Słychać opinie, że Janusz Korwin Mikke, to najlepszy kabareciarz wśród polityków i najlepszy polityk wśród kabareciarzy. Ja z tego grona zdecydowanie wyżej cenię Jana Pietrzaka (byłego kandydata na prezydenta RP) oraz Janusza Rewińskiego, niegdyś parlamentarzystę (Polska Partia Przyjaciół Piwa).
Obserwując poczynania Mikkego można zadać pytanie, czy nie realizuje on sprytnie przygotowanego planu będącego w interesie Kremla? Dzisiaj putinowskiej Rosji zależy na możliwie najszerszym poparciu w Polsce jej poczynań wobec Ukrainy. Nikt ze znaczących w naszej obecnej polityce nie odważył się oficjalnie poprzeć aneksji Krymu. Nawet Palikot, którego partia postępuje tak, jakby była w Polsce prokremlowską „piątą kolumną”, oficjalnie potępiał rosyjską agresję i brał udział w obradach Rady Bezpieczeństwa Narodowego (choć niektórzy twierdzą, że tylko po to, żeby w Moskwie wiedzieli z pierwszej ręki kto i co podczas obrad powiedział). Jedyny ze znaczących politycznie przywódców - Mikke (sondaże dają mu aż 6% poparcia w zbliżających się wyborach) otwarcie opowiada się po stronie Putina i jednocześnie rzuca pomówienia na Arsenija Jaceniuka nazywając go niemieckim agentem.
Być może wzmocnienie pozycji Mikkego jest szczególnie dzisiaj korzystne dla Rosji i stąd zakulisowe działania, żeby przy pomocy przekupnych i niejednokrotnie skompromitowanych sondażowni przekonywać polskie społeczeństwo, że Nowa Prawica jest poważną siłą polityczną z ponadprogowym poparciem, na którą warto oddać głos. W interesie Kremla jest przede wszystkim maksymalne osłabienie PiS-u, partii, która dąży do ujawnienia prawdziwej roli Rosji w katastrofie smoleńskiej, która nie pozwoli traktować Polski protekcjonalnie, jak wasala na polu gospodarki, polityki (w tym historycznej) i w innych dziedzinach relacji międzypaństwowych. Bo właśnie bracia Kaczyńscy nie bacząc, że mogą nadepnąć na odcisk kremlowskiemu niedźwiedziowi byli motorem międzynarodowej akcji przeciwdziałającej aneksji Gruzji, co w Moskwie nie będzie im zapomniane nigdy. Mający mocarstwowe zapędy Putin chętnie widziałby u steru władzy w Polsce uległego Tuska i jemu podobnych, dawnych służących Kremlowi, czyli postkomunistów i oczywiście opłacanych przez siebie polskich renegatów, a nie partię Kaczyńskiego odwołującą się do patriotyzmu, polskiego interesu narodowego, wspierającą Kościół – siłę moralną, która nie pozwoliła za komuny rzucić na kolana polskiego społeczeństwa.
Janusz Korwin Mikke, barwna osobowość, człowiek błyskotliwy, który opanował demagogię w stopniu doskonałym jest groźny, bo może zmarnować znaczącą część elektoratu negatywnie nastawioną do karierowiczów Tuska, „prostytutek” z PSL (ci są w stanie rządzić z każdym, byle mieć trochę stanowisk dla swoich i pilnować partykularnych interesów w terenie) oraz do wszelkiej maści lewusów. Mikke może swoimi retorycznymi sztuczkami omamić tych z dobrymi intencjami, którzy mają przekonania prawicowe, ale jednocześnie zbyt mało roztropności, by nie poprzeć „fałszywego proroka”, którego głównym celem może być zaszkodzenie PiS-owi - jedynej sile politycznej zdolnej przeciwstawić się dzisiejszemu marazmowi i zaprzaństwu.
Naczelnym hasłem Mikkego jest - rozwalić Unię Europejską, bo wprowadza wiele absurdów i siedzą tam złodzieje. To prawda, że wiele regulacji unijnych jest sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem, lewicowa ofensywa próbuje narzucić nowy ład społeczny oparty na dewiacjach, odhumanizowaniu i zdziwaczeniu, co w normalnym człowieku wywołuje czasem uczucia odrazy, obrzydzenia, a już na pewno oburzenia, że grupy interesu, które dzięki określonym zapisom prawnym kradną na potęgę. Ale czy to oznacza, żeby starać się podłożyć bombę pod całą UE? Z rozpadu Unii bardzo ucieszyłby się Putin, który mógłby rozgrywać swoje partie szachów indywidualnie z każdym państwem ze znacznie korzystniejszej pozycji, czasem szczuć jednych na drugich, skonfliktować, poróżnić i na tym skorzystać.
Panie Januszu Korwinie, skoro polski parlament nie jest wolny od idiotycznych regulacji prawnych i znajdą się w nim karierowicze, złodzieje, łapówkarze, to analogicznie należy podłożyć bombę i wysadzić Polskę w powietrze?
Istnienie Unii Europejskiej jest faktem. Pozostawanie poza nią to przywilej, który mogą mieć państwa niezagrożone i najbogatsze, takie jak Szwajcaria czy Norwegia, ale dla Polski oznaczałoby izolację i pogłębianie dystansu cywilizacyjnego względem reszty Europy. Polską racją stanu jest takie zmienianie Unii od środka, mobilizowanie innych państw, żeby uniemożliwić dominację największych – Niemiec i Francji, żeby zabezpieczyć interesy polityczne, ekonomiczne i społeczne Polaków. Idea związku solidarnych, suwerennych, niezależnych państw – tak, jedno superpaństwo – zdecydowanie nie. Zwalczanie Unii Europejskiej, to dzisiaj partyzantka bolszewicka działająca faktycznie w interesie Kremla nawet jeśli dla kamuflażu stroi się w konserwatywne piórka i nazywa się Nową Prawicą.
Inne tematy w dziale Polityka