Nawet pobieżna lektura ujawnianych przez Wikileaks dokumentów wystarczy do oceny rzetelności przygotowujących je dyplomatów i oficerów. W dostarczamych decydentom informacjach może uderzać ich bezpośredniość. Przede wszystkim oddają one prawdziwy obraz świata "bez pudru", przedstawiany przez pryzmat amerykańskiej racji stanu.
Mimo, iż w Rzeczpospolitej system ochrony informacji niejawnych przypomina raczej przytwarte wrota do stodoły niż profesjonalnie chroniony sejf, tajemnice państwowe dotyczące spraw międzynarodowych nie wychodzą często na światło dzienne. Inną sprawą są odpalane zależnie od partyjnego czy "układowego" interesu przecieki z prokuratury i komisj sejmowych. Ostatnimi czasy opinia publiczna poznała jeden obszerny dokument o klauzuli ściśle tajne przygotowany przez polskie służby. Mam namyśli raport ABW o ostrzelaniu kolumny ŚP Lecha Kaczyńskiego w Gruzji 23 listopada 2008 r. Podpisany przez szefa ABW Krzysztofa Bondaryka raport skierowany został do 16 najważniejszych osób w państwie. Konkluzją dokumentu jest zdanie: "najbardziej prawdopodobne jest, że sytuacja mogła być wykreowana przez stronę gruzińską". Wniosek daleko odbiegający od prawdy.
Tajny dokument przeciekł do mediów. Dziennikarze zaś ustalili, iż został on przygotowany na podstawie... rosyjskiej prasy! Swoje dopowiedzieli za pewne funkcjonariusze SWZ Rosji czy FSB. Kompromitacja całkowita. Wnioski: podejrzany o ujawnienie Tajnego Dokumentu P. Kownacki usłyszał zarzuty. Autor raportu "pisanego rosyjskim długopisem" wciąż jest szefem ABW. Czy wprowadzanie w błąd najważniejszych osób w państwie nie powinno być karalne? Nie w III RP. Fakt, iż takie dokument kształtują opinie i wpływają na decyzje polskiego rządu i innych decydentów wyjaśnia wiele posunięć w polskiej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa.
Inne tematy w dziale Polityka