Rodzą się pytania:
Dlaczego Niemcy i zburzenie muru berlińskiego, a nie polska „Solidarność” symbolizują dziś rozbicie komunizmu ?
Dlaczego nie potrafiliśmy przekazać światu naszej w tym roli?
Dlaczego Polacy urodzeni w latach 80-ych też tej roli nie czują, nie znają?
Dlaczego przeszłość ojców i dziadków częściej budzi zniechęcenie niż dumę?
Dlaczego poznają ją tylko prostymi schematami; przez filmy Barei i teczki personalne SB?
A przecież wybijanie się Polaków na Niepodległość po Jałcie miało dramaturgię indywidualnych wyborów, anonimowych ofiar , spontanicznych protestów, dobrze zorganizowanego podziemia rozbijającego monopol informacji, wreszcie wielomilionowego ruchu „Solidarność”, który ostatni akt swego istnienia zaznaczył wynikami wyborów 4 czerwca 1989.
Nie znaleźliśmy języka do opowiadania o tej złożonej, fascynującej historii. Nie powstała wielka literatura, poza filmami Andrzeja Wajdy, żaden artystyczny przekaz nie przedostał się w krwioobieg społecznej świadomości. Wkrótce nie było takiej potrzeby, nawet nie wypadało wspominać realiów walki z komuną, bo „wybrano przyszłość”, zmianę systemu. Zatem dokonała się w Polsce bezkrwawa rewolucja zapoczątkowana „okrągłym stolem”, gdzie ułożyły się ofiary z katami, co jedni traktowali jako zwycięstwo, drudzy jako zdradę, zwłaszcza, że lojalność „ofiar” w stosunku do zawartego porozumienia nieracjonalnie przedłużała się. Ten zamazywany w początkach lat 90-ych konflikt rozkwita dziś z siłą i w jakiś sposób organizuje nam życie polityczne.
Uczestnicy tamtych zdarzeń już nie potrafią szczerze i osobiście mówić o swoich przeżyciach. Nawet nie maja potrzeby, Uformowały się dwa kody. Pomnikowo – bohaterski i zdradziecko – agenturalny. Kody ocenne - instrumenty walki politycznej.
3 XII. 08 po wniosku o zdjęcie Komorowskiego z funkcji marszałka, Jarosław Kaczyński w swoim wystąpieniu sięgnął do realiów przeszłości marszałka Niesiołowskiego. Zrobił aluzję do protokołu przesłuchania z 1970 roku członka „Ruchu”, który po raz pierwszy aresztowany, szczerze odpowiadał na pytania ubeka. Wtedy, to nie było nic nadzwyczajnego. Pamiętam kolegę z procesu „Radia Solidarność”, który podobnie zachował się 12 lat później. „W końcu jestem mężczyzną – mówił komuś na widzeniu – mam odwagę przyznać się do tego, co robiłem”. To była racjonalizacja swojej bezradności a nie zdrada. Niesiołowski jest dziś szkodnikiem w polskim parlamencie, ale ahistoryczne posługiwanie się zdaniami, jakie wypowiedział 37 lat temu w czasie przesłuchania, by w niego uderzyć dziś, uważam za niegodny chwyt polityka. Nie bronię Niesiołowskiego – środowisko „Ruchu” dawno mu wybaczyło. Piszę, bo takim instrumentalnym używaniem realiów przeszłości, JarKacz pogłębia niewiedzę o tamtych czasach.
Czy nie tu należy szukać odpowiedzi na zawarte na początku pytania?