Wielu dziennikarzy obwinia prezydenta Komorowskiego o to, że w wywiadzie dla GW powiedział, iż krzyż z placu przed pałacem prezydenckim powinien zostać usunięty. Ta wypowiedź miała rzekomo spowodować wszystkie następne wydarzenia na tym placu.
Tymczasem prez. Komorowski powiedział słusznie to, co powiedział: krzyż z tego placu trzeba zabrać.
To nie on jest winien temu, iż grupa cynicznych graczy z PiS, w tym Jarosław Kaczyński, postanowiła zrobić z tego problem.
Pan Lech Kaczyńśki został po śmierci uhonorowany tak, jak na to z pewnością swoim życiem nie zasłużył - spoczął na Wawelu. Wielu o wiele bardziej zasłużonych dla Polski obywateli (chociażby kard. Wyszyński) nie dostąpiło tego zaszczytu.
Rodzinie Kaczyńskich wyraźnie jest za mało tych splendorów i domagają się pomnika Lecha Kaczyńskiego w centrum stolicy. Oczywiście na koszt podatnika, bo jakżeby inaczej.
Nikomu nie przychodzi na myśl, że jeżeli ktoś chce uhonorować zmarłego, to powinien powołać komitet, który zajmie się zbiórką pieniędzy oraz zamówieniem, a następnie budową pomnika.
Podobnie jest z pozostałymi ofiarami tej tragedii. Dlaczego za pieniądze podatnika mają być oni upamiętniani? Z jakiej racji obecny prezydent RP miałby w tym celu sięgać do kieszeni podatników? Czy zmarli tragicznie w katastrofie lotniczej są w czymś lepsi od zmarłych tragicznie żołnierzy, policjantów i strażaków na służbie? Kogo z nich upamiętniono?
Zwolennicy pomnika Kaczyńskiego oraz upamiętnienia pozostałych ofiar katastrofy, powinni sami to wszystko zroganizować - powołać komitet, przeprowadzić zbiórkę pieniędzy wśród obywateli, ogłosić konkurs na formę i sposób godnego upamiętnienia, znaleźć i kupić teren na ten cel oraz zrealizować projekt.
Nie ma żadnego racjonalnego powodu, aby państwo miało to robić za pieniądze podatników.
PS. Jak widać, rodzice Przemysława Gosiewskiego uprzedzili moją propozycję, innym proponuję uczynić podobnie
