Mój prowokacyjny tytuł tekstu o Jaruzelskim wywołał ciekawą dyskusję. Dziękuję wszystkim, którzy wzięli w niej udział. Kilka odpowiedzi i wyjaśnień. Tytuł był oczywiście prowokacją, która zadziałała. To jest blog a nie praca naukowa. A przy okazji polecam jeszcze raz mój tekst o generale w "Rzepie".
Oczywiście zgadzam się z wszystkimi tymi, którzy uważają, że po pierwsze nie wszyscy, tylko część, po drugie nie kochają, tylko tolerują albo akceptują, czy rozumieją jego dawne decyzje. Jasne, ale to wciąż fenomen, ze 20 lat po upadku komuny, tylu Polaków wciąż uważa stan wojenny za „mniejsze zło” i chce np., by generał poleciał na beatyfikacje Jana Pawła II z demokratycznie wybranym prezydentem RP.
Większość komentatorów uznała słusznie, że powodem takiej jednak popularności generała jest brak dekomunizacji, brak jasnego nazwania zła złem, brak jasne cezury między PRL a nową Polską. Niewielu jednak odniosło się do roli Kościoła. Giz3miasto doniósł się, ale ze zrozumieniem. „Rolą przedstawicieli Kościoła Katolickiego także w Polsce bardzo często jest i było łagodzenie napięć społecznych przy jednoczesnym respektowaniu przedstawicieli władzy lokalnej, czasami nawet ku niezadowoleniu części społeczeństwa” – napisał Giz. To prawda, ale czy to powinno oznaczać akceptację? Brak potępienia, jasnej oceny przez dwadzieścia lat? Mnie to nie przekonuje.
Podobnie jak nie przekonuje mnie życzeniowe myślenie i twierdzenia, że opieram swoje tezy się na „zmanipulowanych sondażach”. Wiem, że łatwiej żyć z takim przekonaniem, ale jakoś się dzieje, ze ktoś wybierał kilka razy SLD do władzy, ktoś dwukrotnie wybierał Aleksandra Kwaśniewskiego, w tym raz w pierwszej turze. Nie żyjmy złudzeniami. Duża część naszych rodaków, moich rodaków, Polaków, tak uważa.
Kilka osób nie chce przyjąć do wiadomości, że śp. Lech Kaczyński chciał zaprosić Jaruzelskiego do samolotu do Moskwy. Rozumiem, ze łatwiej nie przyjmować faktów do świadomości, ale takie były fakty. Łatwo sprawdzić. Co nie zmienia tego, że prezydent Kaczyński jasno i w sposób właściwy określał swój stosunek do generała. W politycznej walce tak jest, że czasem wykonuje się rozmaite gesty. Jarosław Kaczyński w kampanii docenił i Gierka i Oleksego. Tak się opłacało. Tak bywa w polityce. Ale skutki tego jakieś zawsze są.
Jan Mak zwrócił mi uwagę, ze nie tylko byli NZS-owcy, ale też działacze „Solidarności Walczącej” pozostali pryncypialnie antyjaruzelscy. Tak jest, nie wspomniałem o tym, przepraszam. Zapewne można znaleźć jeszcze kilka środowisk, ale na pewno do nich należy dawna SW.
A jak bardzo historia bywa zaskakująca, człowiekiem łączącym obie te organizacje, twardym działaczem SW i NZS był… Grzegorz Schetyna. I on – o ile pamiętam – nigdy nie przyłączył się do chóru zwolenników „ludzi honoru”.
Leszek.sopot zarzuca mi „butę i pychę” w tym, ze odwołuję się do NZS-u. Przyznam, ze kompletnie nie zrozumiałem dlaczego? Piszesz, że jednym z powodów jest też rozczarowanie „Solidarnością”. Zapewne tak, zgoda. To powód kolejny. Skoro wiele rzeczy dziś się nie udało, to kierujemy swoje sympatie w przeszłość. Ale o co chodzi z moją butą nie łapię.
Kilka osób pytało, jaki jest mój stosunek od Jaruzelskiego. Myślałem, ze to jasne, ale jeśli dla kogoś niejasne, chętnie napiszę. Mam o generale jak najgorsze zdanie. Całe jego dorosłe życie, to służba Moskwie. Antysemickie jazdy w wojsku w 68, najazd na Czechosłowację, grudzień’ 70, stan wojenny, to wszystko zasługuje na potępienie. Przecież nie podał się do dymisji po zabiciu ks. Jerzego. Czy nie miał rozterek? Pewnie miał. Czy jest jednoznacznie zły? W każdym jest jakieś dobro, zapewne w generale także. Pewnie jest miły dla swej rodziny, zapewne duma nad losem Polski. Ale o człowieku świadczą czyny a nie myśli. Dorastałem w czasach Jaruzelskiego i tej smutnej Polski, którą jemu zawdzięczam mu nie zapomnę. Dla mnie jest zdrajcą. A że oddał władzę pokojowo? Oddał, kiedy nie miał wyjścia. Kiedy był słaby i ratował swój tyłek.
Nie oczekiwałem nawet, że będzie siedzieć. Za to, że współpracował z rządem Mazowieckiego, że na koniec nie wdał się w strzelaninę można go ułaskawić. Ale ułaskawić. To znaczy najpierw osądzić. Gdyby go osądzono, nie chodziłbym 13 grudnia pod jego dom.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka