Właściwie można powiedzieć, że istnieją teraz jakby dwie Polski. Tak nieprzemakalni jesteśmy na argumenty konkurencyjnej części areny politycznej, że wręcz niemożliwe wydają się jakiekolwiek kompromisy. Mówię nie tylko o dwóch najsilniejszych partiach PO i PiS, ale też o ich elektoratach. Antagonizmy, choć przypominają na ogół nieprzejednaną awanturę w stylu Golono, strzyżono, wybuchają łacno pomiędzy posłami, gospodarzami pałaców, komentatorami forów internetowych, a także uczestnikami różnych imprez towarzyskich. I tak utrwalają się obok siebie dwa światy, coraz bardziej nieprzenikalne.
Polska staroświecka, niemodna, przywiązana do tradycji, odwiecznych symboli i tradycyjnych wartości. Ludzie na ogół w drugiej połowie życia, a młodsi często z niższym wykształceniem. W przeważającej mierze ta Polska znajduje się na Ścianie Wschodniej, na Podkarpaciu i w Małopolsce. Tam dominującym elementem są ludzie zasiedziali od pokoleń, zakorzenieni głęboko w Ojcowiźnie. Sprzyja to tradycyjnym wzorcom moralnym.
Polska postępowa, otwarta na nowości i nowinki, podatna na modę, pilnująca, aby być trendy, cool. Ludzie przeważnie młodsi, wielu japiszonów – przepraszam – yuppies, na ogół lepiej wykształceni, chociaż często po tzw. wyższych szkołach prywatnych. Ta Polska zlokalizowana jest przede wszystkim w stolicy i innych wielkich miastach, na Wybrzeżu oraz tzw. Ziemiach Odzyskanych. Tu zaś dużo jest ludzi napływowych, oderwanych od swych małych ojczyzn, którzy znaleźli się w środowiskach bardziej anonimowych. Nie przypadkiem przeto, więcej tu swobody obyczajowej.
Obie partie, walczące ze sobą na noże, są mimo to podobne do siebie. Wywodzą się z tych samych środowisk opozycyjno solidarnościowych, a różnice ich programów są w istocie niewielkie i polegają głównie na odmiennym rozłożeniu akcentów. Zasadniczo różnią się te towarzystwa stosunkiem do tradycji narodowych oraz kwestii etycznych. Jedni są nieomal purytańscy, a drudzy skłonni do relatywizmu. Ksiądz Tischner gawędził o trzech rodzajach prawdy – ale na Boga! – to był żart o góralach, a nie legalizacja moralności Kalego!...
Podobno, bez względu na to czy jesteśmy z kręgu PO czy PiS, wszyscy wyznajemy etykę chrześcijańską. Ta zaś jest uniwersalna, więc jej normy musimy stosować tak samo wobec obcych jak w stosunku do swoich. Normy te są proste i jednoznaczne – tak oznaczać może tylko TAK, a nie NIE. Przede wszystkim zaś dobro musi być nazwane DOBREM, a zło ZŁEM. Jeżeli relatywizujemy prawdę i kłamstwo oraz dobro i zło, to trujemy nie tylko język, ale w konsekwencji fałszujemy relacje pomiędzy sobą. Powstaje coś w rodzaju pomieszania języków! Jak długo będziemy się kontentowali zatrutym życiem politycznym?
tekst opublikowany był na portalu: niezalezna.pl
Inne tematy w dziale Polityka