Vitus Vitus
427
BLOG

Polska Now, czy woN Polsko

Vitus Vitus Rozmaitości Obserwuj notkę 7

 

Skojarzenia mają to do siebie, że przychodzą nieproszone i precyzyjnie, jak pająk snujący leppką nić, oplatają umysł nic nie podejrzewającej ofiary. Cicho, za kulisami sensacyjnych wydarzeń, bez żadnych fajerwerków powstaje niewidoczna dla gołego oka pajęczyna ubezwłasnowolniająca umysły... często całego narodu.
 
Tak się zdarzyło, że kilka dni temu oglądałem transmisję meczu tenisowego - z Stambułu -  Radwańskiej z doznającej ciągłego orgazmu Szarapową – przegranego przez Polkę na własne życzenie. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że w przerwie wpadłem na Salon24 i trafiłem na blog Pantryjoty (skrzypek w spiżarni), który stworzył sitcom blogowy, w którym sposób dość dosadny krytkuje pisarstwo Toyaha i Corrylusa, łaskawie stawiając im za wzór wybitną twórczości pisarza Szczygły, który wzrastał pod opiekuńczymi skrzydłami Hanny Krall w „Gazecie Wyborczej”. Publikacje dotyczące tradycji narodowych, poruszające zapomnianie wątki polskiej historii zostały sprowadzone do rangi grafomanii, a piedestał wypucowano dla wybitnego reportera - reinkarnacji Gombrowicza, którego proza przesiąknięta była skłonnościami pederastycznymi, czyli czysta literatura kryptogejowska. No i skojarzyło mi się...
 
Tuż po Igrzyskach Olimpjskich w Londynie, wpadł mi w ręce egzemplarz „Polska Now” – jednorazowy projekt Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena (centrala w Krakowie), którego prezesem jest Elżbieta Penderecka – magazyn rozprowadzany w Londynie podczas Olimpiady w celu reklamy polskich osiągnięć kulturalnych. Na okładce „ambasadorka” polskiej kultury... tenisistka Radwańska (rodem z Krakowa), następnie artykuł o Pendereckim, co jest OK i zrozumiałe, bez przyczepiania się o muzyczne gusta, a dalej to same „diamenty”, które podważyły niemal w stu procentach moją wiedzę o Polsce, co początkowo złożyłem na karb przedłużonej emigracji wycieczkowej... Miałem o tym popełnić notkę, ale że zajęty byłem przeprowadzką i takimi innymi prywatnymi nałogami, to odłożyłem sprawę do szuflady (wstyd mi teraz), gdzie leżałaby tak do usranej śmierci, gdyby nie te – tym razem bez manipulacji – skojarzenia plus dyskusja, która rozgorzała na salonie na temat (nomen omen) polskiego barbarzyństwa.
 
Za chwilę powrócę do magazynu, ale wpierw o przypisywanej Polakom domniemanej dzikości, co jest kolejnym dowodem na systematyczne urabianie polskiej mordy, wyraźnie na dość zaawansowanym etapie skoro sami Polacy zaczynają nad tym pochylać głowy i na serio analizować przyczyny... Nieistotne wydaje się być, że opinia oparta jest na brukowych wydarzeniach, które na kopy można znaleźć w kronikach policyjnych np. USA (tam nikomu nie przyszłoby do głowy, by na ich podstawie tworzyć obraz społeczeństwa), a u nas – dzięki głupototwórczym mediom – urastają do miana ważnego czynnika w ocenie mentalności polskiego społeczeństwa. Idąc dalej tym tropem, nie powinno dziwić, że „zbrodnia w Jedwabne”, „błąd Powstania Warszawskiego”, „polskie obozy zagłady”, wałkowane do bólu historie w stylu Madzi czy zwyrodniałych złodziei samochodów pogrzebowych powracają jak bumerang, by na stałe zaistnieć w szerszej świadomości, jako polska normalka, a równocześnie wytworzyć w Polakach poczucie niższości, wstydu i winy. Stąd krótka droga do przyznania racji tym lepszym, mądrzejszym, z poczuciem estetyki i zasad moralnych, ucywilizowanym, otwartym na świat. Stąd krótka droga do uznania siebie – nawet sarkastycznie – za mohera, ciemnogród, obciach, barbarzyńcę i oddanie pola w sferach tak ważnych, jak patriotyzm, wiara czy kultura narodowa. Na koniec pozostaną nam jedynie igrzyska, suchy chleb dla konia i kibolowanie...
 
Postępująca deprecjacja polskiej kultury jest smutnym faktem. Zdrojewski – spawacz z zawodu – ministrem kultury i sztuki, to aż nadto wymowny przykład, podobnie, jak lansowana na siłę Maria Peszek, której chwytliwe liryki negujące tradycję, wzywające do buntu przeciw wspólnocie i wierze, są dowodem na modelowanie polskiej młodzieży na wzór bezideowego, zliberalizowanego ateisty składającego hołd własnej głupocie i technicznym gadżetom.Więc, jak to możliwe, że polska kultura odnosi takie sukcesy na arenie międzynarodowej, a polscy artyści stają się zdobywcami prestiżowych nagród. Przykładem wspomniany wcześniej pisarz mlodego pokolenia, podopieczny Hanny Krall – Mariusz Szczygieł, który specjalizuje się w historyjkach o homoseksualistach i sprowadzaniu Czechów, a przy okazji Polaków, do poziomu gruntu, wytykając im wady, burząc popularne mity i pytając Boga, gdzie jest kibel...
 
Tu powracam do wspomnianego wcześniej magazynu – Polska NOW. Po imprezie sportowej medale wędrują do szuflad, bohaterowie powracają do szarej codzienności, by umrzeć w zapomnieniu, a historie zmagań znajdują miejsce w statystykach. Jedynie systematycznie powtarzane przesłanie nie podziela ich losu, lepiej - ciągle podlegając obróbce, udoskonaleniu i interpretacji zgodnej z zamierzeniami jej autorów, nabiera siły i mocy, a na koniec prawdy objawionej. Zmagania na arenach wzbudzają emocje, choć niewiele pozostaje w pamięci, ale to co trafiło do moich rąk przetrwa przez długie lata, jeśli nie pokolenia, bo jest symbolicznym, łatwym do sprzedania przekazem, mającym za zadanie utrwalić w świadomości odbiorcy skrzywiony wizerunek naszego kraju. Jest to jednocześnie symbol zmian zachodzących w polskiej kulturze, zmian, które nie przebiegają w zgodzie z narodowym dorobkiem i tradycją, choć za pełną aprobatą i pomocą polskiego rządu. „Polska Now” jest tego przykładem i dowodem.
 
Dyrektorem Artystycznym wydania był krakowski grafik, Witold Siemaszkiewicz – tak ten od plakatów Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie. Koszty druku pokryło polskie MSZ pod batutą Radosława Sikorskiego. Pierwsza Dama, Anna Komorowska objęła honorowy patronat nad koncertem w Cadogan Hall, gdzie odbył się Maraton chopinowski, na którym magazyn był rozchwytywany jak ciepłe bułeczki. Należy dodać, że na estradzie zaprezentowali się Paweł Wakarecy (ostatnio stworzył oprawę muzyczną do tekstów Janusza Korczaka pt. „Modlitwy ludzi, którzy się nie modlą”) i Marcin Koziak – ulubieniec Kazimierza. Jednak nie oni nadali właściwy ton publikacji, ale tekst Anny Dębowskiej - dziennikarki GW:
 
Nie możesz być zwyczajnie Polakiem, bez względu na płeć, w ten sam sposób jak Hiszpan, Francuz, Anglik, czy Włoch. Pierwszy wiersz, który polskie dziecko uczy się na pamięć jest:
 
Kto ty jesteś? Polak mały. Jaki znak twój? Orzeł biały.
 
Najpierw jesteś synem/ córką tej ziemi, a dopiero później idywidualnością z pragnieniami i marzeniami. Od urodzenia, Polak ma obowiązki wobec ojczyzny. Jeśli zajdzie taka potrzeba Polak da się zabić w jej obronie. Właśnie dlatego polski naukowiec Maria Janion porównała jej Ojczyznę do wampira.
 
Dalej jest nieco o muzyce, gdzie pojawia się nazwisko Lisieckiego – raptem pochodzenia polskiego, choć urodzonego w Kanadzie. Potem branża filmowa – pełny przekrój od kelnera po charakteryzatora, a wszystko sprowadza się do Hollywood i Holland... Tu ciekawostka: książki i filmy, plus muzyka rekomendowane są przez Antoniego Komasa-Łazarkiewicza – wnuka Henryka Hollanda, a siostrzeńca reżyserki. W literaturze wyłącznie przestarzały pedofil Gombrowicz i filosemita Tomasz Gross. No i polski teatr, w którym nic poza kruchtą, tak jak ani słowa o Kantorze czy Grocie. Tu głos zabiera specjalistka z „Polityki” – Aneta Kyzioł:
 
Lokalna tradycja w połączeniu z uniwersalnym, nowoczesnym językiem współczesnej sztuki jest trademarkiem polskiego teatru 21-ego wieku. Przez ponad dziesięć lat ten mezalians odgrywał decydujacą rolę w jego popularności w innych krajach. Ważne jest tu połączenie tradycji niemieckiego teatru politycznego z rosyjską psychiką sprzedawaną i upiększaną przez Stanisławskiego.
 
Mariusz Terliński (obrońca marychy i wielbiciel Kory) dodał że:
 
W przeszłości polski teatr był wyrazicielem walki pomiędzy dobrem i złem, przesiąkniętej polityką i historią. Teraz mamy etap post-nowoczesności, który pełen jest sztuczności i dekadencji. To jest teatr pełen zgiełku miasta, chaosu korupcji i upadku. Otwarcie na świat zmusiło do podjęcia tematów płci i homoseksualizmu, co stało sie problemem dla konserwatywnych, polskich katolików.Teatr zareagował (?) na publiczne zapotrzebowanie na debatę na temat rewizji rodzimej polityki, stosunków polsko-żydowskich oraz krytyki polskiego katolicyzmu.
 
Pojawiają się także nazwiska Grzegorza Jarzyny (ten od edynburskiej inscenizacji Macbetha) i Krzysztofa Warlikowskiego, uczniów Krystiana Lupy – uważanego za ojca nowoczesnego polskiego teatru i prekursora otwartej szafy dla homoseksualistów, wykładowcy w krakowskiej PWST – którzy o dziwo, również przejawiają skłonności seksualne ku własnej płci... Według coraz wyrazistej formuły, nie powinna budzić zdziwienia obecność Bożeny Keff – publicystki i badaczki literatury w Żydowskim Instytucie Historycznym im. Emanuela Ringelbluma, autorki sztuki: A Piece about a Mother and the Fatherland (wystawiona po smoleńskiej katastrofie), która jest gorzkim oratorium o Polsce, jako kraju cmentarnym, gdzie składanie hołdów zmarłym bohaterom trwa w nieskończoność.
 
Na koniec duet Monika Strzepka i Paweł Demirski, którzy podobnie jak Szczygieł specjalizują się w obalaniu mitów i stereotypów, szczególnie tych polskich. Czarnym charakterem w ich teatrze staje się wszystko to, co chce uchodzić za oczywiste, jedyne i niepodważalne, np. polska narodowa martyrologia. Im również nieobce są sprawy gejowskie poruszone w sztuce: Był sobie POLAK, POLAK, POLAK i diabeł  podobnie, jak problematyka żydowska, której idea zawarta jest w tych oto zdaniach:
 
Sądzimy mianowicie, że powojenna rzeczywistość europejska została zbudowana na ogromnej uldze, że Hitlerowi udało się wyeliminować Żydów z Europy, a więc tę wielką społeczność, która przeszkadzała nam w zbudowaniu europejskiego ładu, w zaprowadzeniu pokoju i demokracji.
 
Ja bym chciał móc pójśc także do Muzeum Hańby Polskiej, gdzie mógłbym sie wstydzic za tych, którzy nie zdali wtedy egzaminu z człowieczeństwa
 
Wyłania się z tego dość groteskowy obraz współczesnej kultury polskiej, gdzie niby dominuje kwestia rozliczenia się z niechlubną przeszłością i wyzwanie dla konserwatywnych katolików do akceptacji nowoczesnej, zliberalizowanej, kolorowej przyszłości, gdzie religia jest przeżytkiem a tradycja i historia zbędnym bagażem na drodze do prawdziwego wyzwolenia i wolności...
 
Kluczem do zrozumienia, z czym mamy do czynienia jest, zapewne zapomniane już – dzięki klasycznej polskiej amnezji - rozporządzenie Radosława Sikorskiego dla polskich placówek dyplomatycznych, nakazujące promocję książki „Piekło wyborów”... Ale i to umknęło, bo przecież sprawy bardziej istotne pochłaniają twórcze umysły, jak na ten przykład kolejna wyprawa Pana Samochodzika śladem seryjnego samobójcy...
Vitus
O mnie Vitus

Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości