American labor movement. Just as importantly, the LID and its sister organization Social Democrats USA, had gained a reputation as fierce opponents of communism and proponents of democratic change in the Soviet Bloc. It was a natural place to come, then, for two Poles in the West seeking support for the pro-democratic workers movement in communist Poland. They had earlier gotten support from the LID for the Workers Defense Committee (KOR). I, a student activist at the time, told them of my youth group’s plans to organize support for the Polish workers on college campuses. It began my relationship with Jakub that would last 23 years, until his untimely death on March 22 of this year at the age of 62.
At our first meeting, Jakub and Irena told me that they would be happy to speak on campuses about Poland. I quickly took advantage of the offer, seeing an opportunity to bring two dynamic individuals to colleges to teach a new generation of students about the struggle against communism from the new standpoint of the Polish workers movement. They spoke for me dozens of times, without ever receiving a cent in honoraria but knowing they were doing something extraordinarily valuable. Each conveyed a different charisma. Irena’s was vital, to-the-point, and emotional, Jakub’s was measured, deliberate, and quietly powerful.
Jakub’s voice was so distinctive it could never be mistaken for another and I think I will never forget it no matter how distant his physical presence. He modulated his pitch from the highest decibel to a low-mid-range octave, providing emphasis to exactly the right word and syllable. The style of his speech was complemented by a slight speech impediment, which he had clearly fought through in order to take a place in a profession requiring public speaking. One could not help but admire his total self-assuredness. He made his impediment a strength, rather than a weakness. (It was a strength I remember vividly from an evening recital of Stanislaw Baranczak’s poetry at the Public Theater, where Jakub’s performance next to well-known actors was nothing short of spectacular).
Mostly though, I remember Jakub’s mixture of deliberately styled speech with his precisely formulated ideas and thought. Jakub always delivered his speeches in an academic way: he was always teaching. But he never spoke from above: everyone was brought to his level simply by his organization of his ideas. Whatever the topic, he spoke about its most complex elements in an elemental and understandable way. For Jakub, every speech or lecture was an opportunity to make clear a new idea or formulation, not to create an opaque theory or to constantly repeat some long-ago digested epiphany. No matter how many times he had spoken on a topic, he prepared for the presentation as if it were completely new. Or, in turn, he would use it as an opportunity to hone even further an already precise line of thought. Regardless, whoever listened to Jakub give a presentation knew he was listening to an extraordinary intellect — and at least for a moment you could be on his level.
His specialities were sociology and history, a combination he used especially to examine modern Polish history, both under communism and after 1989. In his writings for Uncaptive Minds, the journal of the Institute for Democracy in Eastern Europe, Transitions, and other publications, he extended his examination to both the period of late communism and the transition from it. He developed in the early 1990s an ABCs of Democracy, a primer that was translated into nearly a dozen languages, along with many of his other texts, such as “Democracy and Conflict” and “Postcommunism.”
Jakub was both one of the most personable of men and one of the most remote. He eagerly engaged in conversation with friends and colleagues about anything, but once he was no longer needed in a conversation, he would take out one of the projects he was working on from his pack, which he could restart at any moment. On such occasions, he might be interrupted, yet always return to the task at hand. But when fully absorbed, such as in his nocturnal working hours, he could not be interrupted at all. That is when he was fully in his world.
Jakub was a founder and member of the Board of Directors of the Committee in Support of Solidarity, begun on December 13, 1981, and of the Institute for Democracy in Eastern Europe, begun in May 1985, both of which I directed. Most of his Polish colleagues knew him as an associate professor at Warsaw University, a key leader of the Warsaw University protest in 1968, a former political prisoner whose defense oration at the trial sentencing him to 3 years became a source of inspiration for future generations, as the author in the early 1970s of the petition against constitutional amendments that further enslaved Poland to the Soviet Union, as the authors Marek Tarniewski and Jan Nowicki (two of the pseudonyms he used for the underground and for the émigré Kultura publishing house, among other places).
For myself, who never knew Polish but for a spare few words, I knew Jakub differently. He was an exile from his homeland, a child of World War II who grew up under Nazism and Communism, who nevertheless felt completely at ease in New York, or London, or Paris. He was always at home in an atmosphere of freedom without ever losing his knowledge and intimate understanding of communist dictatorship. Jakub was also an important guide through the complexities of Polish and East European history, which admittedly I was learning for the first time. While many people wondered what I, a non-Pole, was doing directing a Committee in Support of Solidarity, Jakub welcomed my interest and commitment and never tired of answering my questions and recommending to me what to read. He (along with Irena, Jerzy Warman, and others involved in those early days) took part in helping me edit texts translated from Polish into English. I learned from Jakub never to use the shorthand “martial law” to describe the crackdown on Solidarity in December 1981. Only “stan wojenny,” or state of war, the constitutional provision used by Polish General Jaruzelski to destroy Solidarity, could possibly describe accurately the actions of the Jaruzelski regime in its war against the nation. As Jakub always taught, one should be precise in all descriptions.
Jakub was a constant source of support whose important projects could always be interrupted to take on some new task — including stuffing envelopes if that was necessary. He remained over 23 years a partner with me and Irena in all of our endeavors. (Although they divorced in 1997, Jakub and Irena maintained a close personal and organizational relationship and Irena was a constant source of support for Jakub throughout his illness and until his death.)
In the last ten years, he was a guiding spirit and intellectual force for the Centers for Pluralism program of IDEE, which gathers democrats from more than twenty postcommunist countries in a democratic and civic alliance. This was a natural alliance and partnership for Jakub, who believed that the struggle for democracy and against communism was not national or even regional but international. As an analyst, he understood also that democracy was not a natural emanation out of communism but a system that needed to be instituted and, more importantly, a set of ideas that needed to be understood and taught in society. His analysis of postcommunism — as a new political system resulting from communism that could lead to various political outcomes — was elaborated at CfP Meetings, in articles for Uncaptive Minds and for the Network of Independent Journalists, for which he was a frequent contributor, and briefly as an analyst for OMRI.
In addition to his texts being translated into more than a dozen languages, he lectured in nearly all of the 20 countries represented in the Centers for Pluralism, always responding to requests from new members in the network with great pleasure as an opportunity to visit a new country, region, or city — or to visit again, since places, things, history, and ideas always carried with them interest and meanings. Mostly though, Jakub enjoyed helping colleagues in promoting the cause of democracy, whether it was Miljenko Dereta and Dubravka Velat in Serbia, Smaranda Enache and Luminita Petrescu in Romania, or Vahid Gazi and Novella Jafarova-Applebaum in Azerbaijan.
For me, Jakub was a friend, a teacher, and a model of a true intellectual in the highest sense of the term. Devoted to his joint disciplines, he was also a man of worldly interests and wide knowledge who had an abiding commitment to use his intellectual skills in the rational pursuit of freedom and democracy. Until I met Jakub and Irena, my world had been rather closed. It always struck me how excited Jakub was about many disparate things and ideas, having a coherency of interests without being constrained (like many of my friends on the left) by an ideological straightjacket. I will always be grateful for having been introduced to Jakub’s encyclopedia of knowledge, his clarity of mind, and his steadfast friendship.
I, and all of us associated with the Committee in Support of Solidarity, IDEE, and the Centers for Pluralism, will miss him dearly.
Eric Chenoweth is co-Director of the Institute for Democracy in Eastern Europe.
Inne tematy w dziale Polityka