Nie ulega wątpliwości, że Zbigniew Romaszewski był aktywnym działaczem opozycji, tak jak jest niepodważalnym faktem, że w 1968 roku przebywał na rocznym stażu naukowym w moskiewskim Instytucie Fizyki Akademii Nauk. Zresztą do Moskwy powrócił ponownie w 1979, już jako przedstawiciel KOR-u, gdzie spotkał się z Sacharowem. Dziwne to wtedy były czasy. Opozycjonista spotyka się z opozycjonistą za przyzwoleniem komunistów, których zwalczają... Mniejsza o drobnostki.
Od 1964 roku Zbigniew Romaszewski był pracownikiem Instytutu Fizyki PAN – zarabiał wtedy 5 tys. złotych miesięcznie. W czerwcu 1981 przeszedł na urlop bezpłatny i rozpoczął działalność zwiazkową. Jako członek prezydium zarządu Regiony Mazowsze NSZZ „S” otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 11 tys, aż do wprowadzenia stanu wojennego. Przez następne dwa lata był wyłączony (aresztowanie i więzienie) – w tym czasie wspomagali go koledzy. Już na wolności podjął gorzej płatną pracę w Instytucie Fizyki UJ - prawdopodobnie zarabiał niecałe 3 tysiące. Ostatecznie, w pierwszych 25 latach pracy „zawodowej” zarobił łącznie blisko 1.25 miliona złotych, czyli średnio coś ponad 4 tys. miesięcznie.
Od 1989 do 2011 roku, już jako senator , marszałek i przewodniczący komisji zgarniał około 16 tysięcy na miesiąc. Rzecz jasna była to tylko pensja podstawowa, bowiem każdy parlamentarzysta ma prawo do bezpłatnego przejazdu publicznymi środkami lokomocji i darmowych lotów na krajowych liniach lotniczych, przejazdów samochodem oraz bezpłatnego telefonu komórkowego (ulgi wysokości 60 tysiaków rocznie). Co miesiąc otrzymywał także 11 tysięcy złotych na utrzymanie biura poselskiego - kwota wolna od podatku, a że żona prowadziła mu biuro, to zrozumiałe, że duża część tej kwoty wspomagała rodzinę... Po utracie mandatu, na otarcie łez uzyskał odprawę w wysokości 30 tysięcy i stanowisko w Trybunale Stanu...
Dzięki posadzie senatora, w przeciągu 22 lat Zbigniew Romaszewski zainkasował od państwa polskiego blisko 8.5 miliona złotych. W ostatnim roku (2011) zgarnął blisko 415 tysięcy. Średnia w tych latach to blisko 32 tysięcy miesięcznie, czyli 8 razy więcej od czasów walczącego opozycjonisty... W tym kontekście, 240 tysięcy przyznane jako zadośćuczynienie - odszkodowanie za dwa lata więzienia, to ochłap i policzek wymierzony... byłym działaczom opozycji. Wiadomo, że ich oprawcom powodzi się w nowym państwie lepiej niż za bronionej przez nich komuny. Najlepszym rozwiązaniem byłoby odjęcie tej sumy od ich następnej emerytury. Ale do rzeczy. Wygląda na to, że życie opozycjonisty było mało intratne, ale dzięki poznanym towarzyszom i wygranej walce o nową ojczyznę, ta nowa ojczyzna szczodrze go wynagrodziła i jeszcze dodała napiwek. Szkoda, że ten sam los nie przypadł w udziale pozostałym członkom 10-cio milionowej Solidarności....
Mimo tego małego zgrzytu, uważam, że nikt nie ma prawa rozliczać Zbigniewa Romaszewskiego z jego działalności opozycyjnej – ćwiartka melona należy mu się, jak psu buda, rzecz jasna jeśli zapomnieć o drobnostkach, co nie oznacza to, że taką samą miarkę należy przykładać do jego działalności parlamentarnej. Wyborcy już to ocenili: Zbigniew Romaszewski, wielka legenda KOR, oraz Solidarności, przegral w walce o kolejny mandat senatorski z Markiem Borowskim z SLD – synem zagorzałego komunisty i medialnego stalinowca. Widocznie wyborcy uznali, że poza życiorysem pan Zbigniew nic do Senatu nie wnosi, albo koledzy– Adam Michnik, Marek Edelman i Krzysztof Piesiewicz, utracili do niego wiarę...
Jeśli taka jest prawda i złota hossa dobiegła końca, to faktycznie 240 tysięcy jako dodatek do 4-tysięcznej emerytury wydaje się być kołem ratunkowym na utrzymanie dotychczasowego poziomu życia... przynajmniej przez rok - ciekawe, kto rzucił? A potem kto wie – może TS ruszy do roboty i wpłyną sędziowskie diety.
Tak to widzę... choć ciemno.
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości