Jan Kalemba Jan Kalemba
474
BLOG

Gronkowiec w Warszawie

Jan Kalemba Jan Kalemba Polityka Obserwuj notkę 10

 

Tą zarazą objęta jest właściwie cała Polska. To zakażenie powoduje, że nasza ojczyzna – przez komunę przerobiona na oborę – nie może powrócić do stanu na miarę ludzką. Często odnoszę wrażenie, że jest nawet obracana w chlew, czyli miejsce – używając orwellowskiej poetyki – które lubią świnie. A zaczęło się to od tego pierwszego miliona, który trzeba ukraść – to jest knajackiego sposobu rozumienia liberalizmu.
 
Tu i teraz zajmę się jednak tylko swoim miastem rodzinnym, Warszawą. Nie będę jej przyrównywał do Londynu czy Paryża, ale porównam z Miluzą (Mulhouse) w Alzacji, czyli taką francuską Zieloną Górą, bo też leżącą na ziemiach odzyskanych od Niemiec.
 
Otóż tę daną Miluzę odwiedziłem na przełomie lat 1989/90. Pod tamtejszą starówką – trochę mniejszą od warszawskiej – znajdował się wielokondygnacyjny parking podziemny. W centralnej części miasta, przy każdym domu towarowym, jak i przy każdym innym obiekcie publicznym, usytuowany był też wielopoziomowy parking – albo podziemny, albo w sąsiednim budynku na wszystkich kondygnacjach.
 
Przy wjeździe na parking przyciskało się guzik i wyświetlała się liczba wolnych miejsc oraz wyskakiwał bilecik, którego trzeba było zachować. Przy wyjeździe ów bilecik wsuwało się do czytnika i wyświetlała się kwota do zapłaty. Płacić można było kartą lub bilonem, a w takim przypadku automat wydawał reszty. Za 1 godz. płaciło się poniżej 5 FRF (nie pamiętam dokładnie), a minimum socjalne wynosiło tam wtedy 4.800 FRF.
 
Na jezdniach i chodnikach parkowanie było zakazane, ale nikt nic nie kombinował, bo z miejscem do postawienia auta nie było żadnych problemów. Tym sposobem po ulicach centrum Miluzy samochody tylko jeździły i to bez większych kłopotów. Nadmienię, że w tym stutysięcznym mieście każda rodzina miała wtedy z reguły 2 samochody, dotyczy to również emigrantów z Polski, którzy mieszkali tam zaledwie od kilku lat.
 
W Miluzie byłem wtedy zimą i śnieg tam też wówczas padał. Nie leżał jednak zbyt długo na jezdniach i trotuarach, bo go natychmiast uprzątano i gdzieś wywożono. Nie stosowano tam tego wynalazku z komedii Stanisława Barei – Po co śnieg uprzątać i wywozić? Siły przyrody wiosną to załatwią! A patrzcie jacy ci Francuzi z Miluzy są nienowocześni – monsieur Jean-Marie Bockel jest tam nieprzerwanie burmistrzem od owego roku 1989 do dzisiaj...
 
Może błędem Prawa i Sprawiedliwości było przerwanie Lechowi Kaczyńskiemu kadencji prezydenta Warszawy w połowie? Co prawda nie miał szczęścia do podległego personelu, ale właśnie szczebel kancelarii prezydenta był z pewnością przekroczeniem kompetencji jego otoczenia. Muzealnicy w Warszawie może dawali sobie radę. W kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej nie sprostali obowiązkom. Lekkomyślnie ufając rządowym służbom, dopuścili do lądowania samolotu z prezydentem na pokładzie na rozszabrowanym rosyjskim lotnisku wojskowym, zamkniętym w 2009 r. Moralnie odpowiadają za tę katastrofę!
 
W tym roku był taki jeden kandydat na prezydenta Warszawy, warszawiak, architekt i urbanista. On miał ambicje podciągnąć nasze rodzinne miasto, chociażby na miarę tej francuskiej Zielonej Góry z ich ziem odzyskanych. Przepadł w wyborach. Ale czy przeciw niemu głosowali warszawiacy? Przypuszczam, że wątpię – jak powiadał piewca Warszawy Wiech. Przekonany jestem, że głosowali tak warszawianie, czyli warszawiacy flancowani – jak ich nazwał Walery Wątróbka.
Jan Kalemba
O mnie Jan Kalemba

NARÓD TO CI KTÓRZY BYLI, SĄ I BĘDĄ

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka