Tusk nie Cameron, ryba nie ptica, Polska nie zagranica. Ale pomarzyć można.
W „Rzeczpospolitej” przeczytałem tym, jak brytyjski premier David Cameron robi wszystko to, czego nie robi polski premier. O Cameronie mówi się, że Margaret Thatcher może być z niego dumna. Donald Tusk też chciałby, by ktoś tak powiedział, ale nikt tego powiedzieć nie może. O Jarosławie Kaczyńskim też nie.
Zacytuję fragment tekstu Wojtka Lorenza z dzisiejszej „Rzepy”: „Żaden kraj w Europie nie wprowadza radykalnych reform tak błyskawicznie jak Wielka Brytania. David Cameron zaskoczył nawet swoich zwolenników.Premier Cameron, który w czasie kampanii pozował na umiarkowanego polityka, okazał się bezkompromisowym reformatorem. W czasie pierwszych 100 dni rządów (upływają w środę) co tydzień ogłaszał kolejne ustawy, które mają doprowadzić do ograniczenia wydatków publicznych. W sumie przedstawił ich ponad 20. Wielką Brytanię czeka rewolucja w szkolnictwie, służbie zdrowia, policji i systemie socjalnym. Z zasiłkami pożegnają się zapewne m.in. Polacy żyjący na koszt brytyjskich podatników. Reformy są konieczne, bo Wielka Brytania wpadła w najgłębszą i najdłuższą recesję z wszystkich najbogatszych państw świata. Ale Cameron zapowiada nie tylko bezlitosne ograniczanie wydatków. Chce też zdecentralizować Wielką Brytanię, która pozostaje jednym z najsilniej scentralizowanych krajów OECD.”
Jakby o nas prawda? Z potrzebami i kłopotami ale nie z realizacją reform. W „Dzienniku” Michał Boni zapowiada, że rząd już jesienią przedstawi, zaproponuje. Zaraz potem dodaje, ze idzie rok wyborczy więc trudno będzie, bo przecież nie ma większości teraz. I trzeba czekać aż większość się pojawi. Oczywiście wszyscy wierzymy, że teraz, teraz, no teraz już naprawdę, jak tylko Platforma wygra wybory, to zacznie reformować jak Cameron.
Jeszcze jeden fragment z tekstu o tym co się dzieje w Wielkiej Brytanii: „Bolesne reformy mogą być łatwiejsze do strawienia, bo premier łączy je ze swoją wizją Big Society, czyli Wielkiego Społeczeństwa. Odchudzone i bardziej przejrzyste państwo zamiast na każdym kroku wtrącać się w życie obywateli, ma pomagać wyzwolić drzemiącą w nich energię. Przykład? Organizacje charytatywne, stowarzyszenia non profit, Kościoły czy nawet sami rodzice będą mogli otwierać lub przejmować szkoły.” Piękne, prawda? Ja naprawdę w 2005 roku myślałem, że tak będziemy pisać po stu dniach rządów PO-PiS.
A co mówi dziś Michał Boni, jeden z najporządniejszych i najbardziej pracowitych ludzi w polskim rządzie w 2010 roku?. Pytany przez dziennikarzy „Dziennika”, kiedy z analiz i dyskusji przejdą do działań i decyzji, odpowiada: „Decyzje powinny być gotowe, gdy będziemy mieli zagwarantowaną skuteczność ich wdrożenia. Nie ma żadnego sensu przygotowywanie rozwiązań, przy których nie zbudujemy większości w parlamencie. Wkraczamy w cykl kalendarza wyborczego, mamy wybory samorządowe, a w przyszłym roku parlamentarne. Żaden rząd nie wprowadza rozwiązań, co do których nie wie, czy będzie miał większość. Jeśli byśmy ją mieli, to wiadomo, że byśmy niektóre sprawy poruszyli szybciej”.
Wiec niech no tylko Platforma wygra wybory… A może by tak tego Camerona zaimportować tu? Dać mu obywatelstwo, niech zostanie szefem PiS i PO zarazem? Tymczasem, może nasi blogerzy rezydujący na Wyspach opowiedzą jak to wygląda z tym Cameronem z ich punktu widzenia?
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka