W ubiegłym roku na 600-lecie bitwy była kompromitacja. Oczywiście nie
organizatorów plenerowych uroczystości z widowiskiem rekonstrukcji bitwy włącznie, ale władz państwowych, które powinny wesprzeć inicjatywę zapaleńców upamiętniających prywatnym sumptem chwałę oręża polskiego.
Z okazji takiej okrągłej rocznicy można się było spodziewać licznej frekwencji widzów, bowiem już w latach poprzednich na pola grunwaldzkie potrafiło przyjeżdżać ok. 100 tys. osób. 15 lipca 2010 r. pod Grunwald usiłowało dotrzeć – jak oszacowano – ok. 200 tys. ludzi, ale połowa z nich nie dotarła na miejsce i spędziła upojny dzień w autokarach i samochodach osobowych zablokowanych w korkach na okolicznych drogach...
Nie lubiącym „nieudaczników” przypominam, że do zmiany organizacji ruchu – np. wprowadzenie okresowego ruchu jednokierunkowego – ustawiania znaków drogowych i regulacji ruchu na drogach publicznych upoważnione są tylko organy państwowe, a w roku 2010 pod Grunwaldem tego wszystkiego zabrakło...
A propos Grunwaldu przypomniała mi się pani Julia Pitera, która onegdaj w jakiejś telewizyjnej pyskówce próbowała kąśliwie usadzić Ryszarda Czarneckiego – „Wy to byście premierowi Tuskowie szukali przodków nawet pod Grunwaldem!” – europoseł PiS odparował – „Pod Grunwaldem, to chyba tylko w taborach?”
Panią minister tak oburzyła ta „obraza majestatu”, że zerwawszy się z hukiem z krzesła poczęła wydalać się ze studia. Posiłkując się zapewne dogłębną wiedzą i wysoką inteligencją domniemywała chyba, iż dzisiejsza funkcja premiera ma taką moc nobilitującą, że rozciąga się aż na wiele pokoleń wstecz i stąd hańbą jest sugestia o plebejskości przodków pana Tuska. Może uważała, że przodek tak znamienitej osobistości mógł być tylko w najbliższym otoczeniu wodza. Nie zdradziła tylko – Urlicha von Jungingena czy Władysława Jagiełły...
Inne tematy w dziale Polityka