Jacek Łęski Jacek Łęski
3417
BLOG

Rządowa zadyma w Stoczni Gdańsk

Jacek Łęski Jacek Łęski Polityka Obserwuj notkę 33

Pytają mnie ludzie o co chodzi ze stocznią Gdańsk. Rzecz jest niby publiczna, ale o co chodzi z gazet się nie dowiecie. Dlaczego? Ano dlatego, że rządowa agencja rpozpowszechnia na ten temat zmanipulowane i nieprawdziwe informacje, a dziennikarze łykają to jak gęś kluski. A rzeczy mają się następująco:

 1. Stocznia Gdańsk nie chce żadnych rządowych dotacji, publicznej pomocy czy "dosypywania pieniędzy" podatników. Nawet gdyby chciała to dostać by nie mogła. Ale nie chce. Dlatego deklaracje wysokich urzędników, że pieniędzy nie dadzą są najlepszym dowodem na to, że albo wiedzą o co chodzi, albo świadomie manipulują opinią publiczną.  Bo przecież jak się publicznie zapyta „czy dosypać" do stoczni, to jasne, że odpowiedź będzie negatywna.

2. Ukraiński właściciel Stoczni Gdańsk chce natomiast, by odblokowano mu możliwość samodzielnego zasilenia stoczni w pieniądze na sensownych zasadach. Bez zgody Agencji Rozwoju Przemysłu nie może sam tego zrobić. 

3. Dotychczas Siergiej Taruta od roku 2007 włożył w Stocznię ok. 450 milionów PLN, w tym samym czasie pomoc publiczna jaką dostała Stocznia to wartość oprocentowania pożyczki, jaką Stoczni udzielił ARP. To Siergiej Taruta "dosypuje" pieniędzy do Stoczni, a nie Skarb Państwa.

3. Zasady dofinansowania stoczni jakie zaproponował ukraiński inwestor są z grubsza takie: prywatny inwestor wkłada do Stoczni gotówką 80M PLN, pozostałe pieniądze (100M) mają być pozyskane przez sprzedaż gruntów stoczniowych (niepotrzebnych już stoczni) lub poprzez sprzedaż głównej hali stoczni i jej leasing na rzecz stoczni. To ostatnie rozwiązanie zaproponowała Agencja Rozwoju Przemysłu, po czy zaczęła je sabotować.

4. Ostatnia propozycja na pozyskanie brakujących  100 milionów była pomysłem Ukraińców: prywatny inwestor kupi halę produkcyjną i leasinguje ją na rzecz stoczni. Jedyne czego trzeba od ARP to zdjęcie zabezpieczeń (hipotek) z hali, i przeniesienie ich na grunty. W tym wariancie nie trzeba ani grosza od ARP. To rozwiązanie też zostało odrzucone. ARP twierdzi, że zdjęcie zabezpieczeń z Hakli k1 to zbyt duże ryzyko. Prawda jest taka, że znacznie większe jest ryzyko strat dla ARP jeśli Stocznia upadnie. W stoczni Crist, w podobnej sytuacji,  ARP bez problemów zrezygnowała z zabezpieczenia pożyczki w wysokości 150 milionów.

5. ARP ma wprawdzie tylko 25%, ale ma możliwość narzucenia Stoczni warunków funkcjonowania. Bez ARP ukraiński akcjonariusz nie może w zasadzie nic poważnego ze stocznią zrobić. Stocznia musi poza tym realizować plan restrukturyzacji jaki zatwierdziła Komisja Europejska. ARP ma dostęp do wszystkich danych finansowych, planów biznesowych i danych dotyczących kontraktów.

6. ARP w 2009 roku postawiła Stoczni takie wymagania, że realizując je zakład nie mógł przynosić zysków. Zwłaszcza w czasach najcięższego kryzysu w branży. ARP nakazała Stoczni utrzymywać 1900 osób zatrudnionych na etatach i przerabiać na statki 22 tysiące ton blachy, niezależnie od okoliczności. Żadna inna stocznia nie miała i nie ma takich zobowiązań. To one sprawiły, że stocznia musiała przynosić straty w latach 2010 - 2012.

7. Agencja rozwoju Przemysłu jest akcjonariuszem Stoczni Gdańsk i jednocześnie ma swoje własne stocznie, które obficie zasila publicznymi pieniędzmi. Stocznie te realizują wszystkie elementy planu biznesowego Stoczni Gdańsk tyle, że z półtorarocznym opóźnieniem. Klienci Stoczni Gdańsk otrzymują propozycje, by przenosić produkcję do innych stoczni ARP. Jednocześnie z tajemniczych źródeł „zbliżonych do ARP” media dostają przecieki o tym, że Stocznia upada.

 

8. Jeśli Stocznia upadnie, to Ukraińcy tracą wszystko, a ARP zabiera Halę K1 i spokojnie dołącza ją do swojego holdingu. Mówiąc inaczej: Ukraińcy mają determinację, by bronić zakładu przed bankructwem, bo tracą wszystko, a ARP wręcz przeciwnie – bankructwo, choć kosztowne, jest jej na rękę.

No i tak to wygląda. Ukraińcy mówią - pozwólcie nam ratować stocznię, na co minister odpowiada, "nie będziemy dosypywać pieniędzy". Czyli albo nie ma pojęcia o czym mówi, albo celowo chce zakład położyć. W sumie nie wiadomo co gorsze.

Dla porządku: jestem rzecznikiem prasowym ukraińskiego inwestora w Stoczni Gdańsk, czyli Gdańsk Shipyard Group. Dopisuję, bo niektórzy nie wiedzieli i żalą się, że z tego powodu namieszałem im w głowach. Pracuję z Ukraińcami od 2003 roku i byłem przekonany, że jest to rzecz dość znana, zwłaszcza tym, których temat Stoczni Gdańsk interesuje.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka