Przeczytałem materiały z teczki Lesiaka. Podobne wrażenie zrobiła na mnie tylko lektura pamiętnego tekstu „Przychodzi Rywin do Michnika”. Jestem wstrząśnięty. Zapewne byłem naiwny, ale wydawało mi się, że takie rzeczy są niemożliwe.
UOP z czasów rządu Hanny Suchockiej działał jak Służba Bezpieczeństwa w PRL. To była normalna inwigilacja i operacyjne rozpracowywanie działaczy politycznych. Tej sprawy nie można zostawić. Wszystko musi zostać wyjaśnione i ujawnione. Niestety także i to, którzy politycy mieli wiedzę i akceptowali działania UOP.
Jeszcze bardziej wstrząsnęły mną słowa Lecha Wałęsy, który powiedział, że „może popełniono jakieś błędy, ale to nie była złośliwość, nie inwigilacja złośliwa, tylko próba dowiedzenia się, co się właściwie dzieje". Jaka próba dowiedzenia się?
Przecież z materiałów jasno wynika, że agenci mieli zbierać materiał na Kaczyńskiego. Mieli badać, czy jest homoseksualistą, dlaczego się nie ożenił i gromadzić na niego haki. Jak były prezydent, człowiek, który walczył o wolność, może wygadywać takie rzeczy?
Niezależnie od oceny politycznej działalności Olszewskiego, Parysa, czy Szeremietiewa, nie można nie powiedzieć, że inwigilacja prawicy była faktem i że jest to gigantyczny skandal. Mój osobisty stosunek do tych polityków jest bardzo krytyczny, ale to nie zmienia oceny tego, co robił UOP.
Dlatego dziwię się, że Lech Wałęsa, czy politycy obecnej opozycji nie wypowiadają się w tej sprawie jednoznacznie. Ta sprawa jest jednoznaczna. To niedopuszczalne łamanie zasad demokracji.
Z drugiej strony nie podoba mi się, że Jarosław Kaczyński oskarża Jana Rokitę, bo na razie nic nie wskazuje na jego udział w tym procederze. Mogę rozumieć emocje premiera, ale szef rządu powinien mówić tylko o faktach, a nie o domysłach. To krok za daleko. Co nie znaczy, że nie należy wyjaśnić, czy Lech Wałęsa, ludzie z jego otoczenia, szef MSW, ówczesna pani premier i inni ministrowie mogli wiedzieć o tym, co robi UOP.
Sprawa karnej, ale także politycznej odpowiedzialności za tę smutną historię powinna zostać doprowadzona do końca.
