W kwietniu 1929 roku zaprzysiężony został rząd Kazimierza Świtalskiego. Mimo, że wotum nieufności otrzymał już w grudniu w świadomości potocznej pozostał jako pierwszy z tzw. „rządów pułkowników”. Nazwę swą zawdzięczał faktowi, że w jego składzie niemal połowę stanowili wyżsi oficerowie. Podobnego miana doczekały się również kolejne rządy pomajowe.
Liczni publicyści lubują się w porównaniach obecnej sytuacji politycznej do tej z czasów II RP. Szczególnym wzięciem cieszy się temat zamachu majowego i analogii z działaniami braci Kaczyńskich. Swego czasu takie tezy wygłaszał na różnych łamach Tomasz Nałęcz, co dziwi zważywszy, iż jest on profesorem historii.
Inni uporczywie szukają się znaleźć współczesnego Walerego Sławka. Któż już nie miał nim być – Marek Jurek, Kazimierz Marcinkiewicz, Ludwik Dorn. Cóż, jeśli chodzi o Sławków to III RP wyrobiła jak widać co najmniej 300% normy.
Ale wracając do meritum. Mimo, że większość analogii sytuacji obecnej do tej z przed 70 lat jest głęboko uproszczona to można pokusić się o „nawiązanie językowe”.
Podobnie jak wtedy również dziś mamy do czynienia z rządem, tyle, że nie „pułkowników”, a „półkowników”. Premier Kaczyński powołał na ministerstwa i kluczowe stanowiska w państwie ludzi zaufanych, którzy będą wykonywać jego polecenia. Określenie „półkowniki” wydaje się o tyle uzasadnione, gdyż ludzie Ci w czasach (umownie ujmując) III RP znajdowanie się daleko poza głównym nurtem polskiej polityki. Nawet, jeśli mieli jakąś wartość to wcześniejszy establishment trzymał ich z dala, niczym cenzura osławione produkcje filmowe na półkach w magazynie. Swój awans na najwyższe stanowiska nie zawdzięczają mozolnemu wspinaniu się po szczeblach kariery (co i tak w Polsce nie miało miejsca i przedtem), ale właśnie zauważeniu przez obecnego premiera. Nie wiem, czy prezes PiS czerpał tę lekcję wprost z dzieł Machiavellego, ale umiejętność zyskiwania oddania i lojalności przyswoił znakomicie.
Nie chcę być również źle zrozumiany jakobym przypuszczał frontalny atak na obecny rząd. W gruncie rzeczy uważam moją analizę za pozytywną dla premiera, gdyż pokazuje pewną celowość i konsekwencję. Konsekwentne budowanie hierarchicznej, scentralizowanej struktury. Oczywiście z koncepcją tą można polemizować (sam jestem gotów to zrobić, jako zwolennik decentralizacji).
Czy „rząd półkowników” w obecnej formie przetrwa konfrontacje z rzeczywistymi problemami jakie przed nimi staną? Ujednolicenie (czy raczej petryfikacja) otoczenia premiera może być zaletą, choć niektóre półkowniki obrosły już w magazynie grubą warstwą kurzu tracąc niemalże kontakt z rzeczywistością.
Studiuję. O ile czas, a przede wszystkim chęci mi pozwalają to piszę.
"Ciężko się żyje o suchym chlebie, za to nikt grobów nam nie rozgrzebie..."
"Lecz większość śpi nadal, przez sen się uśmiecha, a kto się zbudził nie wierzy w przebudzenie..."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka